Reklama

Rok 2015 – pozorowanie projektu atomowego

Rok 2015 był dla budowy polskiej elektrowni atomowej niezwykle trudny. W wyniku rozwiązania umowy z firmą Worley Parsons doszło do co najmniej rocznego opóźnienia projektu. Zgodnie z oficjalnymi komunikatami spółka ta przez niemal 12 miesięcy pozorowała działania w zakresie prowadzenia kluczowych badań lokalizacyjnych i środowiskowych. Co ciekawe przed takim obrotem wydarzeń zgodnie z nieoficjalnymi informacjami ostrzegały polskie służby. Co ciekawe Worley Parsons był aktywny w Bułgarii gdzie doszło do dużych opóźnień związanych z budowę elektrowni atomowej Belene, konkurencją wobec której był korzystny z punktu widzenia Rosji projekt South Stream (planowany gazociąg pomiędzy Rosją i Bułgarią dedykowany dostawom surowca do UE).

Stronie rosyjskiej zależało najprawdopodobniej na rozegraniu „bułgarskiego scenariusza” także w Polsce i na Litwie. Dzięki działaniom wymierzonym w powstające siłownie w obu wymienionych krajach starano się zmaksymalizować szanse na eksport taniej energii z planowanej w obwodzie kaliningradzkim elektrowni atomowej .

Z powodu trudnej sytuacji związanej z Worley Parsons, dodajmy niedokończonej bowiem liczne sygnały świadczą o tym, że firma będzie bronić swoich interesów przed sądem, rok 2015 upłynął de facto na pozorowaniu działań w obrębie polskiego projektu jądrowego. Spółka PGE EJ1 złożyła np. wniosek do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach oraz o ustalenie zakresu raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko. Tymczasem takie działanie powinno mieć miejsce dopiero po zakończeniu badań środowiskowych i lokalizacyjnych. Dlaczego zatem odwrócono kolejność? Prawdopodobnie po to by wytworzyć w mediach wrażenie, że proces inwestycyjny idzie do przodu…

Pozostałe działania, jakie były podejmowane przez PGE EJ1 w 2015 r. to m.in. rozmowy z gminami pomorskimi, które zażądały gwarancji finansowych w związku wpływem projektu atomowego na ich budżet i ryzykiem, że elektrownia w ogóle nie powstanie. Spółka zapowiedziała także na grudzień 2015 r. rozpoczęcie tzw. postępowania zintegrowanego dotyczącego wyboru modelu finansowania siłowni, partnera strategicznego inwestycji, dostawcy technologii i paliwa jądrowego. Termin nie został jednak dotrzymany, a sygnały płynące z PGE EJ1 sugerują, że (kolejne) opóźnienie w tym zakresie może wynieść od kilku miesięcy do nawet roku. W ciekawy sposób koresponduje to z rewelacjami Greenpeace, który powołując się na dokumenty, które rzekomo wyciekły ze spółki stwierdził, iż polski atom rozpocznie prace dopiero w 2031 r. Dlaczego ta data jest tak ważna? Z powodu polityki klimatycznej UE, która w ramach reformy systemu handlu emisjami chce nałożyć na Polskę obowiązek redukcji emisji CO2 o 40% do 2030 r. względem roku 1990. Innymi słowy redukowany węgiel nie będzie mógł być w tym horyzoncie czasowym w jakimkolwiek stopniu zastąpiony atomem.

Niemniej ciekawie wyglądał aspekt polityczny programu rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Stał się on jednym z ważniejszych tematów debaty premier RP Ewy Kopacz i pretendującej do tego stanowiska Beaty Szydło. Idący po władzę PiS zapowiadał kontynuację projektu i objęcie go nadzorem planowanego ministerstwa energetyki (jak pierwotnie nazywano koncepcję powołania resortu koordynującego krajową politykę energetyczną). Z nieoficjalnych informacji wynika, że szykowany do objęcia nowego ministerstwa Piotr Naimski uważał budowę elektrowni atomowej za projekt cywilizacyjny, a nie ekonomiczny. Miał on stanowić test dla państwa, przenieść jego kulturę organizacyjną na nowy poziom.

Tuż po zwycięstwie wyborczym entuzjazm PiS wobec programu atomowego szybko stygł. Nowopowstały resort energii formował się powoli i stanowił aż do końca roku ministerstwo ds. górnictwa. Naimski nie został jego szefem, a fotel ten objął Krzysztof Tchórzewski. Wkrótce zaczęły się także pojawiać pierwsze głosy krytyczne wobec budowy siłowni jądrowej w Polsce. Henryk Kowalczyk stwierdził np., że przyszłość elektrowni nie jest jasna i nie zapadły w tym zakresie jeszcze żadne decyzje.

