Zaostrza się konflikt pomiędzy Ankarą i Moskwą wywołany incydentem lotniczym na granicy syryjsko - tureckiej. 28 listopada rosyjski prezydent Władimir Putin podpisał dekret zawieszający ruch bezwizowy ze stroną turecką, zakazujący biurom podróży organizowania wycieczek do Turcji i nakładający na ten kraj sankcje ekonomiczne (restrykcje w zakresie importu warzyw, owoców, drobiu) [1]. W odpowiedzi Ankara utrudniła ruch rosyjskich okrętów przez cieśniny Bosfor i Dardanelle. Zgodnie z konwencją z Montreux w czasie pokoju Turcja ma obowiązek umożliwić swobodny przepływ statków handlowych – stąd turecki pomysł na kilkunastogodzinne kontrole i przymusowe postoje jednostek w związku z ćwiczeniami straży przybrzeżnej. Ostre reakcje Rosjan wskazują na straty gospodarcze z tego tytułu.
Głos w sprawie zabrał m.in. Nikołaj Tokariew, szef Transnieftu (tj. federalnego operatora rurociągowego). Podkreślił on, że drastyczne ograniczenia dla rosyjskich tankowców zmierzających z Noworosyjska (gdzie znajduje się największy nad Morzem Czarnym terminal naftowy) w cieśninach Bosfor i Dardanelle spowodują gigantyczne straty finansowe nie tylko dla Rosji, ale także Turcji. Rocznie z tego tytułu Ankara czerpie dochody rzędu 440 mln $ [2]. Wypowiedzi jednego z najważniejszych menadżerów związanych z Kremlem i to w takim tonie oznaczają, że Moskwa poważnie obawia się o swoje interesy w regionach: czarnomorskim i śródziemnomorskim. „Kryzys turecki” może więc ponownie zainicjować dyskusję na temat budowy rurociągu omijającego cieśniny Bosfor i Dardanelle.
Jeszcze w maju br. Nikołaj Tokariew, poinformował w swojej wypowiedzi dla agencji Ria Novosti, że projekt ropociągu Burgas-Aleksandropolis po przejściowych problemach znów nabiera wiatru w żagle. To rura, która poprzez terytorium bułgarskie i greckie „odciążyłaby” tureckie cieśniny. Z geopolitycznego punktu widzenia byłaby to pierwsza inwestycja –dysponująca w dodatku olbrzymią przepustowością- która uniezależniałby eksport ropy z krajów czarnomorskich od Turcji. Chodzi o wspomniany już terminal naftowy w Noworosyjsku stanowiący centrum przesyłowe dla ropy z Rosji, Kazachstanu, Turkmenistanu i Azerbejdżanu.
Nie jest jednak tajemnicą, że od 2011 r. ropociąg Burgas – Aleksandropolis jest blokowany przez Bułgarię. Oficjalnie z przyczyn środowiskowych, w rzeczywistości powody mogą być jednak inne. W październiku br. minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow, skrytykował wypowiedź bułgarskiego premiera Bojko Borysewa, który przemawiając przed Amerykańską Izbą Handlową stwierdził, że Waszyngton i Sofia „są przyjaciółmi na dobre i na złe”. Według polityka to dlatego Bułgaria „zablokowała trzy rosyjskie projekty”. Prawdopodobnie chodzi o: South Stream, elektrownię atomową Belene i właśnie Burgas – Aleksandropolis [3].
Na fali „Kryzysu tureckiego” może się więc okazać, że naciski Moskwy będą miały miejsce głównie na polu propagandowym. W ramach sankcji antytureckich „wstrzymała” ona już projekt Turkish Stream (gazociągu czarnomorskiego mającego dostarczać rosyjski gaz do Turcji), który szczerze mówiąc nie miał szans na realizację. Teraz Kreml może zechcieć „zintensyfikować” budowę Burgas – Aleksandropolis, choć rurę tą zamierzają blokować Bułgarzy.
Zobacz także: Budowa Ropociągu Brody – Płock możliwa w 2017 r. Rząd Szydło zainteresowany nową aranżacją projektu