Podczas niedawnej wizyty na Zaporożu dziennikarze ,,The Guardian” odkryli, że ponad 3000 zużytych prętów paliwowych jest przechowywanych w sposób, delikatnie mówiąc, odległy od przyjętych w tym zakresie standardów. Zostały one umieszczone w metalowych beczkach znajdujących się w wysokich betonowych pojemnikach na świeżym powietrzu.
„To szokujące, że w sytuacji kiedy ma się wojnę za rogiem, pojemniki ze zużytymi prętami paliwowymi stoją pod gołym niebem, chronione tylko przez metalową bramę i kilku strażników” - powiedziała Patricia Lorenz, rzeczniczka organizacji Friends of the Earth, która przeprowadziła w elektrowni misję rozpoznawczą. „Nigdy nie widziałem czegoś takiego”, dodała.
Choć sytuacja sama w sobie jest niebezpieczna – mając w pamięci wydarzenia z roku 1986 – to dodatkowo komplikuje ją fakt, że zaledwie 200 km od elektrowni prowadzone są działania wojenne. Gdyby doszło do rozprzestrzenienia się konfliktu w kierunku Zaporoża, to konsekwencje mogłyby przybrać niewyobrażalne rozmiary. Z jednej strony Rosjanie wykorzystują dużą ilość nieprecyzyjnych systemów rakietowych, które często trafiają
w przypadkowe cele, z drugiej natomiast istnieje ryzyko bombardowania prewencyjnego
w przypadku podejrzenia że uciekający ukraińscy żołnierze wykorzystają elektrownię do schronienia się i reorganizacji.
Władze Ukrainy oraz kierownictwo Zaporoskiej Elektrowni Atomowej uspokajają, twierdząc, że posiadają plany ochrony obiektu, a zabezpieczenia (w tym siły powietrzne) są w stanie ,,wysokiej gotowości”.
Optymizmem napawa fakt, że obrót paliwem jądrowym jest jedną z niewielu dziedzin,
w których współpraca ukraińsko–rosyjska nie poniosła dotychczas większych strat. Kijów wciąż pozostaje jednym z największych klientów Moskwy.”
(JK)