Rok 2016 – powolne wygaszanie atomu

Początek 2016 r. przyniósł znaczne zaostrzenie takiej retoryki. Minister energii w licznych wywiadach prasowych (np. styczniowy w Rzeczpospolitej) i wystąpieniach na branżowych konferencjach zaczął podkreślać, że chociaż projekt atomowy będzie kontynuowany to jednak absolutnym priorytetem jest inwestowanie w nowe bloki węglowe (znacznie redukujące emisję CO2 dzięki wysokiej sprawności). W podobnym tonie zaczęła wypowiadać się premier Beata Szydło, która podczas lutowej wizyty na placu budowy elektrowni Jaworzno III zapowiedziała, że węgiel, a nie energetyka atomowa będzie jeszcze długo podstawą rozwoju polskiej energetyki. Wicepremier Mateusz Morawiecki podczas prezentacji swojego planu rozwojowego podkreślał znaczenie niskoemisyjnych źródeł energii (zapewne w kontekście polityki klimatycznej UE) i  choć wspomniał o geotermii czy instalacjach OZE to nie wymienił siłowni jądrowej. Najbardziej frapującą wypowiedzią rządową było jednak stwierdzenie ministra skarbu Dawida Jackiewicza, który powiedział, iż o przyszłości programu atomowego powinno zdecydować referendum (to idealny sposób na wycofanie się z kosztownego projektu).

Na marginesie warto dodać, że zagraniczny biznes nadal wierzy w Polski atom. Mimo niejednoznacznej postawy rządu RP działania lobbingowe są kontynuowane przez Francuzów, Japończyków, a nawet firmy brytyjskie. Lobbyści są obecni nie tylko na najważniejszy konferencjach branżowych (w tym sejmowych), które miały miejsce od początku 2016 r., ale również inicjują zamknięte seminaria i eventy dla czołowych ekspertów i polityków.

Dla pełnego oglądu sprawy trzeba jeszcze wspomnieć o tym, że negatywne zjawiska mają miejsce także w skali makro. Koncern EDF ma problemy finansowe i nie wiadomo kiedy (czy?) rozpocznie się budowa elektrowni Hinckley Point C w Wielkiej Brytanii. Tymczasem to inwestycja, z którą powiązano mechanizm kontraktu różnicowego dający wykonawcy gwarancje stałej ceny. To niesłychanie istotne ponieważ większość firm i banków nie wyraża dziś zainteresowania dużymi inwestycjami energetycznymi ze względu na ryzyko. Kontrakt różnicowy ma być tymczasem docelowym sposobem na sfinansowanie budowy polskiego atomu. KE zgodziła się na taką formę pomocy publicznej jednak zaskarżyła ją do Trybunału Sprawiedliwości UE Austria. To drugie ryzyko, o którym warto pamiętać.

Rekomendacje:

  • W kontekście unijnej polityki klimatycznej warto kontynuować projekt atomowy mimo, że siłownia nie powstanie do 2030 r., ponieważ po tej dacie najprawdopodobniej nastąpi zaostrzenie norm emisyjnych, o czym świadczą już pojawiające się sygnały. To technologia niskoemisyjna, a nakłady na nią z czasem się zwracają (elektrownia ma pracować zgodnie z obecnym harmonogramem do 2090 r.). Poza tym może w przeciwieństwie do odnawialnych źródeł energii stanowić podstawę miksu energetycznego produkując energię nawet wtedy gdy nie wieje wiatr i nie świeci słońce, a jak wiadomo magazyny energii znajdują się dopiero w fazie testowej (niewielkich instalacje).
  • Elektrownia atomowa to nie tylko aspekt biznesowy (tania energia, ekologia, praca dla polskich firm i zyski dla gospodarki lokalnej) czy pozyskanie know-how. Równie istotny jest cywilizacyjny aspekt przedsięwzięcia. Państwo polskie będzie musiało koordynować budowę co przełoży się na kulturę organizacyjną.
  • Należy wdrożyć szerszy nadzór kontrwywiadowczy nad inwestycją. Federacja Rosyjska ze względu na projekt elektrowni atomowej realizowany (obecnie zamrożony) w obwodzie kaliningradzkim podejmuje działania wymierzone w polski atom.

