Projekt budowy polskiej elektrowni atomowej oficjalnie jest nadal kontynuowany. Niemniej premier Beata Szydło czy minister energii Krzysztof Tchórzewski zdają się mówić między wierszami, że priorytetem jest dziś górnictwo i budowa bloków konwencjonalnych, a niezwykle kosztowna siłownia jądrowa będzie musiała jeszcze poczekać. Także w prezentacji „Planu Morawieckiego”, który ma stanowić przełom w zakresie polityki gospodarczej III Rzeczpospolitej, słowo atom nie padło mimo, iż z nazwy wymieniono inne niskoemisyjne technologie. Na uwagę zasługują również słowa ministra Dawida Jackiewicza, który powiedział, że przyszłość energetyki nuklearnej w Polsce powinna rozstrzygnąć się w referendum. Wreszcie wisienka na torcie: rząd zlikwidował stanowisko pełnomocnika do spraw energetyki jądrowej.
Moim zdaniem we wszystkich powyższych wypowiedziach i prezentacjach występuje wspólny mianownik. Rząd zdaje sobie sprawę, że deklaratywnie ciężko będzie mu porzucić program atomowy (podczas kampanii wyborczej zapowiadał jego kontynuację) dlatego pozwoli mu trwać, a właściwie dryfować. Powody takiego stanu rzeczy są prozaiczne. Z jednej strony na projekt nie ma pieniędzy. Z drugiej strony nie istnieje długoterminowa strategia energetyczna, bez której inwestycję tych rozmiarów nie sposób wpisać w realne potrzeby państwa.
Część ekspertów twierdzi jednak, że tak naprawdę sprawa siłowni jądrowej to jedynie pole gry pomiędzy konkurującymi resortami i aspiracjami stojących na ich czele ministrów. Nie wykluczam takiego scenariusza, choć bliższa mi jest wizja niepisanego konsensusu jaki w rządzie panuje w odniesieniu do (nie)budowy elektrowni atomowej. Dlaczego nie wykluczam? Bo z jakiegoś powodu zagraniczny biznes nadal wierzy w to, że siłownia zostanie zbudowana.
Podczas zorganizowanego 17 lutego br. przez ambasadę brytyjską „Great Energy Summit” sporo miejsca poświęcono współpracy Polski i Wielkiej Brytanii w sektorze atomowym. Uczestnicząca w spotkaniu minister ds. energii i zmian klimatu Amber Rudd podkreśliła, że jest ona jak najbardziej realna, a firmy ze Zjednoczonego Królestwa posiadają niezbędne know-how w wielu obszarach.
23 lutego wysokiej rangi przedstawiciel francuskiej Arevy uczestniczył w konferencji sejmowej poświęconej przyszłości polskiego atomu. Przyleciał na nią specjalnie z Paryża by towarzyszyć dyrektorowi koncernu na Europę Środkową.
Dziś (18 marca) odbywa się natomiast polsko-japońskie seminarium poświęcone energetyce jądrowej. Zostało zorganizowane przez ambasadę Japonii w Warszawie.
Jak więc widać mimo niesprzyjających okoliczności politycznych (i nie tylko politycznych biorąc pod uwagę problemy projektu Hinckley Point C, z którego doświadczeń w zakresie mechanizmu finansowania inwestycji chce korzystać Polska) zagraniczny biznes nadal wierzy polską elektrownię atomową. Może więc jest jeszcze dla niej jakieś światełko nadziei? A może -tak jak w przypadku gazu łupkowego- zachodnie koncerny po prostu zgaszą światło?
Zobacz także: Berlin przeciw atomowi – Londyn i Tokio są za. Bruksela jeszcze się zastanawia