Reklama

Sieci elektroenergetyczne krajów bałtyckich pozostają zintegrowane z Rosją. Ich synchronizacja z UE to jeden z głównych celów łotewskiej prezydencji w Radzie UE. Podobnie jak w sektorze gazu tak i w obszarze energii elektrycznej Bałtowie chcieliby stać się częścią Europy i uniezależnić od Moskwy. Zdaniem Rygi horyzont czasowy, w którym będzie to możliwe to lata 2020–2025. Jednak już teraz wiadomo, że realizacja tych zamierzeń nie będzie łatwa ze względu na stanowisko Kremla.

 

Sprawa dotyczy pośrednio także Polski ponieważ synchronizacja sieci elektroenergetycznych krajów bałtyckich z UE doprowadzi do izolacji sąsiedniego obwodu kaliningradzkiego. Trudno przewidzieć jaka będzie reakcja Rosji na taką sytuację. Nie tylko podważy ona pozycję tego kraju w regionie (zelżeje nacisk energetyczny na Litwę, Łotwę i Estonię będące niegdyś częścią Związku Sowieckiego), ale także uderzy w sposób bezpośredni w newralgiczną część jego terytorium.

 

Oczywiście najprostszym sposobem dla strony rosyjskiej na dostosowanie się do nowych realiów byłoby zsynchronizowanie sieci elektroenergetycznej obwodu kaliningradzkiego z UE – jednak w obecnych realiach geopolitycznych jest to wykluczone. Dlatego Moskwa raczej na pewno będzie starała się w sposób konfrontacyjny wymusić na Bałtach zmianę decyzji i równolegle przygotowywać eksklawę do „stanu oblężenia” w jakim się znajdzie (może to doprowadzić np. do wznowienia budowy Bałtyckiej Elektrowni Atomowej, choć zapewne w formie jednostki o mniejszej mocy). Będzie to rodzić różnorakie implikacje dla regionu.

 

Trzeba mieć świadomość tego, że aby synchronizacja bałtyckich sieci elektroenergetycznych była możliwa konieczne będzie zapewnienie odpowiedniej ilości energii jaka będzie do nich wpływała. Bałtowie będą musieli zrezygnować z prądu importowanego z Rosji i oprzeć się na własnych mocach oraz połączeniach transgranicznych z UE. Zdaniem analityków z Litwy, Łotwy i Estonii mosty energetyczne łączące ich kraje z Finlandią, Szwecją i Polską (dwa ostatnie zostaną niebawem oddane do użytku) nie zrekompensują deficytu mocy jaki się pojawi. To podwójna szansa dla naszego kraju:

 

  • Po pierwsze, w zakresie eksportu energii do Baltikum. Czy zostanie ona wykorzystana? Trudno powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że Polska to importer energii netto a obszar Województwa Warmińsko-Mazurskiego czy północnego Mazowsza sam jest deficytowy w związku z tym, że nie zdecydowano się na rozbudowę Elektrowni Ostrołęka.
  • Po drugie, tak czy owak Bałtowie będą musieli postawić na budowę nowych mocy wytwórczych. Czy konieczność taka da nowy impuls projektowi budowy elektrowni atomowej w Wisagini? Mimo legendarnych już problemów jakie przeżywa ta inwestycja – nie można tego wykluczyć. W takim przypadku podobnie jak w kwestii eksportu prądu z Polski na Litwę byłaby to najprawdopodobniej stracona szansa dla naszego kraju. Zaangażowanie PGE (czy innych podmiotów) w budowę siłowni w Wisagini mogłoby scementować politycznie oś Warszawa-Wilno-Ryga-Tallin, w tym kontekście szkoda że w 2011 r. spółka ta wycofała się z omawianej inwestycji. Udział czterech partnerów połączonych interesem energetycznym we wspólnej inicjatywie mógł dać interesujący efekt. Tak się jednak nie stało a w międzyczasie polski i litewski atom pozostają wielką niewiadomą.

 

Takim stanem rzeczy jest żywotnie zainteresowana Rosja. W obliczu ewentualnej integracji bałtyckich sieci elektroenergetycznych z UE z pewnością zintensyfikuje ona swoje działania zmierzające do storpedowania budowy siłowni jądrowych w okolicy obwodu kaliningradzkiego. Lokalny deficyt energii jest w interesie Moskwy, która z wykorzystaniem Rosatomu chciałaby go zaspokajać z własnych źródeł tworząc nowe sieci zależności. 

Reklama
Reklama

Komentarze