Nachodka to liczące 180 tys. ludzi miasto na Dalekim Wschodzie Rosji. Jest ona zimą odcięta od dostaw paliw. Jedyną drogą pozostaje morze i szlaki przecierane przez lodołamacze. Rafineria, której budowę rozpoczęto w zeszłym roku w tym mieście ma być panaceum na te problemy. Nie tylko te... To także kluczowe ogniwo w kwestii dywersyfikacji kierunków dostaw rosyjskich produktów naftowych. Własnie dlatego Rosnieft według Kommersanta zamierza zwiększyć moce przerobowe budowanego kompleksu do 30 mln ton rocznie (zmieniłby zdanie już po raz trzeci, pierwotnie miało to być 8- 10 mln ton a na przełomie maja i czerwca br. postanowiono, że będzie to 24 mln ton).
Zobacz także: Transnieftem w Brukselę
W zasadzie decyzja ta nie powinna nikogo dziwić- jest związana z zapowiedzianym przez Igora Sieczina podczas ubiegłorocznego szczytu APEC we Władywostoku „kierunkiem Azja” (nie tylko inwestycyjnym, ale i jak wspomniałem eksportowym) oraz rządową strategią pobudzania gospodarczego azjatyckiej części Rosji. Mimo to rozgrzała ona ponownie napięte od maja br. stosunki Rosnieftu i Transnieftu.
Rosyjski operator krajowych ropociągów nie zgadza się bowiem na poniesienie kosztów związanych z budową infrastruktury łączącej kompleks w Nachodce z systemem przesyłowym jeśli miałaby ona obsługiwać moce przerobowe na poziomie 30 lub 24 mln ton. Zdaniem Transnieftu realizacja takich planów byłaby nieekonomiczna ponieważ kosztem interesów Rosnieftu zaniedbano by rządowy program rozwoju infrastruktury naftowej Syberii wschodniej (to argument skierowany w stronę rządu). Mało tego, jak zaznaczył w swoim liście skierowanym do ministra energetyki FR Aleksandra Novaka, prezes Transnieftu- koszty jakie trzeba by ponieść w związku z nowymi planami Rosnieftu pozwoliłyby jednocześnie zaspokoić potrzeby Nachodki na poziomie 10 mln ton rocznie i sfinansować lwią część projektów wschodniosyberyjskich.
Cała sprawa wygląda zatem na przepychanki dwóch największych rosyjskich koncernów naftowych, które lobbują za własnymi rozwiązaniami u najwyższych władz. To zresztą niepierwszy taki przypadek.
Przeczytaj również- Rosja: nie widać końca wojny elit. Groźba destabilizacji kraju?
14 maja Vedomosti zacytowały słowa prezesa Rosnieftu, w których poinformował on, że firma którą zarządza nie jest przygotowana na sfinansowanie rozbudowy systemu ropociągów, którymi byłyby realizowane dodatkowe dostawy surowca do Chin. „To nie jest nasz problem. Naszym problemem jest płacić za transport”- dodał, kierując wypowiedź wyraźnie pod adres Transnieftu. Riposta była niemal natychmiastowa: „a kto ma zapłacić? Transnieft nie jest firmą usługową Rosnieftu”- odciął się Tokariew.
Był to precedens, w ramach którego publicznie wymierzyły sobie razy dwie najważniejsze osoby w rosyjskim sektorze naftowym. Dziś wspomniany konflikt jest kontynuowany i nikogo już nie szokuje.
Piotr A. Maciążek