Według danych na 31 października 2015 r. elektrownie wiatrowe wytworzyły dotychczas 63 mld kWh, co oznacza wzrost o 47%. Wartym zauważenia jest również fakt, że systemy solarne wyprodukowały w pierwszych dziesięciu miesiącach br. 35 mld kWh energii elektrycznej - tyle samo ile w całym 2014 r. Do obliczenia prognozowanego udziału OZE w niemieckim miksie przyjęto, że wyniki za listopad i grudzień będą zbliżone do średniej dla tej pory roku. Oznacza to możliwość odchyleń od przedstawionych powyżej szacunków.
Frithjof Staiß, dyrektor wykonawczy ZSW, powiedział: „Jeśli OZE już teraz pozwala na zaspokojenie ok. 1/3 zapotrzebowania na energię elektryczną, to jest to bardzo obiecujące. Rosnący udział OZE sprawia, że Niemcy są mniej zależne od paliw kopalnych i mogą realizować cele związane z ochroną klimatu. Konieczne są jednak dalsze wysiłki (…) muszą one być ze sobą ściśle powiązane, zoptymalizowane i zintegrowane”.
Wbrew tym hurraoptymistycznym komentarzom, wiele wskazuje na to, że forsowana przez Niemcy „zielona rewolucja” boryka się z coraz większymi problemami. Ogniskują się one wokół kilku kwestii. Po pierwsze chodzi o znaczne koszty dotowania OZE - w ciągu ośmiu lat wydano na ten cel ponad 120 miliardów euro. Po drugie, wbrew pozorom niesatysfakcjonujące jest tempo rozwoju tzw. „czystych technologii”. Po trzecie, dla gospodarki perspektywa rosnącego udziału OZE w miksie - a więc energii tyleż niskoemisyjnej, co nieprzewidywalnej - stanowi istotne zagrożenie z punktu widzenia pewności dostaw. Między innymi dlatego władze RFN podjęły decyzję o zaangażowaniu w budowę Nord Stream II i uzupełnieniu bilansu gazem ziemnym. Zezwolono również firmie handlującej prądem ze Szwecji i Szwajcarii na rozpoczęcie działalności w Niemczech.
Zobacz także: Branża wiatrowa wygeneruje 42 tys. miejsc pracy
Zobacz także: Do 2030 r. 38% polskiej energii z OZE?