Reklama

„Na razie mamy tylko zapowiedzi pewnych analiz ze strony Ministerstwa Skarbu Państwa. Ta decyzja ma w dużej mierze podłoże polityczne i ma wzmocnić nasze bezpieczeństwo energetyczne” – mówi w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Łukasz Jańczak, analityk w Haitong Bank.

Choć z punktu widzenia politycznego połączenie spółek PKN Orlen, Lotosu oraz PGNiG w jeden państwowy kombinat może się wydawać sensowne, to jednak zdaniem eksperta pod względem biznesowym taki krok nie do końca byłby opłacalny.

Pomysły polityczne nie zawsze idą w parze z zyskownością takich projektów, z myśleniem czysto biznesowym. Musimy poczekać na szczegóły z Ministerstwa Skarbu Państwa na temat tego, jak takie połączenie miałoby w ogóle wyglądać i czy do niego de facto dojdzie” – stwierdza Łukasz Jańczak.

W wyniku fuzji przeprowadzonej przez Resort Skarbu powstałaby jedna gigantyczna spółka o rynkowej kapitalizacji wynoszącej około 60 mld złotych. Tak duży podmiot całkowicie zdominowałby polski rynek przetwórstwa i dystrybucji surowców energetycznych. Łukasz Jańczak zauważa, że co prawda można znaleźć powody dla których opłacałoby się łączyć Lotos z Orlenem, chociażby na poziomie kosztów logistyki, to już łączenie rafinerii z PGNiG jest bezzasadne. 

Wydaje się, że PGNiG nie do końca pasuje do tej układanki. O ile można znaleźć podstawy, dla których opłacałoby się np. połączyć Lotos z Orlenem ze względu na różne synergie, o tyle połączenie rafinerii z PGNiG nie do końca wydaje się sensowne. Prawdopodobnie powstałby bardzo duży podmiot nie do końca efektywny od strony zyskowności” – zauważa.

Po stronie ewentualnych korzyści, jakie mogłyby wynikać z fuzji, analityk Haitong Bank widzi przede wszystkim większe możliwości negocjacyjne z kontrahentami. Dodaje jednak, że np. w przypadku dostaw gazu dla PGNiG spółkę aż do 2022 roku wiąże umowa z rosyjskim Gazpromem. Jańczak zaznacza przy tym, że po ewentualnej fuzji nieuniknione byłyby zwolnienia.

„Jeżeli patrzylibyśmy na to przez pryzmat połączenia czysto biznesowego, to na pewno wszystkie trzy spółki nie uniknęłyby zwolnień, szczególnie osób, których obowiązki się nakładają. Trzeba byłoby powołać tylko jeden zarząd. Część funkcji korporacyjnych na pewno także by się dublowała” – stwierdza.

Ekspert odnosi się także do potencjalnych strat, które w przypadku fuzji poniósłby samorząd Gdańska. Podatki płacone przez działającą na terenie miasta rafinerię Lotos obecnie trafiają do kasy miasta. W wyniku fuzji podatek CIT płacony byłby w miejscu, gdzie zarejestrowana byłaby centrala spółki, czyli prawdopodobnie w Warszawie.

Natomiast, jeżeli patrzymy z perspektywy całego kraju, to na tym poziomie nie widzielibyśmy jakichś znaczących różnic – mówi Jańczak.

Zobacz także: Budowa polskiego giganta paliwowego – wstęp do fuzji z węgierskim MOL?

Zobacz także: Kto zyska, a kto straci na zniesieniu sankcji wobec Iranu?

Reklama

Komentarze

    Reklama