Rok 2015 – nadchodzi górnicza apokalipsa

Rok 2015 można byłoby określić mianem czasu oczekiwania na górniczą apokalipsę. Już w styczniu w związku ze spadającymi cenami węgla i długoletnim brakiem reform w sektorze (za co odpowiada zarządzane przez PSL ministerstwo gospodarki ponieważ dopiero w 2015 r. nadzór nad górnictwem przesunięto do skarbu państwa) sytuacja Kompanii Węglowej wydawała się niezwykle dramatyczna. Działania podjęto zbyt późno i w sytuacji głębokiej dekoniunktury (ceny węgla pikowały w dół), co dziś wpływa w zasadzie na niemożność znalezienia jakiegoś rozwiązania dla całej sytuacji.

Środki jakimi próbowano ratować największą krajową spółkę górniczą doprowadziły w krótkim czasie do problemów całego sektora. Chodzi o słynne „przeceny” węgla, który w Kompanii próbowano sprzedawać de facto po cenach dumpingowych co wpłynęło na cały rynek. Działanie było inspirowane politycznie o czym świadczy chociażby to, że UOKiK nie dopatrzył się w sprawie żadnych nadużyć.

Na marginesie warto dodać, że na skraju upadłości stanęła także Jastrzębska Spółka Węglowa, która jednak ostatecznie doszła do porozumienia z ING Bankiem Śląskim żądającym wcześniejszego wykupu obligacji. Spółka nie wywiązała się bowiem ze złożonej mu obietnicy emisji euroobligacji (problem ten dał o sobie znać w 2016 r.).

Katowicki Holding Węglowy wniesiono natomiast do spółki specjalnego przeznaczenia (SPV) kontrolowanej przez skarb państwa z myślą objęcia w niej udziałów przez inwestora zewnętrznego. Według plotek miałaby nim być państwowa Enea, a nie podmiot prywatny.

Główny plan ratowania Kompanii Węglowej zakładał utworzenie Nowej Kompanii Węglowej. 17 stycznia zawarto porozumienie ze związkowcami. W ostatnim dniu jego obowiązywania (30 września) na rządowym posiedzeniu podjęto decyzję o włączeniu węglowego giganta do funduszu TF Silesia. Tyle tylko, że szybko stało się jasne, że mogą być problemy z zaakceptowaniem takiego stanu rzeczy przez Komisję Europejską. Fundusz w 100 proc. kontrolowany przez państwo był bowiem kołem ratunkowym, które jednoznacznie kojarzyło się z niedozwoloną pomocą publiczną. Stąd pomysł władz by udziały w TF Silesia objęły giełdowe spółki, nad którymi ma on wpływ, a więc: PGE, Energa, PGNiG. Dodatkowo w pomoc zaangażował się także Węglokoks wpłacając 500 mln zł zaliczki za część kopalń na poczet powstania Nowej Kompanii Węglowej.

Rok 2016 – spektakl trwa 

W międzyczasie zmienił się rząd. PiS zapowiadał w kampanii wyborczej, że uzdrowi sytuację w sektorze i nie będzie zamykać kopalń. Szybko okazało się jednak, że żadnego głębszego planu po prostu nie ma, a kontynuowana będzie linia PO/PSL o czym świadczyło pozostawienie architekta Nowej Kompanii Węglowej Wojciecha Kowalczyka w obrębie nowego resortu energii. Pierwsze konkretne działania gabinetu Beaty Szydło polegały na zmianie brandu dla docelowej spółki mającej ocalić Kompanię Węglową na Polską Grupę Górniczą. Oprócz tego władze najprawdopodobniej jak swoisty „balon próbny” rozpoczęły w mediach wdrażanie narracji o tzw. „wyciszaniu kopalń” w związku z dekoniunkturą na rynku węgla. De facto oznaczało by to ich zamknięcie z tą różnicą, że zabezpieczono by je na możliwość ponownego uruchomienia w przyszłości. Reakcja społeczna na taki pomysł była negatywna. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski musiał wycofać się ze swoich deklaracji. Od tej pory czynniki rządowe podkreślały, że żadnego zamykania kopalń nie będzie, a restrukturyzacja dotknie jedynie fragmenty zakładów np. ściany. Dramatycznie układały się również sprawy ze związkowcami. Rząd nie wypowiedział bowiem ustaleń, wedle których przez rok nie zmienią się pensje ani stan zatrudnienia w Polskiej Grupie Górniczej). Będące na granicy utraty płynności finansowej półki węglowe zostały natomiast zmuszone pod presją związków do wypłaty czternastek dla górników i  to z ustawowymi odsetkami ponieważ przelewy rozłożono na raty.

