Reklama


Portal Defence24.pl informował, że izraelski Gabinet Bezpieczeństwa (Ministerialny Komitet ds. Bezpieczeństwa) wyraził następczą zgodę na rozlokowanie w północnej części Półwyspu Synaj dodatkowych oddziałów wojska i użycie śmigłowców bojowych do oczyszczenia terenu z ekstremistów dokonujących ataków na egipskie i izraelskie posterunki.

Wygląda jednak na to, że Izrael nie został uprzedzony o tym, że w strefie zdemilitaryzowanej zostało dyslokowanych od kilkunastu do kilkudziesięciu egipskich czołgów M60A3. Anonimowy oficer IDF powiedział, że władze izraelskie złożyły w tej sprawie skargę na ręce Stanów Zjednoczonych, które pośredniczyły w zawarciu traktatu pokojowego z 1979 r.

Media izraelskie od kilku dni cytują wysokich urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, którzy wyrażają swoje niezadowolenie z powodu braku dostatecznej woli współpracy i wymiany informacji ze strony egipskiej. Izraelowi nie chodzi jednak o utrudnianie operacji Egipcjanom, gdyż jeszcze przed jej rozpoczęciem, wicepremier i minister wywiadu Dan Meridor zapowiadał, że Jerozolima da dla niej Kairowi "zielone światło", lecz o uwzględnienie zdania Izraela ex ante.

Niektóre źródła izraelskie insynuują nawet, że Egipt chce ugrać amerykańską pomoc finansową, celowo opóźniając operację (kolejne pociski spadające na Izrael skłoniły IDF do przesunięcia kolejnej baterii sytemu obrony powietrznej "Iron Dome" na granicę z Egiptem)  i budując napięcie w relacjach z państwem żydowskim. Kair zwraca uwagę, że w zdemilitaryzowanej strefie C i D Półwyspu, Izrael często dyslokował w przeszłości swoje "merkevy".

Tymczasem media egipskie podają, powołując się źródła wojskowe, że "Operacja Orzeł" na Synaju przebiega zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami z Izraelem, strona izraelska jest informowana o podejmowanych przez SZ Egiptu krokach, ale nie w czasie rzeczywistym - gdyż jest to "kwestia suwerenności i bezpieczeństwa narodowego."

Wydaje się, że sprawa różnicy zdań między władzami Egiptu i Izraela jest wyolbrzymiona przez media obu krajów. Strony mają żywotny interes w tym, żeby zlikwidować zagrożenie terrorystyczne płynące z Synaju. Obie strony zdają sobie również sprawę z tego, że aby tego dokonać konieczne jest użycie sprzętu wojskowego, którego zgodnie z Traktatem Pokojowym powinno tam nie być. Są oni po prostu skazani na współpracę, a te kilkadziesiąt czołgów nie stanowi realnego zagrożenia dla Izraela. Nie pomaga jednak odwieczna nieufność między oboma narodami, która niewątpliwie utrudnia współpracę na każdym szczeblu, czy wojskowym, czy cywilnym.

Marcin M. Toboła
Reklama

Komentarze

    Reklama