Reklama

W czerwcu br. Gazprom wstrzymał dostawy gazu na Ukrainę a także wystąpił do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie o pomoc w wyegzekwowaniu długu Naftohazu. Ukraińcy także złożyli pozew do wspomnianej instytucji, w którym domagają się ustalenia sprawiedliwych cen za rosyjski gaz. Kolejne negocjacje dwu i trójstronne (z udziałem UE) nie przyniosły rozstrzygnięcia. Ostatecznie Ukraina pozbawiona surowca z kierunku wschodniego podjęła próbę napełnienia swoich podziemnych magazynów gazem z Zachodu.

Takie dostawy są atualnie realizowane z kierunku polskiego i węgierskiego, niedawno rozpoczęto także testy po stronie słowackiej. Efekt- ilość błękitnego paliwa zgromadzonego na chwilę obecną nad Dnieprem to 15,5 mld m3. Na utrzymanie tranzytu surowca do państw UE potrzeba natomiast 19-20 mld m3. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że tegoroczna zima rozpocznie się dość wcześnie, z pewnością nie będzie także tak łagodna jak poprzedniego roku.

Zdając sobie z tego sprawę premier Arsenij Jaceniuk oświadczył, że dla utrzymania dostaw gazu na Zachód konieczne będzie zakupienie dodatkowej partii surowca z Rosji. Podkreślił również, że zima będzie skrajnie trudna dla całego kraju, co znajduje odzwierciedlenie w podejmowanych przez Ukrainę inicjatywach ograniczających pobór błękitnego paliwa. Zdaniem Kijowa sięga on 30%. To w kontekście energochłonnej i przyzwyczajonej do dumpingowych cen surowca Ukrainy bardzo dużo. Limity objęły nie tylko przemysł, ale i zwykłych konsumentów o czym świadczy np. ograniczenie standardowej temperatury gwarantowanej przez elektrociepłownie w zwykłych mieszkaniach.

Odpowiedź Rosjan na apele Jaceniuka była przewidywalna. Aleksiej Miller w wywiadzie jaki przeprowadziła z nim agencja Itar-Tass stwierdził, że stanowisko jego firmy w stosunku do relacji z partnerami ukraińskimi pozostaje niezmienne. Zima wzmocniła pozycję Gazpromu, jak w tym kontekście wyglądają zatem szanse na uzyskanie jakiegokolwiek porozumienia między stronami?

Optymiści twierdzą, że straty Gazpromu z tytułu konfliktu z Ukrainą będą tak duże, że musi on wykorzystać szansę jaką daje dzisiejsza rozmowa z Oettingerem i wrześniowa w formacie trójstronnym tj. wzbogaconym o Ukraińców. Zwraca się w tym kontekście uwagę na to, że strona rosyjska nie jest wstanie przekierować dostaw surowca na inne magistrale. Poza tym przegrana z Ukrainą przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie mogłaby oznaczać nie tylko konieczność skorygowania cen błękitnego paliwa, ale także wymusić zmiany w klauzulach umowy z Naftohazem dotyczące skali obowiązkowych zakupów (take or pay) oraz zmiany w formule cenowej uzależnionej obecnie od ceny ropy naftowej.

Osobiście pozostaję jednak pesymistą. Gazprom optując za scenariuszem totalnej wojny gazowej uzyskuje bowiem liczne korzyści.

  • Po pierwsze realizuje linię polityczną państwa rosyjskiego- zima doprowadzi bowiem na Ukrainie do głębokiego kryzysu a już na pewno klęski humanitarnej. Według informacji Defence24.pl Kijów przymusza ludność, która opuściła w ostatnich miesiącach Donbas do powrotu. Mają oni podejmować tam pracę, opłacać rachunki i podatki (sic!).
  • Po drugie, Gazprom będzie próbował wykorzystać zaistniałą sytuację do wymuszenia na Unii Europejskiej kolejnych odstępstw od prawa energetycznego argumentując takie działania koniecznością wysłania do zagrożonej deficytem surowca Europy gazu za pomocą alternatywnych szlaków. Mam tu na myśli oczywiście kwestię przekazania rosyjskiej firmie pełnej przepustowości Gazociągu OPAL, lądowej odnogi Gazociągu Północnego, o co zabiega ona od wielu lat. Przy okazji powróci również sprawa South Streamu...
  • Po trzecie, deficyt błękitnego paliwa spowoduje spektakularny wzrost cen surowca na giełdach, co dla Gazpromu także oznacza zysk. Sytuacja ta pokaże bowiem europejskim odbiorcom plusy umów opartych o indeksację cen gazu do ropy naftowej (ich stabilność).

Zimą czeka nas zatem głęboki kryzys gazowy. Polska na szczęście pobiera większość surowca poprzez Gazociąg Jamalski, posiada znaczną własną produkcję błękitnego paliwa, magazyny i możliwości importowe poprzez fizyczny rewers na Jamale oraz interkonektor w Lasowie. Inni członkowie UE nie mają jednak tak dogodnej sytuacji. Czechy, Słowacja, Rumunia i Bułgaria mogą głęboko ucierpieć. Najważniejsze pytanie, które ciśnie się na usta w tym kontekście dotyczy konsekwencji jakie spowoduje taka sytuacja. Czy KE postawi na współpracę z Rosjanami, czy z jeszcze większą gorliwością będzie poszukiwać źródeł energii w ramach polityki dywersyfikacyjnej?

Reklama

Komentarze

    Reklama