W międzyczasie dała o sobie znać również sytuacja w JSW. 1 marca br. spółka poinformowała o niewywiązaniu się z porozumienia z bankami. Jeżeli nie zostanie w tym zakresie wypracowane nowe porozumienie to czekać ją będzie po prostu ogłoszenie upadłości. Świadomość tego zaczęła docierać do rządzących – na początku marca na Śląsk udał się minister energii Krzysztof Tchórzewski i wiceminister tego resortu Grzegosz Tobiszewski. Wkrótce poinformowano o tym, że aktywa ciepłownicze JSW mogłoby objąć PGNiG Termika, a w koksownie zainwestowałyby ARP i PIR. Innymi słowy powielono by scenariusz ratowania KW przez energetykę.

Minister Tchórzewski wycofał się także z deklaracji o powołaniu Polskiej Grupy Górniczej 30 czerwca, gdy stało się jasne, że Kompania Węglowa ma wystarczającą ilość pieniędzy na funkcjonowanie jedynie do 30 kwietnia. Stanęło więc na tym, że nowy podmiot zainauguruje działalność 1 maja.

Niepewna przyszłość

Niestety sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa nie sprzyjają rozwiązaniu palących kwestii górnictwa. Związki zawodowe nie są gotowe do żadnych ustępstw, a rząd zmaga się z trudną sytuacją wokół Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego krótkoterminowo nie należy spodziewać się realnych zmian strukturalnych w sektorze. W dalszej perspektywie teoretycznie jest to możliwe. Rząd przegłosował nowelizację ustawy górniczej, która przewiduje przekazywanie do spółki restrukturyzacji kopalń nie tylko całych zakładów, ale także ich oddziałów (a więc wyjmowanie rentownych elementów i ogłaszanie upadłości przez pozostałą część podmiotów) oraz przejęcia przez inne spółki części kopalń zamiast jej likwidacji (do tego odniosę się jeszcze poniżej w kontekście rekomendacji dla górnictwa).

Tymczasem zgodnie z założeniami reformy europejskiego systemu handlu emisjami (ETS) do 2030 r. udział węgla w polskim miksie energetycznym spadnie do poziomu +- 50%. Będzie to wynikało z konieczności redukcji emisji CO2 o 40% względem roku 1990. To drastyczna zmiana, która będzie oznaczała przebudowę całej krajowej energetyki. Warto zwrócić uwagę na fakt, że środki przyznane Polsce w ramach tzw. funduszu modernizacyjnego będą na poszczególne projekty opiniowane m.in. przez Europejski Bank Inwestycyjny. Nie wyda on pozwolenia na kredytowanie jednostek o emisyjności większej niż 550g/kwh – czyli węglowych. Poza tym warto zaznaczyć, że już pod koniec lat 20. skończą się krajowe pokłady węgla brunatnego.

Szansa na rozwój technologii czystego węgla mogących odwrócić negatywny trend polityki klimatycznej UE jest niewielka. Koszty technologii CCS (wychwytywania i składowania CO2) są zbyt wysokie (50-100 euro/ Mwh), natomiast zgazowanie węgla zbyt emisyjne (wykracza poza magiczną barierę 550g/kwh). Na badania innych rozwiązań nie ma ani czasu, ani pieniędzy. Węgiel znajduje się z perspektywy globalnej w głębokiej defensywie.

Rekomendacje:

  • Nieuchronna wydaje się konieczność zamykania nierentownych kopalń. Ich transfer do spółek energetycznych (jak miało to miejsce w przypadku Grupy Tauron i Brzeszcz) tylko krótkookresowo może „pomóc” ukryć problemy branży górniczej. Docelowo firmy elektroenergetyczne poddane presji unijnej polityki klimatycznej potrzebują pieniędzy na inwestycje, a nie wydawania ich na nieuzasadnione ekonomicznie „ratowanie górnictwa”.
  • Należy zaprzestać rozbudowywania nowych stanowisk górniczych, ograniczyć administrację na powierzchni.
  • Konieczna jest redefinicja Karty Górnika, która dziś obciąża zakłady poprzez deputaty węglowe, mlekowe, posiłki regeneracyjne (głównie w postaci bonów towarowych), piórnikowe, dopłaty do wakacji etc.
  • W przypadku problemów z restrukturyzacją branży należy rozważyć prywatyzację niektórych kopalń.

