Bynajmniej nie jest ona tak jednoznaczna jak nam się wydaje. W Polsce ze względu na małe zainteresowanie społeczeństwa sprawami międzynarodowymi zazwyczaj zamyka się ją w uproszczeniu stania Kijowa na dwóch stołkach. Jest ono częściowo uzasadnione z powodu niechęci Janukowycza do ratyfikowania umowy stowarzyszeniowej z UE jak i wejścia w struktury de facto rosyjskiej Unii Celnej. W dodatku taka kalka dobrze kojarzy się z przedwojennym hasłem Piłsudskiego
Tymczasem kontynuacja dotychczasowej linii politycznej przez obóz Janukowycza jest o wiele bardziej skomplikowana. Już u progu swoich rządów próbował on dywersyfikować tradycyjne wektory polityczne i poszukiwać trzeciej drogi. Przez pewien czas były nią chińskie kredyty i inwestycje oraz zacieśnienie relacji z państwem środka. Jednak podobnie jak na Białorusi, czy w innych byłych republikach sowieckich aktywność Pekinu jest jeszcze na zbyt wczesnym etapie, by neutralizować Moskwę. I nie chodzi tu nawet o wielkość nakładów, które dalekowschodnie mocarstwo byłoby w stanie wpompować w Ukrainę, ale o kwestie energetyczne.
To one nad Dnieprem zaczynają grać pierwsze skrzypce, od nich zależy stabilność państwa począwszy od kuchenek gazowych w zwykłych gospodarstwach domowych, skończywszy na energochłonnym przemyśle, który daje miejsca pracy. Widać już wyraźnie jak obóz Janukowycza zareagował na South Stream w kontekście niedawnych wojen gazowych toczonych z Rosją. Odrzucił ofertę Unii Celnej, związanej z nią zniżki cen surowca oraz zdecydował się na budowę gazoportu obok Odessy i zmniejszenia kontraktów wiążących import gazu z Rosją. Jakże odmienne to działania od komentowanych jeszcze niedawno umów charkowskich.
W tym sensie wygrana obozu Janukowycza może okazać się korzystna dla Polski, nie jest on bowiem tak prorosyjski jak go malowano, mało tego po raz pierwszy współpraca Kijowa i Warszawy może wykroczyć poza aferę werbalną i zacząć stąpać po konkretach. Kontynuacja obecnej linii politycznej „niebieskich” to bowiem zapowiadane w tym miesiącu zainteresowanie Ukrainy ewentualnym połączeniem z Gazociągiem Transanatolijskim (TANAP) stanowiącym pierwszy etap południowego korytarza gazowego UE. To również chęć uczestnictwa w AGRI (azersko - gruzińsko - rumuński interkonektor, który pozwoli transportować skroplony gaz z Morza Kaspijskiego do Europy). Z pewnością położony niedaleko Odessy gazoport pełniłby w tym kontekście ważną rolę. Słowem Ukraina Janukowycza w kluczowej dla stabilności kraju, energetycznej sferze uniezależnia się od Rosji i szuka porozumienia z Azerbejdżanem.
To szansa dla Polski, która swego czasu bardzo dbała o współpracę gospodarczą grupy GUAM, za czasów Prezydenta Kaczyńskiego kluczową z perspektywy prowadzonej przez Warszawę polityki energetycznej. Dziś proazerskie nastawienie Janukowycza można próbować przekuć w projekty pokroju Sarmatii, które pozwoliłyby sprowadzać ropę naftową znad Morza Kaspijskiego wprost nad Wisłę. Realna polityka lidera niebieskich powoduje, że mityczne przedłużenie odcinka Odessa-Brody aż do Gdańska trafia na niezwykle sprzyjającą koniunkturę. I nie chodzi tu jedynie o plany i deklaracje Kijowa, ale jego realne, nasilające się związki z Azerbejdżanem, który swego czasu był zainteresowany także Polską. Już dziś nad Dnieprem rozbudowuje się sieć stacji benzynowych azerskiego potentata- SOCARu. Baku i Ankara mają być zaangażowane w budowę ukraińskiego gazoportu, zaproszono do niej także polskie firmy. Jeśli zarysowana na tym przykładzie oś polityczno - energetyczna nie wynika ze świadomych planów Janukowycza, to sytuacja ta świadczy o tym, że o jej powstaniu mogą zadecydować po prostu warunki w jakich swoją politykę realizuje lider niebieskich.
Piotr A. Maciążek