Reklama

Ropa

Ukraina przygotowuje grunty pod budowę rurociągu Odessa-Brody-Płock

  • Fot. Piotr Jaszczuk Defence24

Ukraińska rada ministrów udzieliła spółce Ukrtransnafta zezwolenia na nabycie 4,26 ha gruntów przeznaczonych pod budowę rurociągu „Brody - granica państwa” w obwodzie lwowskim. Jest to element Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, zakładającego transport kaspijskiej ropy przez ropociąg Baku-Supsa, Morze Czarne i rurociąg Odessa-Brody przedłużony w kierunku polskiego Adamowa. W ten sposób surowiec trafiałby aż do gdańskiego naftoportu.

Ukrtransnafta, aby wybudować rzeczony odcinek, musi spełnić wymagania związane m.in. z przepisami w zakresie zagospodarowania przestrzennego - część terenów o których mowa jest gęsto zalesiona. Na mocy decyzji RM spółka będzie wynajmować przez rok 4,2137 ha, pozostałe 0,0463 ha zostało oddane firmie „do stałego użytkowania”.

Abstrahując od opłacalności importu ropy poprzez planowany korytarz (m.in. kwestie logistyczne wynikające z konieczności transportu surowca przez dwa systemy rurociągowe przedzielone Morzem Czarnym), w obecnych realiach napotyka on na komplikacje natury geopolitycznej. Wzrastający rosyjski nacisk na Kaukaz Południowy (a to inwestycja uderzająca w interesy Moskwy) powoduje, że niemożliwe od lat uzyskanie od Azerbejdżanu zobowiązującej deklaracji określającej wolumen ropy przeznaczony na eksport w kierunku Bałtyku będzie jeszcze trudniejsze. Niekorzystnie wygląda także sytuacja w Gruzji, gdzie zagrożony „grodzeniami” dokonywanymi przez Osetię Południową (w rzeczywistości Rosję) jest ropociąg Baku – Supsa, który służyłby transportowaniu kaspijskiej ropy w kierunku Morza Czarnego. Wysoce niestabilna jest także sytuacja w regionie Odessy, gdzie miałyby przybijać tankowce i tłoczyć surowiec do rurociągu przesyłającego go aż do Polski. Miasto to znajduje się w kleszczach okupowanego Krymu i separatystycznego Naddniestrza. Na obu tych obszarach stacjonują siły rosyjskie. 

Realizacji projektu Odessa – Brody – Płock – Gdańsk wcale nie musi jednak oznaczać przesyłania ropy w kierunku Polski. W tym kontekście warto przytoczyć wypowiedź byłego prezesa PERN, Marcina Moskalewicza dla Rzeczpospolitej. Stwierdza w niej, że „Można byłoby tłoczyć surowiec w przeciwnym kierunku i dostarczać go na Ukrainę przez Polskę – z naszego gdańskiego terminalu przez Płock i bazę w Adamowie do ukraińskich rafinerii”. Koncepcja ciekawa, chociaż sygnały płynące z branży petrochemicznej świadczą o sceptycznym nastawieniu do jakichkolwiek prób reanimacji dawnego projektu. Powód jest prozaiczny – jego rentowność nie jest oczywista, a dzisiejsze priorytety to rozbudowa naftoportu w Gdańsku i intensyfikacja importu przez Bałtyk (kierunek bliskowschodni). Być może ekonomikę projektu poprawiłaby perspektywa przesyłu ropy z polskiego terytorium nie tylko na Ukrainę, ale także Białoruś. Chodzi o wykorzystanie korytarza transportowego Mozyrz-Brody (o przepustowości 34 mln ton rocznie). Tyle tylko, że nowy polski rząd może okazać się niezdolny do ułożenia sobie odpowiednich relacji z Mińskiem w tym zakresie. Gwoli sprawiedliwości, mimo pojednawczych sygnałów ze strony Łukaszenki pod adresem Zachodu, jego chęć do zdywersyfikowania dostaw ropy jest także bardzo niepewna.

Zobacz także: Spada produkcja ropy w krajach OPEC

Zobacz także: Rośnie efektywność amerykańskich łupków

Reklama

Komentarze

    Reklama