"Czeka nas bardzo trudny rok z powodu załamania cen ropy” - powiedział Carrea podczas przemówienia górskiej prowincji Cotopaxi. Produkujący dziennie 538 tysięcy baryłek Ekwador, należy do najsłabszych ekonomicznie członków OPEC. Kraj eksportuje głównie ropę Oriente, która jest tańsza i gorszej jakości, niż odmiana Brent. Według amerykańskiej Energy Information Administration tamtejszy sektor wydobywczy boryka się również ze znacznymi trudnościami technologicznymi, związanymi ze specyfiką złóż.
Bloomberg podaje, że na sprzedaży ,,czarnego złota” Ekwador zarabia rocznie ponad 3 mld $, co odpowiada około 13% budżetu państwa. W minionym tygodniu minister finansów poinformował, że zawirowania na światowych rynkach postawiły rząd przed koniecznością dokonania cięć w wydatkach które sięgają 2,2 mld $. Nie podano szczegółów tego ogromnego planu oszczędności, ale indagowany na ten temat prezydent odparł, że dotkną one m.in. systemu edukacji. Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że lewicowy prezydent w lepszych czasach roztrwonił publiczne środki na doraźne i populistyczne programy pomocowe, które długookresowo nie wywarły pozytywnego wpływu na krajową gospodarkę, a wręcz jej zaszkodziły.
W 2010 roku władze południowoamerykańskiego państwa dokonały szeregu reform w krajowym sektorze naftowym, których celem było zwiększenie dochodów do budżetu oraz kontroli nad złożami. W efekcie wiele międzynarodowych firm zostało zmuszonych do renegocjacji obowiązujących umów pod groźbą wywłaszczenia lub zerwania współpracy - podobnego manewru dokonał Hugo Chavez, ideowo bliski Carrei. Część koncernów, jak np. Petroleo Brasileiro lub Noble Energy z siedzibą w Houston, odmówiły przyjęcia nowych warunków w związku z czym ich kontrakty zostały anulowane. Po zmianach firmy otrzymują stałą kwotę za baryłkę ropy, a jeśli ceny spadną poniżej ustalonego poziomu, to rząd może odłożyć część płatności do momentu odbicia.
Ekwador nie jest jedynym krajem zrzeszonym w OPEC, któremu grozi wpadnięcie w poważne tarapaty w związku z polityką prowadzoną przez kartel oraz sytuacją na światowych rynkach. Coraz częstsze sygnały ostrzegawcze płyną również m.in. z Wenezueli, Algierii, Iraku, Nigerii oraz Libii, które postulują zwołanie specjalnego posiedzenia organizacji, poświęconego podjęciu działań na rzecz zahamowania negatywnych trendów. Arabia Saudyjska, która pełni de facto rolę lidera OPEC, do tej pory nie odpowiedziała na ten apel. W tym kontekście warto również wspomnieć o Rosji, która oficjalnie zaprzecza, jakoby zmniejszające się wpływy z eksportu surowców energetycznych stanowiły dla niej poważny problem, ale w rzeczywistości może okazać się jednym z największych przegranych całej sytuacji. W marcu br. roku OPEC opublikowała raport, w którym informowała m.in. "Każdy spadek cen ropy o jednego dolara oznacza niedobór 3 mld $ w rocznym eksporcie Rosji". Nieco ponad miesiąc później pierwszy zastępca przewodniczącego Banku Centralnego, Aleksiej Simanowskij, powiedział: "Zakładając drastyczne scenariusze rozwoju sytuacji, w przypadku m.in. spadku cen ropy do 40 $ za baryłkę, rosyjskie banki mogą potrzebować dokapitalizowania w wysokości ok. 500 mld rubli”. Fatalne położenie Moskwy pogarsza dodatkowo fakt objęcia jej sektora naftowo – gazowego sankcjami technologiczno – finansowymi, które de facto uniemożliwiają szereg inwestycji np. w Arktyce.
Przypomnijmy, że Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową odpowiada za około 40% światowej produkcji. 27 listopada 2014 roku podjęto decyzje, że jej poziom zostanie utrzymany na dotychczasowym poziomie, co okazało się jednym z kluczowych czynników prowadzących do nadpodaży oraz dalszej deprecjacji ,,czarnego złota”. Strategia została potwierdzona 5 czerwca br. podczas ostatniego regularnego spotkania OPEC.
Zobacz także: Łukaszenka znów flirtuje z Zachodem. „Polityczny zwrot sygnalizowany także w energetyce”
Zobacz także: Iran zamierza zwiększyć produkcję ropy. "Za wszelką cenę"