Portal o energetyce
Zamachy na rurociągi ściągają na Kurdów gniew Turcji
Turcja zamierza zamontować kamery termiczne i rozesłać patrole konne w celu zwiększenia bezpieczeństwa kluczowych rurociągów. O ataki na nie oskarża Kurdyjską Partię Pracy. Używa ich jako argumentu do włączenia w ofensywę przeciwko Państwu Islamskiemu działań przeciwko Kurdom - pisze na blogu Defence24.pl Wojciech Jakóbik z Instytutu Jagiellońskiego.
Ataki odbywają się prawie codziennie, odkąd Turcja rozpoczęła bombardowania obozów KPP w Iraku. Źródła Reutersa przekonują, że firmy energetyczne obsługujące turecką infrastrukturę energetyczną zaczynają bać się o pracowników.
Zaatakowane Gazociąg Południowokaspijski (SCP) i interkonektor z Iranem dostarczają w sumie rocznie 16 mld m3 gazu ziemnego do Turcji. Przez ropociąg Baku-Tbilisi-Erzurum płynie dziennie 650 tysięcy baryłek ropy naftowej z irackiego Kurdystanu do portu w Ceyhanie. Rząd regionalny Kurdystanu potępił ataki jako zagrażające bezpieczeństwu i wiarygodności ekonomicznej Kurdów. Ocenił je jako „bezsensowne i nieodpowiedzialne”.
NATO ogłosiło, że nie jest częścią starań Turcji i Stanów Zjednoczonych o stworzenie strefy bezpieczeństwa w Syrii, gdzie trwa kampania Państwa Islamskiego. Turcy wykorzystują walkę z fanatykami do pognębienia dążeń niepodległościowych Kurdów. Ci mimo to walczą z bojownikami islamskimi zagrażającymi regionowi.
Turcja ma pretekst do rozwiązania kwestii kurdyjskiej
W poniedziałek 27 lipca doszło do wybuchu gazociągu na wschodzie Turcji, o co Ankara oskarżyła Partię Pracy Kurdystanu. Przez magistralę przepływa rocznie 8,9 mld m3 surowca, czyli około 18 procent zapotrzebowania tureckiego – podaje Financial Times. Chodzi o gazociąg dostarczający surowiec z Iranu.
Oskarżenia dotyczą także partii prokurdyjskiej Ludowa Demokracja (HDP), która w ostatnich wyborach parlamentarnych uzyskała 80 mandatów.
Ankara oskarża Kurdów o kolejny atak terrorystyczny na infrastrukturę energetyczną. Agencja Anadolu informuje, że we wtorek 4 sierpnia doszło do kolejnego ataku terrorystycznego na turecką infrastrukturę energetyczną. Tym razem do wybuchu doszło na odcinku gazociągu Baku-Tbilisi-Erzurum dostarczającego azerski gaz do Turcji.
Ze względu na wybuch, którego przyczyną według Ankary jest zamach terrorystyczny Kurdyjskiej Partii Pracy, dostawy zostały zatrzymane. Turcja oskarża Kurdów o ten atak, oraz skoordynowane ataki na sieć elektroenergetyczną w Silopy, Czukrud i Mardin oraz na gazociąg Iran-Turcja.
Po ataku terrorystcznym, o którym donosił BiznesAlert.pl, doszło do przerwania dostaw gazu ziemnego przez gazociąg z Iranu do Turcji. Ankara oskarża o zamach Kurdów i używa tego argumentu do usprawiedliwienia ataków na lud, którego siły zbrojne stawiają opór Państwu Islamskiemu.
Irańska firma NIGC podała, że przerwa dostaw potrwa 3 dni, które będą potrzebne do naprawy uszkodzonego połączenia. Obecnie zostały one przywrócone.
Wybuch uszkodził ciężarówkę wojskową przewożącą tureckich żołnierzy. 20 z nich jest rannych. Do ataku nie przyznała się Kurdyjska Partia Pracy. Mimo to Turcy obwiniają ją za to zdarzenie. Ogłosili walkę z terroryzmem. Traktują Kurdów na równi z fanatykami religijnymi Państwa Islamskiego i zapowiadają walkę z obiema frakcjami.
Zaatakowany gazociąg – BTE zwany jest także Gazociągiem Południowokaukaskim. Jest on pierwszym ogniwem w łańcuchu połączeń gazowych składających się na Korytarz Południowy wspierany przez Komisję Europejską. Kolejne ogniwa to planowany Gazociąg Transanatolijski mający dostarczać gaz z SCP do zachodnich rubieży Turcji. Następny to Gazociąg Transadriatycki, który dostarczy ten surowiec z granicy turecko-greckiej do Włoch. Możliwa jest budowa kolejnych połączeń w Europie i przyłączanie się kolejnych dostawców. Dlatego zablokowanie dostaw przez SCP ma znaczenie strategiczne.
