Skąd aż tak wysokie koszty? Wystarczy rzucić okiem na mapę. Ropociąg miałby przebiegać przez terytoria Rosji, Kazachstanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu, Afganistanu i Indii. Oznacza to konieczność pokonania gór i dolin (niczym w baśniach). Topografia terenu i kolosalne różnice wysokości stanowią prawdziwe wyzwanie dla inżynierów.
Pytanie skąd więc taka determinacja skoro Indie mają stosunkowo dużą zdolność do odbierania surowca drogą morską z nieodległych przecież państw Zatoki Perskiej. Otóż obydwa Moskwa i New Delhi nie ukrywają, że myślą o zacieśnieniu i tak już intensywnej współpracy. Dotychczas kooperacja była widoczna przede wszystkim na rynku uzbrojenia, czego konsekwencje odczuła między innymi polska zbrojeniówka. Teraz strategiczny sojusz ma polegać z jednej strony na realnej dywersyfikacji czy wręcz odwróceniu głównych kierunków dostaw ropy do Indii, z drugiej natomiast ma zapewnić rosyjskim koncernom stabilny rynek zbytu. To kolejna już próba skierowania strumienia ropy z Rosji w kierunku wschodnim i południowo- wschodnim. Byłby to drugi co do wielkości (po Chinach) partner handlowy stanowiący zdecydowaną alternatywę wobec „kapryśnej” Europy. Trudno o bardziej czytelny sygnał.
Pytanie, czy dalsze umacnianie rosyjskich wpływów w regionie byłoby także na rękę Indiom? Raczej tak. Delhi już od dłuższego czasu sugeruje, iż ma dość nacisków administracji amerykańskiej w sprawie zakupów ropy w Iranie. Nacisków, które na przestrzeni ostatnich dwóch lat wcale nie maleją. Amerykanie nie potrafią zaakceptować polityki prowadzonej przez Delhi a polegającej na próbie budowania sojuszu politycznego z Teheranem w regionie. Poza kwestiami stricte politycznymi (budowanie przeciwwagi dla Pakistanu) Iran jest także jednym z najbliższych (w wymiarze geograficznym) producentów ropy. Kierunek zakupów choćby ze względów kosztowych jest więc oczywisty. Indie codziennie kupują 400 tysięcy baryłek irańskiej ropy, co stanowi 12% zapotrzebowania kraju.
Wejście do gry Rosjan z jednej strony w naturalny sposób „da oddech” Indiom w aspekcie skomplikowanych relacji z USA, z drugiej strony, pozwoli zbudować realną alternatywę – trwałego i stabilnego dostawcy ropy. I to wszystko wcale nie musi odbywać się kosztem Iranu. Nawet gdyby w perspektywie kolejnej dekady udało się zbudować wspomniany ropociąg to Iran i tak może liczyć na utrzymanie, a nawet zwiększenie wolumenu sprzedaży ropy.
Moskwa wyraźnie stara się zbudować w regionie geopolityczną alternatywę dla dominacji USA. Stąd rosnące zaniepokojenie Waszyngtonu, który teoretycznie wspierany jest przez Pakistan. Tyle tylko, że nikt dziś nie wierzy w szczerość intencji Islamabadu. Dlatego między innymi USA łagodzą relacje z Iranem zdając sobie sprawę, że sankcje, choć dotkliwe, nie są w stanie trwale zmienić sytuacji. Ba, większa presja na Iran to dalsze zbliżanie się Delhi, Moskwy i Teheranu.
Rosjanie już zadeklarowali pomoc w dystrybucji irańskiej ropy. Trwają obecnie zaawansowane rozmowy na mocy których Rosja miałaby kupować 500 tys baryłek ropy dziennie płacąc za nie towarami. Barter dawałby Iranowi dodatkowe 1,5 mld $ miesięcznie przy obecnych cenach ropy.
Wszystko zaczyna się i kończy na ropie. Wracając zatem do ropociągu, warto podkreślić, że jego istotna część przebiegałby przez niespokojny Kaszmir – obszar odwiecznej rywalizacji Indii i Pakistanu. Można sobie wyobrazić, że Rosjanie, inwestując tak potężne środki w budowę infrastruktury przesyłowej, skupiliby dużą uwagę na kwestiach bezpieczeństwa ropociągu. Czy może to być zapowiedź militarnej obecności sił rosyjskich w Kaszmirze, w celu zabezpieczenia tranzytu ropy do Indii?
Maciej Sankowski