Polityka klimatyczna UE sprzyja OZE 

Ze względu na strukturę polskiego miksu energetycznego, unikatowego w skali UE bo niemal w całości opartego o wytwarzanie energii z węgla, rozwój odnawialnych źródeł energii (głównie elektrowni wiatrowych i słonecznych) napotyka w Polsce na duże problemy. Niemniej reforma ETS, o której wspomniałem już powyżej wymusza na władzach w Warszawie systematyczny rozwój mocy tego typu. W 2020 r. powinny one stanowić już 15% miksu, do 2030 średnia unijna wytwarzania mocy z OZE powinna wynieść 27%.

UE nie nakłada na polskie elektrownie węglowe limitów emisji – one obowiązuje w odniesieniu do sektora. Jeżeli Polska ich nie wypełni to zostanie odcięta nie tylko od środków tzw. funduszu modernizacyjnego stanowiącego wsparcie finansowe UE dla krajów bardziej narażonych na surowe redukcje CO2 w ramach reformy ETS, ale także od kredytowania energetyki w zachodnich instytucjach finansowych. Oficjalnie jako kraj nie jesteśmy zatem „zmuszani” do rekonstrukcji krajowego miksu energetycznego – Komisja Europejska ma bardziej finezyjne środki do tego by nas przymusić do rozwoju OZE.

Warto też zaznaczyć, że już istniejące „zielone źródła” energii nieustannie pogarszają sytuację polskich bloków węglowych. Mają one bowiem uprzywilejowany dostęp do sieci wypierając energetykę konwencjonalną z „merit order” czyli tzw. stosu bilansu energetycznego.

Wzrost udziału OZE w miksie to także wyzwanie dla operatora, który musi przygotować krajowy system elektroenergetyczny do obsługi ogromnej ilości źródeł rozproszonych (w przeciwieństwie do obecnego stanu rzeczy, w którym wytwarzanie energii jest oparte o gigantyczne bloki węglowe).

Rok 2015 pod znakiem ustawy o OZE

Rok 2015 to przede wszystkim przyjęcie ustawy o OZE po blisko pięciu latach prac nad nią. Wprowadza ona system aukcyjny. Zgodnie z nim wsparcie państwa dla instalacji OZE będzie przydzielane poprzez organizowane raz w roku przez URE aukcje. Kryterium będzie cena dostarczanej energii. Drugą istotną kwestią jest wsparcie dla prosumentów za pomocą mechanizmu taryf gwarantowanych. Różnią się one w zależności od technologii i mocy instalacji (3 do 10kW) i wahają od 400 do 750 zł/MWh. Z wykorzystaniem Senatu i wbrew rządzącej w 2015 r. PO część ugrupowań parlamentarnych próbowała zmienić te zasady na jednolitą taryfę dla instalacji do 10 kW w wysokości 210 proc. średniej rynkowej ceny energii z poprzedniego roku. Ostatecznie w Sejmie udało się taką propozycję Izby Wyższej odrzucić. Można by rzecz, że „na szczęście” ponieważ przewidywała ona, że bardziej opłacalne byłoby sprzedawanie całej wyprodukowanej energii przez prosumentów, aniżeli jej zużywanie na własne potrzeby. Prowadziłoby to do nadużyć tym bardziej, że w ustawie zabrakło mechanizmów kontrolnych.

W grudniu 2015 r. do Sejmu wpłynął projekt nowelizacji ustawy o OZE. Zakładał on wydłużenie o dodatkowe 6 miesięcy uruchomienia systemu aukcyjnego i mechanizmów wspierających wytwarzanie energii elektrycznej z mikroinstalacji o mocy nie większej niż 10 kW.

Rok 2016 – nowelizacja ustawy o OZE i Plan Morawieckiego

W lutym br. resort energii poinformował o tym, że pracuje nad „kompleksową nowelizacją ustawy o OZE”. Według informacji ministerstwa ma ona objąć głównie „zagadnienia związane z wprowadzeniem wsparcia dla wytwórców energii elektrycznej w mikroinstalacjach”. Wyraźnie rozgraniczona ma zostać działalność obywateli skierowana na własne potrzeby oraz działalność gospodarcza nastawiona na dostarczanie energii elektrycznej do sieci elektroenergetycznej. „W pierwszym przypadku pojawią się mechanizmy umożliwiające osobom fizycznym częściową rekompensatę poniesionych nakładów inwestycyjnych na instalację OZE” – poinformował resort.

