Rosyjska aneksja Krymu doprowadziła do zmian przebiegu granic wyłącznych stref ekonomicznych na Morzu Czarnym i Azowskim. Skutkiem takiego stanu rzeczy stało się storpedowanie przez Kreml wydobycia gazu ziemnego na polu Skifska rozpościerającego się pomiędzy zajętym półwyspem a Rumunią. To najbardziej perspektywiczny obszar wydobywczy na akwenie czarnomorskim. Według szacunków władz w Kijowie wraz z podmorskim złożem Foros mógł on w najbliższych latach zaspokoić 20% rocznego zapotrzebowania na gaz Ukrainy. Zdaniem Georhija Rudko, szefa ukraińskiej państwowej komisji surowców naturalnych zidentyfikowane podmorskie pokłady błękitnego paliwa u wybrzeży Krymu stanowią jedną trzecią szacowanych zasobów gazu nad Dnieprem. To właśnie dlatego w 2012 roku w ramach prowadzonej przez Kijów polityki dywersyfikacji źródeł energii powierzono koncernom Shell i ExxonMobil zagospodarowanie wspomnianych złóż z myślą o ich przyszłym wpływie na strukturę ukraińskiego importu gazu z Rosji.
Wątek gazowy pojawia się także przy okazji drugiej fazy rosyjskiej operacji na Ukrainie. Pomiędzy Donieckiem a Charkowem znajdują się olbrzymie złoża łupków. Według szacunków Shell chodzi o 3,5- 4 bln m3 surowca. Wspomniana spółka podpisała 24 stycznia 2013 roku 50- letnią umowę o rozdziale produkcji (Production Sharing Agreement, PSA) w ramach projektu wydobycia gazu łupkowego z tzw. złoża juzowskiego w obwodach charkowskim i donieckim. Według szacunków roczne wydobycie surowca z tego źródła w najbliższych latach miało wynieść od kilku mld m3 do ponad 10 mld m3 surowca po roku 2023.
Jak widać ogniska zapalne na Ukrainie starannie rozniecane przez rosyjskie służby specjalne pokrywają się nie tylko z granicami językowymi, czy politycznym „programem minimum” Kremla, ale również ze złożami błękitnego paliwa nad Dnieprem. Uzyskanie jakiejś formy kontroli nad nimi przez Moskwę może skutecznie uniemożliwić energetyczne uniezależnienie się Kijowa od Gazpromu na przestrzeni najbliższych lat.