Gazociąg zaczyna bieg w pobliżu Baku, ciągnie się przez Gruzję i kończy w tureckim mieście Erzurum, gdzie znajduje się węzeł gazowy.
BiznesAlert.pl ostrzegał w grudniu 2014 roku, że celem wojny hybrydowej w 2015 roku stanie się infrastruktura energetyczna.
Co z ofensywą przeciwko fanatykom?
W odpowiedzi na ofensywę Państwa Islamskiego w Iraku, Kurdowie podjęli walkę w celu zatrzymania pochodu formacji bojowych fanatyków tego ugrupowania terrorystycznego. Turcy bombardują obie strony walk. Obserwatorzy obawiają się, że brak zainteresowania NATO działaniami Turcji na terenach kontrolowanych przez Kurdów może doprowadzić do dalszego przelewu krwi i zatrzymania kontrofensywy przeciwko Państwu Islamskiemu. Dlatego kluczowe będzie stanowisko Waszyngtonu, który może wpłynąć na Ankarę, aby ta nie walczyła z Kurdami.
Póki co, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan stwierdził, że rozmowy z przedstawicielami kurdyjskimi nie są możliwe. Uznał ich za terrorystów i zapowiedział dalszą walkę. Ostrzegł, że popierani przez Zachód Kurdowie są przez Ankarę podejrzani o prowadzenie czystek etnicznych przeciwko ludności arabskiej na swoim terytorium.
Los Kurdów jest istotny także dla rynku ropy naftowej. Bronią oni przed Państwem Islamskim dostępu do złóż i rafinerii w północnym Iraku. Także przez ich terytorium może odbywać się nielegalna sprzedaż surowca przez terrorystów islamskich do Turcji, która pozwala im na zbrojenia i finansowanie działalności swego quasipaństwa.
Podjęta na nowo kampania przeciwko Partii Pracy Kurdystanu, która przez trzydzieści lat prowadziła walki partyzanckie przeciwko państwu tureckiemu w oparciu o bazy w północnym Iraku, stawia w wątpliwość prawdziwe intencje Turcji. Ma być nimi raczej walka z niepodległościowymi ambicjami Kurdów, niż z Państwem Islamskim.
Ankara obawia się, że sukcesy jakie odnoszą w Syrii Powszechne Jednostki Ochrony (YPG) wspierane przez Amerykanów, może ożywić separatystyczne sentymenty Kurdów związanych z PKK.
Tureccy Kurdowie twierdzą, że odgrzewając konflikt z PKK, prezydent Recep Tayyip Erdogan stara się osłabić wsparcie dla pro-kurdyjskiej opozycji w Turcji, by pobudzić nacjonalistyczne emocje przed przewidywanymi przedterminowymi wyborami w Turcji. YPG pokazując niebezpieczną drogę, jaką podąża Ankara, oskarżyła Turcję o ostrzeliwanie jej pozycji na przedmieściach Jarablus.
Wysoki urzędnik turecki potwierdził, że armia turecka odpowiedziała ogniem na ostrzał z drugiej strony granicy, do jakiego doszło w niedzielę. Dodał że nie jest jasne, do jakiej grupy należeli ci ludzie, którzy strzelali. Podkreślił, że YPG nie była celem działań.
– Trwająca operacja wojskowa ma na celu neutralizację zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego Turcji, skupia się na IS oraz PKK w Iraku – powiedział anonimowy turecki urzędnik. Dodał także, że YPG nie jest przedmiotem działań armii tureckiej.
YPG odniosła kolejne sukcesy w walce z IS w poniedziałek 27 lipca 2015 r., zdobywając miasto niedaleko rzeki Eufrat po trwającej miesiąc ofensywie, której celem jest przerwanie szlaków zaopatrzeniowych Daesh.
Trudny sojusz
Syryjska Partia Unii Demokratycznej okazuje się być jedynym wiarygodnym partnerem USA w walce lądowej przeciwko Państwu Islamskiemu w Północnej Syrii.
Grupy kurdyjskie powiązane z PKK, uznawane są przez Turcję, USA i UE za terrorystyczne. PYD i PKK mają nie tylko podobną ideologię, ale także wymieniają się personelem, a bojownicy PYD są szkoleni w obozach PKK w Północnym Iraku. To powoduje, że współpraca Ankary z USA jest bardzo trudna.
Davutoglu powiedział, że syryjska partia może mieć miejsce w nowej, wolnej Syrii, jeśli nie będzie przeszkadzać Turcji, zerwie kontakty z Basharem al-Assadem oraz będzie współpracować z siłami opozycyjnymi.
USA powtarzają, że PKK jest nadal uznawana przez nie za organizację terrorystyczną i szanują prawo Turcji do prowadzenia działań przeciwko tej grupie zbrojnej. Działania przeciwko PKK mają miejsce pomimo rozmów z jej przedstawicielami, jakie trwają w Ankarze od 2012 roku. Liczbę ofiar tej organizacji od 1984 roku szacuje się na 40 tys. osób.
USA przeprowadziły swój pierwszy atak dronowy w północnej Syrii, korzystając z baz w Turcji. Jest to część „kompleksowej walki przeciw IS”, jak nazwała to Ankara.
Do tej pory prowadzono jedynie działania rozpoznawcze z użyciem bezzałogowców. Dopiero niedawno Turcja zgodziła się na wykorzystanie baz amerykańskich na jej terytorium do wykonywania zadań ofensywnych. Jest to poważna zmiana dotychczasowej, ostrożnej polityki, w ramach której Ankara nie chciała stać się państwem frontowym walki z Państwem Islamskim.
Sojusznicy od jakiegoś czasu planują udzielenie wsparcia powietrznego dla grup syryjskich rebeliantów by wspólnymi siłami oczyścić teren o dlugości 80 km wzdłuż granic z Syrią.
– Częścią naszego porozumienia z USA jest otwarcie naszych baz, szczególnie tej w Incirlik – powiedział minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu. – Docierają tam załogowe i bezzałogowe amerykańskie samoloty. Będziemy mogli rozpocząć wspólnie kompleksową walkę z IS – dodał.
Syryjski minister spraw zagranicznych Walid al-Moualem powiedział dla państwowej telewizji, że Syria wspiera walkę z Państwem Islamskim, a ataki były koordynowane z Damaszkiem. – Dla nas nie ma umiarkowanej i radykalnej opozycji. Ktokolwiek podnosi broń na państwo, jest terrorystą. Amerykanie poinformowali nas o planowanych atakach, zaznaczając że ich celem jest Daesz (arabska nazwa Państwa Islamskiego – przyp. red.), a nie armia syryjska. Odpowiedzieliśmy, że wspieramy każde działanie przeciw PI, jeśli jest z nami konsultowane. W przeciwnym wypadku będzie to naruszenie naszej suwerenności – dodał.
Jak przedstawiają się stanowiska innych państw odnośnie sytuacji w Syrii? Prezydent Turcji Erdogan rozmawiał telefonicznie z jego irańskim odpowiednikiem Rouhanim, informując o ostatnich operacjach. Przedstawił też stanowisko, że nie będzie pokoju w Syrii tak długo, jak jej prezydentem jest Baszar Al-Assad. Teheran, który wspiera obecny rząd syryjski zapowiedział, że przedstawi na forum ONZ własną propozycję pokojową. Rosja i inni sojusznicy Assada oświadczyli, że nie ma wspólnego stanowiska z USA w sprawie walki z IS. Dyplomaci państw amerykańskiej koalicji poinformowali, że są plany odcięcia IS od dostępu do granicy tureckiej, przez którą dostarczane są zapasy oraz przedostają się ochotnicy, a to powinno zmienić radykalnie sytuację. Główne siły szkolonych przez Zachód rebeliantów liczą niewiele ponad 60 osób. Zostają wyposażone w środki łączności, by w każdej chwili móc wezwać pomoc z powietrza. Są jednak poważne problemy.
Waszyngton powiedział we wtorek (4.08), że są dowody na to, że część szkolonych rebeliantów została wzięta do niewoli przez siły Frontu Nusta, co pokazuje ich słabość. Turcja natomiast nie ufa siłom syryjskich Kurdów YPG, ktorzy są głównymi i użytecznym sojusznikiem USA w walce z IS I kontrolując znaczne terytorium. Ankara nalega, by ich ofensywa nie posunęła się dalej nić do rzeki Eufrat.
Turcja przeprowadziła kilka ataków przeciwko siłom IS w północnej Syrii zaraz po tym, jak jej wojska zostały przez nie zaatakowani. W tym samym czasie zaatakowała jednak także kurdyjskich bojowników z PKK w północnym Iraku. Ankara obawia się że Kurdowie mogą zażądać własnego państwa w skład którego oprócz zdobyczy na terytorium Syrii i Iraku, miałyby wejść także ziemie tureckie. Przeciwnicy krytykują prezydenta Erdogana, że pod przykrywką walki z IS, stara się zapobiec kurdyjskim sukcesom, skupiając się bardziej na walce zbrojnej z tą mniejszością.
Wojciech Jakóbik