W marcu do Sejmu trafiła specustawa wiatrakowa. Budzi ona liczne kontrowersje ponieważ zawiera przepisy, wedle których odległość pomiędzy farmą wiatrową, a zabudowaniami mieszkalnymi musi być równa lub większa dziesięciokrotności całkowitej wysokości elektrowni. Może to spowodować duże komplikacje dla już istniejących farm, które nie będą się mogły rozbudowywać jeżeli nie spełnią nowych wymogów. Powyższe w połączeniu z niejasnymi i wątpliwymi prawnie działaniami państwowych firm wobec producentów energii wiatrowej każe zadać sobie pytanie czy w działaniach dot. tej branży nie dochodzą do głosu racje inne niż biznesowe, energetyczne oraz ekologiczne.

Coraz większe znaczenie w zakresie OZE ma także tzw. Plan Morawieckiego, którego zręby przedstawił w lutym br. wicepremier Mateusz Morawiecki. Prezentacja koncentrowała się m.in. na aspektach związanych z OZE w tym: energetyce obywatelskiej (rozwoju przydomowych elektrowni), wykorzystaniu potencjału geotermalnego, rozwijaniu magazynów energii (de facto dedykowanych OZE). Co ciekawe w strategii nie wymieniono ani węgla, ani energetyki jądrowej. Być może zwiastuje to nowy kierunek rozwoju polskiej energetyki? Warto mieć na uwadze to, że teoretycznie w ramach negocjowania reformy ETS możliwe jest uzyskanie większych środków finansowych w ramach funduszu modernizacyjnego jeśli złożono by obietnicę, że zostaną one alokowane w sektorze OZE.

Rekomendacje:

  • Wydaje się, że rząd nie będzie skory do – jak zapowiadał – zanegowania unijnego pakietu klimatycznego. W związku z tym będzie on musiał dokładać wszelkich starań by wypełnić wymóg udziału OZE w krajowym miksie energetycznym.
  • Należy zamknąć nierentowne kopalnie i w związku z celami niskoemisyjnymi zmniejszyć udział węgla w krajowej energetyce. Trzeba jednak pamiętać, że rozwój magazynów energii nie znajduje się obecnie na satysfakcjonującym dla przemysłu poziomie (w Niemczech testowane są niewielkie instalacje) Tymczasem przemysł potrzebuje regularnych, niezawodnych dostaw energii. Z tej perspektywy należy rozbudowywać fundament miksu w oparciu o nowoczesne bloki węglowe o dużej sprawności, elektrownie gazowe (niskoemisyjność!) i siłownię jądrową (po 2030 r. jeżeli polityka klimatyczna będzie się zaostrzać). Obecnie z przyczyn technologicznych oraz związanych z bezpieczeństwem energetycznym (minimalizowanie importu) wdrażanie w Polsce „zielonej rewolucji” na wzór Niemieckiej Energiewende jest więc niemożliwe (chodzi o absolutną dominację OZE w miksie).
  • Zrównoważony rozwój OZE może pomóc w pozyskaniu dużych środków z UE na przebudowę krajowej energetyki (fundusz modernizacyjny, którego ostateczny kształt zostanie ustalony w ramach reformy ETS). Inne korzyści to niwelowanie deficytu energii na północy Polski (morskie farmy wiatrowe) czy rozproszenie elektrowni, co jak pokazał sierpień 2015 r. ma ważne znaczenie w kontekście niwelowania ryzyka blackoutu (rozległej awarii sieci elektroenergetycznej).
  • Rozwój OZE w Polsce wymaga stabilnego otoczenia prawnego (po niemal 5 latach prac i uchwaleniu ustawy o OZE czeka nas jej kompleksowa nowelizacja; specustawa wiatrakowa będzie działać wstecz szkodząc już powstałym elektrowniom wiatrowym) i poszanowania inwestorów zagranicznych. Doskonałym przykładem jest tu współpraca Taurona z polsko-amerykańskim Invenergy LLC. Polski potentat nie wykonuje jednak umowy mimo, iż partner poczynił już poważne inwestycje w projekt. Partnerowi nie proponuje się żadnej rekompensaty – w efekcie sprawa znalazła się już w polu zainteresowania amerykańskiej dyplomacji, Senatu, a nawet Białego Domu.

Arkadiusz Stanisławowski

Zobacz także: Bezpieczeństwo dostaw gazu i ropy do Polski

 

Reklama

Komentarze

    Reklama