Reklama

Górnictwo

Forum Ekonomiczne: "Globalny handel emisjami to mrzonka"

  • Fot. CNES–E. Grimault, 2016/ESA

Na XXV Forum Ekonomicznego w Krynicy nie zabrakło akcentów związanych ze zmianami klimatu. Podczas panelu „Transformacja w kierunku niskoemisyjnej gospodarki. Jak kształtować efektywne mechanizmy redukcji emisji?” rozmawiano m.in. o szansach na sukces w zbliżających się negocjacji klimatycznych w Paryżu oraz o tym, czy możliwe jest uruchomienie globalnego rynku handlu emisjami.

W dyskusji wzięli udział: Anna Dubowik (dyrektor biura Change Partnership w Polsce), David Hone (Shell,  doradca ds. zmian klimatycznych), Marcin Korolec (sekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska), Hans Timmer (główny ekonomista Banku Światowego) oraz Willem Van Ierland (kierownik wydziału strategii i oceny ekonomicznej w Dyrekcji Generalnej KE ds. klimatu). Moderatorem spotkania był profesor Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. 

Jednym z pierwszych wątków poruszonych podczas panelu stała się kwestia oceny protokołu z Kioto. Profesor Karaczun pokusił się o stwierdzenie, że polskie doświadczenia z tym dokumentem nie są najlepsze, ponieważ pomimo sporych nadziei udało się nam sprzedać zaledwie około 10% emisyjnej nadwyżki. W tym miejscu warto przypomnieć, że wynikała ona ze znaczącego zmniejszenia ilości emitowanego CO2, które było efektem przemian zachodzących w krajowej gospodarce w latach 1988 - 2001. Z takim stanowiskiem zdecydowanie nie zgodził się Marcin Korolec, który w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że dane dotyczące sprzedaży być może nie prezentują się imponująco w formie procentowej, ale są równowartością miliarda złotych, który nieomal w całości został przeznaczony na inwestycje proklimatyczne. Zdaniem wiceministra, jesteśmy wręcz jednym z prymusów tego obszaru, ponieważ inne państwa rzeczywiście zarobiły więcej, ale nie wykorzystały tych środków na rozwijanie rozwiązań niskoemisyjnych.

W dalszej części wypowiedzi Marcin Korolec wyraził daleko idącą dezaprobatę dla twierdzenia, jakoby w najbliższej przyszłości realnym było uruchomienie światowego obrotu emisjami: "Globalny rynek handlu CO2 jest atrakcyjną perspektywą, bo wyrównuje poziom konkurencji między państwami, ale w obecnej sytuacji negocjacyjnej jest to postulat abstrakcyjny i wymykający się logice prowadzonych negocjacji. Dziś negocjujemy umowę, której fundamentem są dobrowolne kontrybucje bardzo wielu państw, mamy więc do czynienia z bardzo dużą różnorodnością instrumentów, które będą funkcjonowały w ramach reżimu postparyskiego. Obecne ustalenia nie uprawniają do twierdzenia, ze globalny rynek handlu jest możliwy."

Zdaniem przedstawiciela Ministerstwa Środowiska, który istotną część swojego wystąpienia poświęcił na dyskusję z tezami zaprezentowanymi przez Davida Hone’a, w wielu aspektach europejska polityka klimatyczna zmierza w złym i szkodliwym kierunku, który nie tylko nie służy rozwojowi gospodarczemu, ale wręcz jest dla niego zagrożeniem: "Dziwi mnie, że przedstawiciel przemysłu mówi, iż doświadczenia europejskie idą w dobrą stronę. Nie mogę się zgodzić z takim twierdzeniem. W połowie lipca Komisja Europejska przedstawiła projekt reformy, która w rzeczywistości oznacza zamknięcie całych branż. Dzisiaj zaczynamy bardzo poważną, wewnętrzną dyskusję, co zrobić, żeby europejski przemysł przetrwał ten projekt.” Dodał również, ze jeżeli zabraknie w Europie prawdziwej i wartościowej refleksji nad polityką klimatyczną, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można pokusić się o stwierdzenie, że będzie oznaczało to prawdziwą katastrofę m.in. dla firm z branży cementowej.

Na zakończenie swojego pierwszego wejścia Marcin Korolec podzielił się ze słuchaczami sceptycyzmem, co do zapowiedzi,  jakoby projekt umowy regulującej kwestie klimatyczne mógł pojawić się już w październiku: "Mamy dzisiaj propozycje kontrybucji przedstawione przez 58 państw - pokrywają one globalne emisje w nieco ponad 60%. (…) Negocjujemy nadal umowę międzynarodową i wydaje mi się, że mamy jeszcze bardzo wiele do zrobienia w tej materii.  W szczególności chodzi tutaj o kraje rozwijające się, które twierdzą, że potrzebują nowych, dodatkowych i znaczących środków pieniężnych od państw rozwiniętych - to jest poważne wyzwanie. Musimy się też zastanowić, jak zapewnić, żeby porozumienie kreowało rzeczywistą wartość dodaną - chodzi np. o system mierzenia i weryfikacji emisji. Jest jeszcze dosyć dużo do zrobienia, bo zamiast zarysu dokumentu mamy kompilację rożnych stanowisk. Oczywiście zauważalne jest ciśnienie, aby projekt pojawił się już w październiku, ale moim zdaniem to mało prawdopodobne. (…)Myślę, że jeszcze przez dłuższy czas ten >urobek negocjacyjny nie przybierze kształtu umowy."

