Reklama

Przygotowując się do napisania komentarza na temat tego co pozostanie z polskiej idei Unii Energetycznej po czwartkowym szczycie UE nie miałem złudzeń, że będzie to tylko szyld. Świadczył o tym już spis propozycji przygotowanych przez Komisję Europejską, na które polski rząd zareagował wypuszczeniem infografiki sugerującej, że zgodziła się ona na pierwotny postulat Donalda Tuska tj. wspólne zakupy gazu. Na pierwszy rzut oka faktycznie tak było, z jedną niewielką różnicą – brukselscy urzędnicy rekomendowali by szczytna inicjatywa funkcjonowała na zasadzie dobrowolności zaangażowanych w nią krajów. W takiej konfiguracji trudno sobie wyobrazić, by preferowani klienci Gazpromu postanowili wspomóc w procesie negocjacyjnym swoich unijnych partnerów, których z Rosjanami łączą nienajlepsze relacje.

Z podobnym rozwiązaniem mamy do czynienia w kontekście postulatu kontrolowania przez Komisję Europejską umów gazowych jakie kraje członkowskie zawierają ze stroną rosyjską. W konkluzjach szczytu zaakcentowano, że kontrakty powinny być bardziej przejrzyste, zgodne z unijnych prawem, ale należy zagwarantować ich poufność (powołano się na tajemnicę handlową). Jak więc widać kontrola brukselskich urzędników będzie miała bardzo relatywny charakter

Im bardziej zagłębiamy się w konkluzje szczytu UE tym bardziej wizja Unii Energetycznej Tuska rozjeżdża się z rzeczywistością, na którą składa się słynny wspólnotowy kompromis. Zabrakło w nim miejsca na mechanizm pomocowy dla państw zagrożonych wrogimi działaniami ze strony Gazpromu. Zamiast proponowanej przez byłego polskiego premiera rehabilitacji węgla mamy natomiast postulat dekarbonizacji. Stanowi on de facto komplementarny element „sukcesu” Ewy Kopacz, która na szczycie klimatycznym UE zgodziła się na 40% redukcję emisji CO2 do 2030 r. (względem 1990 r.) co bez względu na wywalczone ulgi oznacza w przyszłości rezygnację przez Polskę z energetyki opartej na węglu. Rada Europejska odwołała się zresztą wprost do tego wydarzenia, w dokumencie prezentującym wynegocjowane podczas szczytu UE ramy Unii Energetycznej stwierdza się, że będzie ona budowana w oparciu o przyszłościową politykę klimatyczną. Unia ma zamiar stawiać na odnawialne źródła energii i niskoemisyjność (obie kwestie są dla Warszawy drażliwe).

„Ramy” to swoją drogą słowo, które robi od wczoraj istną furorę. Część komentatorów podkreśla bowiem, że o istocie projektu zainicjowanego przez Donalda Tuska zdecydują kolejne negocjacje i proces legislacyjny. Skoro jednak fundamenty są dla Polski niekorzystne to czy ostateczne rozwiązania prawne rodzące się w oparciu o nie będą zgodne z interesem naszego kraju? Aktualne sukcesy negocjacyjne rządu tj. zachowanie nazwy „Unia Energetyczna” dla projektu, który z zamysłu węglowo-łupkowego wyewoluował w stronę dekarbonizacyjno-klimatycznego nie napawają optymizmem. Nie zmieniają tego faktu pozytywne postulaty takie jak: ścisłe przestrzeganie unijnego prawodawstwa (trzeci pakiet energetyczny) czy kwestia dywersyfikacja źródeł energii.

Reklama
Reklama

Komentarze