W tym tygodniu minimum notowań baryłki Brent - głównego wyznacznika transakcyjnego na globalnym rynku naftowym - wyniosło 83,06 $ [1]. Rosjanie coraz bardziej nerwowo reagują na spadające ceny ropy. Dotychczasową narrację mówiącą o "czasowych korektach" i "samoregulacji cen pod koniec roku" zastępują groźbypod adresem "spekulantów". Wśród nich naczelną rolę pełnią Stany Zjednoczone odpowiedzialne za rewolucję łupkową (co jest niezwykle ciekawe w kontekście komunikacyjnym - do tej pory rosyjskie media deprecjonowały bowiem znaczenie tego zjawiska). Co ciekawe, lista "pomagierów" Waszyngtonu nie ogranicza się w optyce Kremla już jedynie do Arabii Saudyjskiej znanej z kooperacji z Reaganem [2] i można na niej znaleźć np. Iran, który "nie sprzeciwia się dalszym spadkom cen ropy" [3]. Roztaczanie wizji "globalnego spisku" toczącego grę spekulacyjną wymierzoną w notowania "czarnego złota" - ostatnio np. podczas briefingu ministra energetyki FR, Aleksandra Nowaka [4] - świadczy o tym, że Kreml za pomocą narzędzi propagandowych już próbuje niwelować wstrząs gospodarczy do jakiego niebawem dojdzie w Rosji.
Kraje byłego Związku Sowieckiego zaczynają korygować swoje budżety w związku z pogarszającą się ceną ropy naftowej. Kazachstan chce dostosować swoje finanse do poziomu 80 $ za baryłkę Brent [5], Azerbejdżan jest bardziej optymistyczny i wyznaczył jej notowania na poziomie 90 $ [6]. Dla Rosji to przerażająca perspektywa tym bardziej, że są to wartości średnioroczne, co świadczy o tym, że Astana i Baku widzą możliwość długotrwałej korekty wartości "czarnego złota". Plany kluczowych postsowieckich potęg naftowych spowodowały, że podczas szczytu Azja - Europa prezydent Rosji, Władimir Putin przyznał niechętnie, że w jego kraju również może dojść do korekty ustawy budżetowej [7]. Zaznaczył jednak, że redukcja budżetu nie odbędzie się kosztem wydatków socjalnych. To druga ważna przesłanka świadcząca o trudnej sytuacji w jakiej znalazł się Kreml, i dużej nerwowości związanej z wpływem kurczących się przychodów państwa na utrzymanie ładu społecznego, który od lat opiera się na szerokim subsydiowaniu pomocy społecznej.
O tym jak iluzoryczne są te zapewnienia świadczy fakt przetransferowania składek emerytalnych Rosjan na potrzeby uginających się pod wpływem sankcji zachodnich rosyjskich firm paliwowych. Rosja nie ma zamiaru wchodzić na drogę deeskalacji (a więc złagodzenia restrykcji nałożonych przez Zachód) o czym świadczy nie tylko "efekt" rozmów Merkel - Putin na szczycie Azja - Europa, ale także tezy głoszone w ostatnim czasie przez osoby z najbliższego otoczenia Putina. Doskonale obrazuje to np. ostatni tekst Fiodora Łukianowa, szefa Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej przy prezydencie Rosji, który stwierdza, że stawką rozgrywki toczonej przez Moskwę "nie jest zwykła przegrana czy wygrana w wojnie pozycyjnej, ale polityczne przetrwanie, od którego zależy przyszły ustrój państwa" [8]. To dlatego Kreml tworzy dziś wizję międzynarodowego spisku uderzającego w ceny ropy. Wróg zewnętrzny musi zagospodarować bowiem uwagę Rosjan w okresie drastycznych cięć budżetowych stanowiących ofiarę na ołtarzu politycznych aspiracji Putina. Wbrew tezom Financial Times [9] korekty budżetu rosyjskiego nie dotkną sfery zbrojeniowej (tym bardziej, że to jedno z kół zamachowych gospodarki i głównych miejsc zatrudnienia Rosjan), ale uderzą w wydatki socjalne o czym wspomina Bloomberg [10]. Świadczy o tym kierunek, w którym zmierzają obecne wysiłki rosyjskiej propagandy.