W dalszej części dyskusji prof. Karaczun, zwracając się do przedstawiciela Shella, podkreślił, że każde regulacje klimatyczne oznaczają dla szeroko rozumianego przemysłu zostawienie części zasobów energetycznych w ziemi, ponieważ ich wydobycie, spalanie, etc. może okazać się po prostu nierentowne. Dla wielu firm będzie to równoznaczne z problemami, ponieważ wartość złóż jest istotną częścią wyceny aktywów. Pojawia się więc pytanie, czy przedsiębiorstwa takie jak brytyjsko - holenderski gigant są na to przygotowane? David Hone odparł, że firma, którą reprezentuje posiada bardzo duże zasoby gazu ziemnego, który według niego jest efektywnym „narzędziem" służącym redukcji emisji. Ponadto, Shell podejmuje wysiłki związane z dyslokacją podziemnych magazynów CO2: ,,Ta nowa technologia stwarza pewne możliwości zarówno dla przemysłu węglowego, jak i gazowego. Stanowi wręcz dla nich wielką szansę w erze gospodarki niskoemisyjnej."

Ponieważ w panelu wziął udział również główny ekonomista Banku Światowego, nie mogło zabraknąć wątków związanych z finansowaniem gigantycznego przedsięwzięcia nazywanego ,,polityką klimatyczną. Prowadzący przytoczył dane według, których brakuje około 70 miliardów dolarów, aby kraje rozwijające się mogły zrealizować obietnice redukcji CO2 złożone w Kopenhadze. Odpowiedź, której udzielił Hans Timmer jeszcze bardziej uwypukliła skalę problemu: "Środki potrzebne dla opracowania efektywnego systemu z udziałem tych państw powinny być liczone w bilionach, a nie miliardach. Mam nadzieję, że większość kwot będzie pochodziła właśnie z krajów rozwijających się, dla których uczetsnictwo w polityce klimatycznej stanie się zwyczajnie oplacalne."

Anna Dubowik w interesujący sposób opisała sposób wprowadzania rozwiązań prośrodowiskowych w Chinach, gdzie aktualnie funkcjonuje siedem pilotażowych projektów związanych z handlem emisjami - są one realizowane głównie w rozwiniętych ekonomicznie prowincjach. Ich wdrażanie w środkowej części kraju będzie zdecydowanie trudniejsze z powodu deficytu struktur administracyjno - finansowych, objawiających się np. w braku dostępu do platform online. Problemy generuje również charakterystyczna dla Pekinu niska transparentność - zwłaszcza w określaniu limitów dla poszczególnych branż. W roku 2017 wszystkie programy o zasięgu regionalnym mają one zostać przekształcone w system krajowy, który w pierwszym okresie obejmie sektor elektroenergetyczny, cementowy oraz stalowy.

Na zakończenie panelu prof. Karaczun wyraził przekonanie, że ustalenia z Kopenhagi oraz towarzyszące im wydarzenia, kładą się cieniem na aktywności UE w obszarze polityki klimatycznej. Zgodnie z przewidywaniami, reprezentant Komisji Europejskiej miał w tej sprawie odmienną opinię. Wyraził on również nadzieje, że zbliżający się szczyt w Paryżu będzie swoistym przełomem w postrzeganiu całego procesu. Zdaniem urzędnika KE, ceny węgla nie powinny być jedynym narzędziem w walce z CO2 - dekarbonizacja jest istotna, ale mamy obecnie do czynienia również z innymi niepokojącymi zjawiskami, które mogą stanowić zagrożenie m.in. dla bezpieczeństwa energetycznego UE.

Ostatnie słowo należało do sekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska, Marcina Korolca, który zauważył, że Kopenhaga  była bardzo kosztownym „sukcesem”. Odniósł się również do podnoszonej wielokrotnie (i budzącej chyba największy spór) kwestii globalnego handlu emisjami, który w jego opinii jest mrzonką: ,,Taki system nie powstanie dlatego, że nie ma nic wspólnego z pojęciem równości. Handel nie dotyczy sprawiedliwości, ale tego kto ma więcej pieniędzy. Uprawnienia wędrowałyby do podmiotów posiadających największą siłę ekonomiczną." 

Reklama

Komentarze

    Reklama