Reklama

„Naszym ważnym postulatem jest wprowadzenie wskaźnika(…), który pozwoliłby nam symulować zachowanie systemu energetycznego, gazowego w sytuacji zaprzestania dostaw z jednego źródła, bądź też przez jedną z istotnych dróg dostaw gazu” – powiedział PAP i IAR w Brukseli wiceminister energii Michał Kurtyka. 

Z przedstawianego w ubiegłym tygodniu przez Komisję Europejską pakietu mającego poprawić bezpieczeństwo energetyczne wynika, że UE na być podzielona na regiony, w ramach których mają być obowiązkowo przygotowywane plany na wypadek kryzysu gazowego.

W obecnym rozporządzeniu w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa dostaw przewidziano scenariusz na wypadek np. problemów z infrastrukturą i plany awaryjne, jakie są z tym związane. KE chce zwrotu od obecnego podejścia narodowego do regionalnego, co podoba się władzom w Warszawie. Polska chciałaby jednak, żeby w ramach kryzysowych scenariuszy przygotować się nie tylko na problem z danym rurociągiem, ale by UE była gotowa na całkowite odcięcie dostaw z danego kierunku.

„To jest nasz sztandarowy temat, o którym rozmawiamy z partnerami w UE. Wydaje nam się zdroworozsądkowe wzięcie pod uwagę sytuacji (…), kiedy to nie jedna z infrastruktur przestałaby funkcjonować w obrębie pojedynczego kraju, ale region byłby odłączony od swojego głównego dostawcy” – podkreślił Kurtyka.

Polska opowiada się też za tym, by nowe prawo zabezpieczało możliwość swobody transgranicznego przesyłu gazu w momentach kryzysu. Zaproponowane przez KE regulacje przewidują, że wszystkie połączenia między państwami, tzw. interkonektory, muszą być na stałe wyposażone w możliwość zwrotnego przesyłu gazu (ang. reverse flow). Przewidziano jednak przyznawanie odstępstw od tej reguły - decyzje w tej sprawie będą podejmować odpowiednie władze z krajów, których to dotyczy.

Polscy negocjatorzy chcą też podczas dalszych prac nad przepisami zabiegać o to, by komercyjne umowy na dostawy gazu były przeglądane przez KE przed ich zawarciem. KE zaproponowała, by kontrakty te trafiały do niej nie przed, tylko tuż po podpisaniu. Chodzi jednak tylko o umowy najbardziej znaczące dla bezpieczeństwa energetycznego UE i dotyczyć ma dostawców, którzy mają ponad 40 proc. udziału w rynku; może być to rozłożone na kilka umów.

Ustanowienie takiego ograniczenia nie podoba się polskiemu rządowi. „My byśmy postulowali, żeby to była prosta zasada - nie wydaje nam się niezbędne wprowadzanie jakiegoś progu. Uważamy, że jeżeli te umowy miałyby być przez Komisję analizowane ex ante – a to nam się wydaje słuszne – to wszystkie powinny po prostu być poddawane takiemu reżimowi” – zaznaczył Kurtyka. 

Jak podkreślił wprowadzanie 40-procentowego progu mogłoby spowodować próby obchodzenia przepisów i np. rejestrowania umów w kraju, w którym nie ma dominującego dostawcy, a realizowanie dostaw w innym państwie. „Tu dochodzi do całej masy technicznych dyskusji, których chcielibyśmy uniknąć obniżając ten 40-procentowy próg” – powiedział wiceminister.

Polska jest zadowolona z propozycji, by KE przeglądała jeszcze przed zawarciem międzyrządowe umowy energetyczne. Ma to zapewnić wyeliminowanie z nich ewentualnych klauzul sprzecznych z prawem UE. „Chodzi o to, żeby zabezpieczyć interesy wspólnoty i solidarność” – zaznaczył Kurtyka. 

Wiceminister spotykał się we wtorek w Parlamencie Europejskim z polskimi europosłami, żeby rozmawiać z nimi na temat proponowanych przez KE przepisów. PE na równi z Radą UE, gdzie zasiadają przedstawiciele państw członkowskich, będzie odpowiadał za przyjęcie odpowiednich aktów prawnych.

Zobacz także: Komisja Europejska kontynuuje negocjacje z Gazpromem

Zobacz także: MAE: To nie koniec rewolucji łupkowej

PAP - mini

Reklama

Komentarze

    Reklama