Reklama

Wydobycie węgla spadło w ciągu trzech kwartałów 2015 r. w porównaniu z analogicznym okresem 2014 r. niemal o 1,5 mln ton do 52,2 mln ton (w całym 2015 r. ma to być 69-70 mln ton). To akurat nie jest zła wiadomość, bo o 5,2% spadło wydobycie paliwa energetycznego, którego mamy nadpodaż (dzięki temu nie rosły przykopalniane zwały, których utrzymanie też przecież kosztuje). Wzrosło natomiast o ponad 9% wydobycie węgla koksowego – bazy do produkcji stali. A na ten surowiec akurat jest zapotrzebowanie. Dobrą wiadomością jest też większa o 5,5% sprzedaż paliwa rdr, w tym o 4%, czyli o 1,7 mln ton na rynek krajowy. Co więcej – w analizowanym okresie mamy do czynienia z przewagą eksportu naszego węgla nad importem (7,2 mln ton wobec 4,7 mln ton). Przypomnę tylko, że od 2008 r. Polska jest importerem netto węgla kamiennego (co oznacza, że sprowadzamy z zagranicy więcej paliwa niż wywozimy, a jesteśmy przecież drugim w Europie, a pierwszym w UE producentem czarnego złota). Oczywiście wciąż najwięcej węgla (ponad 2,7 mln ton) przyjeżdża do nas z Rosji. Drugim dostawcą jest Australia, a trzecim Stany Zjednoczone – to pokazuje, że nasze koszty produkcji wciąż są za wysokie, skoro w sumie 1,25 mln ton węgla w ciągu 9 miesięcy tego roku przyjechało, a w zasadzie to przypłynęło do Polski z drugiego końca świata.

Średnia cena zbytu węgla spadła w ciągu 9 miesięcy o 6% do 260,64 zł za tonę (o 7,2% potaniał węgiel energetyczny, o ponad 4% koksowy). Tyle, że koszty jednostkowe są nadal za wysokie – wynoszą 296,88 zł na tonę, czyli o 34,42 zł więcej od średniej ceny!
Dla porównania – ceny węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) tylko od maja 2015 do 29 października spadły z 61,68 do 55,19 dol. za tonę (przy czym pod koniec października nastąpiło wyraźne odbicie ceny, która jeszcze na początku ubiegłego miesiąca oscylowała wokół 51 dolarów).

Warto odnotować, że od końca 2014 roku do końca września 2015 r. znacząco spadło zatrudnienie w sektorze – z ponad 103 tys. do niespełna 95 tys. osób (dla porównania: w 1989 r. górnictwo zatrudniało ponad 415 tys. ludzi). To efekt odejść na emerytury i wstrzymywania przyjęć do pracy w kopalniach, ale także uchwalonej na początku roku ustawy górniczej pozwalającej na przechodzenie na specjalne tzw. urlopy górnicze osobom z kopalń przenoszonych do Spółki Restrukturyzacji Kopalń – głównie Kompanii Węglowej, w której zatrudnienie najbardziej się skurczyło. Ile kosztowała restrukturyzacja w tym roku? Ponad 0,5 mld zł. Przy czym prawie 130 mln zł pochłonęło pokrycie bieżących strat produkcyjnych.

Mimo spadku ceny węgla, ale dzięki wzrostowi jego sprzedaży przychody górnictwa wzrosły rdr do 20,6 mld zł wobec 19,8 mld zł. Koszty ogółem spadły nieznacznie: z 22,4 do 22,3 mld zł. Ale wynik ze sprzedaży węgla jest gorszy. To strata 1,79 mld zł wobec 1,68 mld zł w analogicznym okresie 2014 r. EBITDA za 9 miesięcy 2015 r. to 665,9 mln zł wobec niemal 1,6 mld zł rok wcześniej. A strata netto to aż 1,67 mld zł wobec 531 mln zł w pierwszych trzech kwartałach 2014 r.

Po półroczu strata górnictwa netto wynosiła 1,5 mld zł. Wtedy prognozowano, że na koniec roku wyniesie ona ok. 3 mld zł. ARP prognozuje obecnie, że będzie to ok. 2,2 mld zł. Będzie to wynik porównywalny do ubiegłorocznego, gdy strata netto górnictwa wyniosła właśnie ok. 2,2 mld zł (przypomnę tylko, że jeszcze w 2011 r. zysk netto sektora przekroczył 3 mld zł). Najgorszym miesiącem kopalń w tym roku był maj, który przyniósł prawie 340 mln zł straty, a najlepszym sierpień, gdy kopalnie odnotowały w sumie 157,3 mln zł zysku netto.

Warto może dodać, że według danych ARP węgla wcale nie mamy do skończenia świata i o jeden dzień dłużej. Zasoby operatywne (czyli takie nadające się do eksploatacji) wystarczą na 45 lat, przy czym na poziomach czynnych i w budowie na 34 lata. Dlatego mówienie o tym, że nasza energetyka będzie oparta na węglu na wieki wieków amen można włożyć między bajki. I pomyśleć trzeba wreszcie, co z górnictwem należy teraz zrobić. Czekamy cały czas na nowy rząd i jego pomysły, ale chyba trzeba się uzbroić w cierpliwość, choć czas ucieka, a cierpliwość skończyła się już chyba wszystkim. W Kompanii Węglowej lada moment zaczną się strajki, gdy faktycznie okaże się, że nie ma pieniędzy na Barbórkę. Zapowiadane przez PiS ministerstwo energetyki też nie powstanie z dnia na dzień, więc możemy mieć naprawdę kolejną gorącą zimę w górnictwie, gdy chodzi o nastroje społeczne. Zwłaszcza, że nowa władza też już zdaje sobie sprawę, że bez zamykania kopalń nie przeprowadzi się już żadnej reformy (nie mówi się jednak o likwidacji czy zamykaniu kopalń, ale o ich... wyciszaniu). 

Jeśli PiS będzie chciał realizować zapowiadaną wcześniej koncepcję konsolidacji górnictwa i energetyki, to obawiam się, że na kolejną rocznicę debiutu PGE na giełdzie (w piątek minęło 6 lat od dnia, gdy nasza największa spółka energetyczna pojawiła się na warszawskim parkiecie) analitycy jej kursu będą mieli ciekawą pracę. Zresztą – chyba nie tylko w przypadku PGE (w moim odczuciu jak ktoś jest od wszystkiego, to jest do niczego...). Ale na szczegóły planu dla górnictwa i energetyki przyjdzie nam jeszcze poczekać. Pytanie tylko, czy jednak nie za długo.

Karolina Baca-Pogorzelska

Zobacz także: Baca-Pogorzelska: Konsolidacja Enei i Energi odmrozi projekt Ostrołęka? [blog]

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze