W grudniu ubiegłego roku Bruksela poinformowała, że Gazociąg Południowy jest sprzeczny z zasadami unijnego prawa energetycznego i poleciła rządom Bułgarii, Węgier, Słowenii, Grecji, Chorwacji i Austrii renegocjację umów jakie zawarły z Gazpromem. Już w drugiej połowie stycznia br. stanowisko KE drastycznie jednak złagodniało. Postanowiono, że unijne kraje zaangażowane w South Stream nie będą musiały zmieniać swoich porozumień ze stroną rosyjską, a Unia będzie szukała polubownego wyjścia z zaistniałem sytuacji za pomocą specjalnie powołanej do tego celu grupy roboczej. Ciało to miało przeanalizować zgodność warunków budowy i funkcjonowania South Streamu z prawem UE. Dzisiejsza zapowiedź Oettingera oznacza de facto załamanie się tej inicjatywy i istotne wzmocnienie Ukrainy, którą rosyjski projekt będzie omijać.
O wiele istotniejsze dla Kijowa jest jednak stanowisko KE dotyczące Gazociągu OPAL. Bruksela miała dziś ogłosić, czy zgadza się na kolejne odstępstwo od trzeciego pakietu energetycznego w odniesieniu do tej infrastruktury tj. pozostawienie w dyspozycji Gazpromu 100% przepustowości wspomnianej odnogi Nord Streamu. Pozytywna decyzja oznaczałaby, że Rosja mogłaby przekierować lwią część gazu, który eksportuje na Zachód z terytorium Ukrainy do Gazociągu Północnego. Słowa Oettingera mówiącego o tym, że Komisja Europejska zawiesza rozmowy z Rosją na temat zwolnienia "gazociągów takich jak South Stream” z reżimu trzeciego pakietu energetycznego, sugerują że chodzi także o OPAL. W takim przypadku byłby to w kontekście kryzysu krymskiego cios o wiele bardziej dotkliwy dla Rosji aniżeli wprowadzone przez Brukselę w zeszłym tygodniu sankcje.