„Mały kryzys gazowy” jak część polskich oficjeli zaczęło nazywać redukcję dostaw surowca ze strony Gazpromu może mieć implikacje dla całego sektora paliwowego w naszym kraju. Wydarzenie to pokazuje, iż tradycyjne podporządkowanie eksportu węglowodorów celom polityki rosyjskiej wkracza na nowy poziom. Niewykluczone bowiem, że doszło do naruszenia kontraktu jamalskiego, o czym świadczy wywiad jakiego udzielił stacji TVN24 Biznes i Świat prezes Gaz Systemu- Jan Chadam. Według niego w środę ze wschodu wtłoczono w polski system przesyłowy 15 mln m3 gazu zamiast standardowych 20 mln m3. Tym samym redukcja dostaw objęła nie tylko wolumen nominowany w ramach maksymalnej ilości dobowej określonej w umowie, ale także bazowy. Kwestię tego, czy kontrakt jamalski został złamany przez Rosjan analizują w tej chwili prawnicy, niemniej już kontekst polityczny całego zdarzenia rzuca cień na reputację Gazpromu. W wyniku jego działań przerwano chwilowo rewersowe dostawy na Ukrainę, ponadto wydaje się, że był to także rodzaj ostrzeżenia wystosowanego przez Rosję pod adresem Polski, ale i Niemiec (E.ON także odczuł redukcję wolumenu).
Jak już wspominałem „mały kryzys gazowy” może rzutować na cały sektor paliwowy w naszym kraju. Gazprom przekroczył „czerwoną linię” zasadne wydają się zatem pytania, czy na podobny ruch niebawem nie zdecydują się inne rosyjskie spółki energetyczne takie jak Transnieft, czy Rosnieft. Teoretycznie zmniejszenie dostaw może mieć przecież także miejsce w obszarze naftowym np. w obrębie rurociągu Przyjaźń, którego operatorem po polskiej stronie jest PERN. Tą drogą realizowane są olbrzymie kontrakty długoterminowe na dostawy ropy ze wschodu dla PKN Orlen i Grupy Lotos. Mało tego zyski generowane przez tranzyt wspomnianą infrastrukturą są transferowane do funduszu przeznaczonego na rozbudowę naftoportu w Gdańsku. Jak widać pole nacisku jest tu więc spore i to nie tylko w odniesieniu do Polski. Przyjaźń zaopatruje w ropę także niemieckie rafinerie Schwedt i Leuna. Pierwsza z nich zaspokaja potrzeby energetyczne przede wszystkim Brandenburgii, Meklemburgii–Pomorza Przedniego oraz Berlina, druga Saksonii, Górnej Saksonii i Turyngii.
Nie trudno wyobrazić sobie scenariusz, w obrębie którego tranzyt ropy naftowej zostanie ograniczony przez Rosjan na kilka dni. Pretekstem mogłaby być choćby rzekoma awaria rurociągu, dodajmy trudna do usunięcia przez Transnieft z powodu sankcji zachodnich. Ograniczają one przecież dostawy sprzętu specjalistycznego dla rosyjskiego sektora naftowego - w tym rur - zamykają także dostęp do kredytowania, które w tym konkretnym przypadku mogłoby okazać się niezbędne... Kwestie te zapewne zostałyby w obrębie omawianego scenariusza przez stronę rosyjską podniesione, co wzmocniłoby uzyskany efekt propagandowy obliczony na wystosowanie kolejnego ostrzeżenia pod adresem Polski i Niemiec. Miałoby ono uświadomić wspomnianym krajom jak bardzo uzależnione są od dostaw węglowodorów z Rosji.
Na koniec chciałbym jeszcze wytłumaczyć dlaczego powyższe wydarzenia – prawdopodobne w kontekście „małego kryzysu gazowego”- nie mogłyby mieć charakteru długotrwałego. Po pierwsze rosyjski Rosnieft jest właścicielem 50% akcji w spółce Ruhr Oel GmbH, która posiada 37,5% akcji rafinerii Schwedt. Po drugie, PKN Orlen oraz Lotos posiadają w kontraktach zawartych z Rosjanami klauzule alternatywnego transportu morskiego surowców w razie problemów z systemem Przyjaźń. Przykład Gazpromu pokazuje, że Rosjanom nie zależy na definitywnym przerwaniu dostaw.