Jeszcze dobrze nie wybrzmiały echa dyskusji w Parlamencie Europejskim krytykującej projekt budowy gazociągu Nord Stream 2, a już temat gazu powraca na brukselskie salony, choć w dość osobliwej formule. Otóż jak informuje dzisiejsza Gazeta Wyborcza, szef Komisji Europejskiej wybiera się na szczyt ekonomiczny w Petersburgu, w celu „zaprezentowania oceny aktualnych relacji UE–Rosja”. Jest to o tyle zaskakująca deklaracja, że w ostatnim czasie nie wydarzyło się absolutnie nic, co pozwalałoby skorygować dotychczasową politykę Wspólnoty wobec Kremla– zarówno w odniesieniu do sytuacji na Ukrainie jak i w sprawach czysto ekonomicznych, ze szczególnym uwzględnieniem gazu.
Mało tego, zapowiedź wizyty szefa Komisji Europejskiej w Rosji wygląda na próbę poszukiwania kontaktu i odnowienia kanałów komunikacyjnych (także tych nieformalnych) z Moskwą. Jednak co najmniej dziwnym jest fakt, że aktywność w tej mierze staje się domeną Brukseli. Tym bardziej, że jeszcze kilka tygodni temu byliśmy świadkami dość krytycznych ocen projektu budowy Nord Stream 2 wyrażanych przez europosłów przy wyraźnej aprobacie przedstawicieli Komisji Europejskiej. Dlatego z dzisiejszej perspektywy tak trudno znaleźć uzasadnienie dla aktywności dyplomatycznej Jean-Claude Junckera. Tym bardziej, że wizyta na tak wysokim szczeblu będzie szczególnie uważnie obserwowana i analizowana nie tylko od strony słów, ale i gestów.
Rodzi się więc pytanie: czy gra na dwóch fortepianach to element skomplikowanej strategii, brak koordynacji czy może efekt rosyjskiego lobbyingu? Odpowiedzi poznamy pewnie już po szczycie, ale przeciwnicy Nord Stream 2, którzy tak entuzjastycznie odtrąbili sukces po dyskusji w Parlamencie Europejskim, powinni poważnie zweryfikować swoje nastawienie i zwiększyć czujność, bo Moskwa najwyraźniej przechodzi do gazowej kontrofensywy.
Maciej Sankowski