Wybory prezydenckie w Turkmenistanie zakończyły się zwycięstwem urzędującego prezydenta. Gurbanguly Berdimuhamedow będzie jednak musiał zmierzyć się z wyzwaniem jakim jest gospodarcze uzależnienie kraju od sprzedaży gazu.
Wynik głosowania był niemal pewny na długo, przed tym gdy mieszkańcy Turkmenistanu poszli do urn. Poza zastosowaniem autorytarnych metod mających zabezpieczyć korzystny wynik wyborczy, Gurbanguly Berdimuhamedow zawdzięcza ponad 97-procentowe poparcie nakładami na politykę socjalną, które pokrywa z zysków ze sprzedaży gazu.
Berdimuhamedow przejął władzę w 2006 r. po śmierci Saparmurata Nijazowa. Dzięki ubiegłorocznej zminie konstytucji wydłużającej kadencję prezydenta do 7 lat i likwidującej zakaz startu w wyborach po przekroczeniu 70 roku życia dotychczasowy prezydent mógł ubiegać się o reelekcję. Polityk zdecydował się także pozwolić kilku partiom politycznym na wzięcie udziału w wyborach. Podążając za przykładem swojego poprzednika, Berdimuhamedow wprowadził także elementy kultu jednostki.
Zobacz także: Azerski gaz popłynie do Europy w 2020 roku
Gospodarka Turkmenistanu opiera się przede wszystkim na sprzedaży gazu. Dlatego przerwanie zakupów surowca przez Iran i Rosję stanowiły poważne uderzenie w gospodarkę kraju i w konsekwencji popularność prezydenta. Władze nie publikują danych ekonomicznych dlatego skala problemu nie jest znana, ale o pogorszeniu świadczyłaby dewaluacja manata, turkmeńskiej waluty oraz niedostępność podstawowych produktów takich jak cukier czy olej. Problem ze sprzedażą gazu do państw sąsiednich skłonił władze do podjęcia kroków na rzecz dywersyfikacji odbiorców.
W związku z tym w 2015 r. Turkmenistan rozpoczął budowę gazociągu Turkmenistan-Afganistan-Pakistan-Indie (TAPI), który ma liczyć 1800 km i mieć przepustowość 33 mld m3 rocznie. Inwestorzy planują uruchomienie dostaw już w 2019 r. Inwestycja stanowiłaby także alternatywę dla eksportu gazu do Chin, które stały się głównym partnerem gospodarczym kraju i dzięki temu umacniają swoje wpływy w regionie.