Rosyjskie banki gotowe są do wsparcia projektów energetycznych na Ukrainie– poinformował tamtejszy rząd. Kredytowanie może sięgnąć nawet 6 mld $. Jakie projekty mają szanse na realizację? Przede wszystkim atom.
„Gazeta Wyborcza” twierdzi, że porozumienie tej treści uzgodniono podczas ostatniego szczytu przywódców Rosji i Ukrainy, a informacje te potwierdza ukraińskie ministerstwo przemysłu, powołując się przy tym na Walerija Muntijana, pełnomocnika rządu Ukrainy ds. współpracy z Rosją. Na liście priorytetów znajduje się budowa dwóch nowych bloków w chmielnickiej elektrowni atomowej.
Projekt ten pojawia się nie po raz pierwszy. Od kilku lat strona ukraińska intensywnie zabiega o restytucję połączenia Chmielnicki – Rzeszów. Jednak dotychczas polski rząd nie był szczególnie zainteresowany tym kosztownym projektem. Warto bowiem podkreślić, że linia wysokiego napięcia o najwyższych możliwościach – tak zwana „750 kV”, wymagałaby ogromnych nakładów finansowych. Ukraińcy wskazywali przy tym na możliwość udziału prywatnego kapitału w budowie odcinków po obydwu stronach granicy. Takie rozwiązanie nie wchodziło jednak w grę ponieważ Polska chce utrzymać kontrolę nad połączeniami transgranicznymi (bardzo słusznie). Koszt całej inwestycji byłby tym większy, że istniałaby konieczność wstawienia tzw. „sprzęgieł” a więc infrastruktury umożliwiającej odbiór przesyłanej energii. Ukraiński system elektroenergetyczny nie jest bowiem zsynchronizowany z europejskim a prąd ma odmienne od naszego parametry. Zanim więc trafiłby do polskich sieci musiałby zostać odpowiednio „dopasowany” do standardów naszych sieci przesyłowych.
Kwestia eksportu energii do Polski z chmielnickiej elektrowni atomowej wydaje się jednak bardzo atrakcyjna dla trzeciej strony układanki- Rosji. Nie jest wykluczone, że inwestycja polsko– ukraińska byłaby paradoksalnie łatwiejsza (politycznie) do przeprowadzenia od budowy połączenia elektroenergetycznego z Obwodem Kaliningradzkim. Tym bardziej, że do Polski trafiałby przecież ukraiński prąd. Czy na pewno? Nie do końca bo warunki kredytowe, które nie od dziś oferują rosyjskie banki, zakładają rzecz jasna zastaw na majątku elektrowni. Biorąc pod uwagę trudną sytuację gospodarczą Ukrainy trzeba założyć, że w końcowym efekcie majątek wytwórczy stanie się własnością rosyjskich spółek energetycznych. Podobnie może być zresztą z infrastrukturą przesyłową ponieważ Ukraina nie dysponuje dziś odpowiednimi środkami do modernizacji starych sieci elektroenergetycznych.
Dlaczego Rosjanom tak bardzo zależy na wejściu do Polski z własną energią? W dłuższej perspektywie czasu chodzi o obniżenie skłonności do budowy własnych źródeł – wobec atrakcyjnej cenowo oferty ze wschodu. Na pierwszy rzut oka taka oferta ma ręce i nogi. Ba, byłaby także bardzo korzystna dla odbiorców przemysłowych, szczególnie wobec braku konieczności respektowania zapisów pakietu klimatycznego. Jednak w kolejnych latach mogłoby nas czekać rozczarowanie na skutek nieoczekiwanego przerwania dostaw energii, co miało już miejsce przy okazji gazu czy ropy.
Połączenie transgraniczne Chmielnicki – Rzeszów ma jeszcze jeden mankament z punktu widzenia polskich interesów. Otóż analizy prowadzone swego czasu przez PSE Operator (analiza rozpływów) wskazywały wyraźnie, że intencją partnerów ze wschodu był nie tylko eksport energii do Polski, ale także dalsza sprzedaż energii w kierunku południowym – także z uwzględnieniem Serbii. Z tym, że proporcje były wyraźnie zachwiane na rzecz kierunku bałkańskiego. Taki stan rzeczy oznaczałby przede wszystkim dodatkowe obciążenie naszych sieci bez żadnej realnej korzyści poza zyskami wynikającymi z usługi przesyłowej.
Wydaje się więc, że strona ukraińska będzie jednak konsekwentnie zgłaszała projekt restytucji połączenia Chmielnicki – Rzeszów, działając przede wszystkim pod presją Rosjan, zainteresowanych ulokowaniem energii na polskim rynku. Projekt ten będzie tym bardziej aktualny im bardziej oddalać się będzie perspektywa budowy bezpośredniego połączenia elektroenergetycznego z Kaliningradem. Przy czym należy pamiętać, że eksport rosyjskiej energii będzie także możliwy przez most energetyczny z Litwą.
Maciej Sankowski