Rosyjskie media gospodarcze w coraz ostrzejszych tonach komentują interesy prowadzone przez duże rodzime spółki energetyczne w państwach bałtyckich, które - jak się podkreśla - aktywnie krytykują politykę prowadzoną przez Kreml. Szczególnie eksponuje się w tym kontekście kwestię eksportu ropy naftowej pochodzącej z Rosji przez Łotwę. Warto przyjrzeć się tej narracji tym bardziej, że ściśle kontrolowany przez władze w Moskwie obieg medialny służy coraz częściej za pas transmisyjny różnego typu komunikatów dyplomatycznych wystosowywanych "nieoficjalnie" pod adresem sąsiednich krajów.
W przypadku analiz i komentarzy ekonomicznych wymierzonych w państwa bałtyckie ryzyko zamieszczenia zawoalowanej groźby przy pomocy artykułów prasowych jest bardzo wysokie. Przy okazji konfliktu ukraińskiego stały się one bowiem dla Moskwy wymarzonym "chłopcem do bicia" ze względu na swoją historię, strukturę gospodarczą, etniczną i członkostwo w UE oraz NATO. W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia ze sporą ilością wydarzeń,, za pomocą których Kreml próbował zastraszyć Wilno, Rygę i Tallin. Możemy tu wymienić porwanie estońskiego oficera kontrwywiadu Estona Kohvera przez FSB, ściganie przez Rosję obywateli litewskich, którzy w latach 1990 - 91 uchylali się od służby w Armii Czerwonej, czy przechwycenie litewskiego kutra "Wilk Morski" za rzekome naruszenie przez tą jednostkę rosyjskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Najprawdopodobniej narracja dotycząca ograniczenia eksportu ropy z Rosji przez Łotwę jest kolejnym elementem przedstawionego tu ciągu zdarzeń.
W publikacji przytoczonej m.in. przez OilRu.com [1] sugeruje się uderzenie w interesy łotewskiej Windawy (Ventspils). Tamtejszy port generuje zdaniem portalu 1/3 dochodów budżetowych całego państwa. W chwili obecnej jego infrastruktura odpowiada za przesył 17,5 mln rosyjskich węglowodorów produkowanych przez Rosnieft, Basznieft, Gazprom Nieft, czy Łukoil. Do tego dochodzi również spory wolumen białoruskich produktów naftowych produkowanych na bazie bezcłowego surowca sprowadzanego z Federacji do rafinerii w Mozyrzu i Nowopłocku. Zdaniem publikacji przekierowanie eksportu z Windawy do portów znajdujących się na terenie Rosji stanowiłoby dla nich nie tylko bodziec gospodarczy, ale także uderzyłoby w jednego z głównych antagonistów polityki Kremla. Nie tylko w kontekście ukraińskim, ale również obrony praw lokalnej mniejszości rosyjskiej. Taki przekaz notabene dodatkowo wzmacnia dzisiejsza (25.9.) publikacja Rossijskiej Gazety, która podkreśla, że mniejszość ta nie zgadza się na utratę własnej tożsamości i w coraz większym stopniu przyjmuje paszporty federalne [2].
Scenariusz reorientacji szlaku dostaw ropy zarysowany przez rosyjskie media - choć niezwykle sugestywny - należy traktować jednak raczej w kategorii straszaka. Czy ograniczenie przesyłu poprzez Windawę powaliłby na kolana łotewską gospodarkę? Raczej nie, tym bardziej że od 2002 roku nieczynny jest rurociąg, którym rosyjska ropa docierała do tego portu a Kreml oficjalnie preferuje eksport swojego surowca przez Primorsk i Ust - Ługę. Mimo to przez Łotwę wysyłane jest nadal 17,5 mln ton węglowodorów z Rosji. Po drugie moc rosyjskich instalacji jest mimo buńczucznych deklaracji najprawdopodobniej zbyt mała by zaspokoić potrzeby eksportowe Rosji. Zwracał na to uwagę rok temu m.in. były minister spraw zagranicznych Łotwy Jaanis Jurkans [3]. Poza tym Windawa pozostaje kluczowym "białoruskim oknem na świat". Aby uderzyć w jej znaczenie Moskwa musiałaby przede wszystkim doprowadzić do reorientacji eksportu białoruskiego. Takie próby były już podejmowane przy okazji "afery rozpuszczalnikowej" jednak zakończyły się fiaskiem.
O przedstawionych powyżej kwestiach publikacje rosyjskich mediów jednak nie wspominają. Są zatem najprawdopodobniej albo pewnym hasłem publicystycznym rzuconym czytelnikom ku pokrzepieniu serc w obliczu presji zachodnich sankcji, albo - co bardziej prawdopodobne - kolejnym generującym napięcie zdarzeniem, które Kreml funduje swoim dawnym a dziś niepokornym republikom.