Reklama


Gdy mówimy o bezpieczeństwie Polski przez duże „B” -to jest strategicznym- pierwszym państwem, na które spoglądamy jest Rosja. Na drugim miejscu z reguły wskazujemy nasz geopolityczny bufor, który nas od niej oddziela- Ukrainę. Zresztą na taką rolę wskazuje m.in. jej nazwa, która oznacza kraj na skraju, pogranicze. W tym kontekście nie może dziwić, że Artiom Malgin, członek polsko- rosyjskiej komisji ds trudnych stwierdza, że polityka wschodnia Rzeczpospolitej to w istocie polityka ukraińska. Ukraina to bowiem klucz do bezpieczeństwa Polski i zarazem rosyjskiego imperializmu (ścisła korelacja). Tezę tą przypisuje się Giedroyciowi, ale już w latach 30stych ubiegłego wieku polski historyk J. Wąsowicz pisał, że „bez Ukrainy, Moskwa zostanie zepchnięta do lasów północy”.


W chwili obecnej paradygmat związku polskiego bezpieczeństwa narodowego i losu Ukrainy nadal dominuje, ale odpowiednie polityczne ustosunkowanie się do niego nie jest już tak jednoznaczne. O ile w okresie pomarańczowej rewolucji dla polskich elit wszystko było w miarę jasne i wiedziały one o tym, że trzeba popierać nowe siły wrogie Kuczmie, o tyle uwięzienie Tymoszenko i rządy Janukowycza wprowadziły w tej kwestii zamęt. Dobrym przykładem, który to ilustruje jest postawa polskiego rządu i opozycji przyjęta wobec bojkotu Euro 2012 na Ukrainie. Opozycja poparła go i to mimo, że z jej szeregów wywodził się wierny wykonawca testamentu Giedroycia- Lech Kaczyński, natomiast rząd był temu pomysłowi przeciwny, choć obecny szef MSZ w największym stopniu na przestrzeni ostatniej dekady odszedł od ideałów Paryskiej Kultury.


Pozytywnym przykładem odpowiedniej wykładni myśli Giedroycia w tym konkretnym przykładzie europejskiego bojkotu jest Prezydenta Bronisława Komorowskiego, który przełamał ukraińską izolację na salonach Europy, rozumiejąc że taka postawa wpędza ten kraj w rosyjskie ręce. Pisałem o tym już 21 września opisując wizytę Prezydenta RP na Ukrainie, a dziś chciałbym swoją tezę podeprzeć rozsądnym komentarzem Frankfurter Allgemeine Zeitung. Ta niemiecka gazeta pisze, że kiedyś znów trzeba będzie poruszyć sprawę wstrzymywanego stowarzyszenia Ukrainy z UE. Pomogą w tym demonstracyjne wizyty w Kijowie Prezydenta Komorowskiego oraz byłego Prezydenta Kwaśniewskiego, który odgrywa kluczową rolę w bagatelizowaniu procesu Tymoszenko, przekonując, że jest on drobnostką. Bo na tle geopolitycznego paradygmatu, który zakłada, że niezależna Ukraina przekłada się na polskie bezpieczeństwo jest nią w istocie.


I to jest moim zdaniem działanie zgodne z polską racją stanu. W chwili, gdy okazuje się, że Janukowycz nie jest tak prorosyjski jak go malowano i próbuje np. dywersyfikować źródła energii importowanej na Ukrainę, Polska powinna go wspierać (chodzi o budowę terminalu LNG obok Odessy, próbę przyłączenia się Kijowa do TANAP i chęć uczestnictwa w AGRI). Rzeczpospolita powinna zapobiegać jego izolacji i minimalizować rosyjskie pokusy, które niedawno zmaterializowały się w postaci zniżki na gaz i zaproszenia do Unii Celnej. W tym sensie „przełamywanie izolacji Ukrainy” jest dla mnie kontynuacją Kwaśniewskiego na Majdanie, czy Kaczyńskiego w Tbilisi, jest kontynuacją idei Giedroycia.


Piotr A. Maciążek




Reklama

Komentarze

    Reklama