Reklama


Węgiersko - rosyjski miesiąc miodowy trwa w najlepsze i jest oparty o strategię „otwarcia na Wschód” realizowaną przez rząd Viktora Orbána. Zakłada ona szukanie przez Węgry partnerów gospodarczych poza UE podczas ogarniającego ją spowolnienia gospodarczego (Rosja to drugi partner gospodarczy tego kraju).

W praktyce współpraca dotyczy głównie kwestii energetycznych w tym rozbudowy elektrowni jądrowej w Paks (beneficjentem tego projektu może być Rosatom), przedłużenia kontraktu na dostawy rosyjskiego gazu (obecny obowiązuje do 2015 roku) i budowy South Stream (w kwietniu 2012 roku MOL dość niespodziewanie odrzucił projekt budżetu gazociągu Nabucco, miesiąc później węgierski rząd odkupił od Rosjan pakiet 21,2 % akcji tego koncernu. Wszystko wskazuje na klasyczny układ "coś za coś".) Kwestie te były zresztą tematem rozmów jakie Orbán przeprowadził na Kremlu z Putinem 31 stycznia br. O ich wyniku nie poinformowano opinii publicznej. Opublikowano jedynie krótki stenogram z początku spotkania.

Czytaj także: Budapeszt w objęciach Moskwy

W Polsce trudno zrozumieć politykę prowadzoną wobec Rosji przez Viktora Orbána ponieważ jego postać uległa silnej ideologizacji. Opozycja zaklina węgierskiego premiera w symbol niezwykle użyteczny dla prowadzonej przez nią narracji politycznej. To zresztą niejedyny obok kwestii rosyjskiej paradoks wspomnianej strategii ponieważ tego polityka łączą bardzo zażyłe relacje z rządzącą Platformą Obywatelską.

Pragmatyzm Orbána ewoluuje dziś w stronę postawy antysowieckiej, ale i prorosyjskiego (doskonałą analogią byłby w naszych lokalnych warunkach Adam Michnik). Uwidacznia się to z jednej strony w zacieśnianiu relacji energetycznych z Moskwą, z drugiej strony np. w legislacyjnym zakazie publicznego prezentowania symboli komunistycznych nad Balatonem. Taka postawa pozwala Fideszowi zdobyć społeczną legitymizację dla „otwarcia na Wschód”, które w perspektywie krótkoterminowej przyniesie Węgrom z pewnością wiele korzyści.

Zobacz również: Rosjanie rozmontowują kolejny element Południowego Korytarza Gazowego dywersyfikującego dostawy do UE?

Dalszy horyzont czasowy może być jednak dla Budapesztu niebezpieczny ze względu na dysproporcję potencjałów i napięte relacje z Komisją Europejską, która mogłaby je zrównoważyć. W tym sensie prowadzona z trudem energetyczna dwutorowość rządu Orbána a więc otwarcie na rosyjski kapitał, inwestycje i relacje z Moskwą oraz jednoczesne rozwijanie idei dywersyfikacji źródeł gazu (interkonektory w Europie Środkowej, w tym z Rumunią, projekt AGRI a więc sprowadzanie azerskiego błękitnego paliwa nad Balaton) może być nie do utrzymania.

Piotr A. Maciążek
Reklama

Komentarze

    Reklama