Wywiady
Morze Czerwone w ogniu. Ataki Hutich zagrożą dostawom surowców do Polski? [WYWIAD]
Czy ataki Hutich na statki pływające po Morzu Czerwonym mogą zagrozić dostawom surowców do Polski? O tym Jakub Wiech rozmawia z Marcinem Krzyżanowskim, orientalistą i byłym dyplomatą.
Jakub Wiech: Co się dzieje na Morzu Czerwonym?
Marcin Krzyżanowski, orientalista, były dyplomata: Panuje tam bardzo duże napięcie. Z terytorium Jemenu działają siły Hutich, którzy atakują statki powiązane z Izraelem lub zmierzające do izraelskich portów. Sytuację stara się opanować koalicja morska pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, ale – na chwilę obecną – jej sukcesy są, delikatnie mówiąc, dosyć umiarkowane.
Jak do tego doszło?
Zacząć od VII wieku czy dopiero od XIX?
Spróbujmy od XXI.
Dobrze, ale korzenie konfliktu jemeńskiego – bo to od tego wszystko się zaczyna – sięgają naprawdę dużo, dużo głębiej niż to sobie uzmysławiamy. Niemniej, mówiąc krótko, to co dzieje się teraz, jest związane przede wszystkim z kluczowymi dla Bliskiego Wschodu wydarzeniami ostatniej dekady. Chodzi w szczególności o Arabską Wiosnę, która wstrząsnęła posadami wielu bliskowschodnich państw, w tym Jemenu. Stała się katalizatorem dla rozpoczętej na pełną skalę w 2015 r. wojny domowej.
Główne powody nie są niespodzianką- dyskryminacja ze strony sunnickiej większości, zwalczanie opozycji, nierównomierna dystrybucja bogactw. Na tej kanwie wybuchła rebelia ruchu Hutich, czy też – jak oni wolą się nazywać – Ansar Allah. Huti są oczywiście Arabami, rdzennymi mieszkańcami Jemenu. W przeciwieństwie do większości Półwyspu Arabskiego nie są sunnitami, lecz szyitami. I tu istotna uwaga: oni nie są szyitami na wzór irański. Podobnie jak w chrześcijaństwie, tak i w islamie, mamy wiele odłamów, nurtów i sekt – polscy katolicy i szwedzcy protestanci to chrześcijanie, ale ich wiara nieco się różni. I tak samo jest w islamie, także w islamie szyickim.
Ta różnica jest istotna w kontekście genezy tych wydarzeń?
Tak. Huti uważali się za dyskryminowanych w Jemenie, obawiali się, że ich wyznanie będzie zastąpione sunnizmem wspieranym przez Saudów. Dlatego też już od lat 90-tych, kiedy Ruch Huti się formował, zaczął chwytać za broń. Natomiast od 2015 roku w Jemenie wybuchła wojna domowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Po jednej stronie mieliśmy Ruch Huti i wspierające go milicje plemienne. Po drugiej stronie: prezydenta Saliha, następnie prezydenta Hadiego, a obecnie przewodniczącego Prezydenckiej Rady Wykonawczej al-Alimiego.
Czytaj też
O co walczyli Huti?
Ruch ma bardzo jasno sprecyzowane hasła, głównie religijne. Sprzeciwia się on wszelkim wpływom zachodnim i jest nastawiony na oczyszczenie islamu z naleciałości, choć nie tak radykalnie jak salafici. Jeśli zaś chodzi o ich program, to na sztandarach Huti da się wyczytać trzy podstawowe hasła: śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi i śmierć Żydom.
Przeciwko Huti w jemeńskiej wojnie domowej interweniowała arabska koalicja. Jak jej poszło?
Interwencja koalicji pod nieformalnym przywództwem Arabii Saudyjskiej potoczyła się bardzo niefortunnie. Krótko mówiąc, nie była ona w stanie pokonać Huti, ani nawet zmusić ich do rozmów. Z tej perspektywy można stwierdzić, że koalicja przegrała. Niemniej, udało się – dzięki siłom interwencyjnym – zastopować postępy Huti i wyzwolić, czy też zdobyć największy port i główny ośrodek przemysłowych w kraju – Aden. Ale na tym sukcesy koalicjantów się skończyły, nie udało się utrzymać politycznej jedności państwa. W tym momencie Jemen jest podzielony na de facto trzy części, w tym część północno-zachodnią opanowaną przez Huti.
Co zatem pchnęło bojowników Huti do ataków na statki na Morzu Czerwonym?
Powtórzmy hasła polityczne Ruchu: Śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi i śmierć Żydom. Huti atakują na statki w jakiś sposób związane z Izraelem – czy to przez banderę, własność czy port przeznaczenia. Huti – w odpowiedzi na lądową operację Izraela w Gazie – zdecydowali się de facto włączyć do walki po stronie Hamasu. Oczywiście ich postawa raczej nie przeważy szalę zwycięstwa na stronę Hamasu. Ale zakłócenia w ruchu towarowym, jakie Huti powodują, są dla Izraela i dla światowej gospodarki bardzo dotkliwe. Południowy, czerwonomorski port Izraela, Ejlat, właściwie opustoszał. Sama wojna powoduje dla izraelskiej gospodarki ogromne koszty, a do tego dochodzą też straty handlowe wynikające z działalności Huti. I warto dodać: to się doskonale wpasowuje w irańską koncepcję walki z Izraelem.
Czyli Huti to fasada dla działań Teheranu?
Nie do końca, bo Ruch nie jest wyłącznie irańskim proxy. To niezależny od Iranu, autonomiczny, posiadający własną agendę polityczną ruch religijny. Ale Huti z Iranem bardzo blisko współpracują. Są wspierani przez Iran dostawami broni, technologii, know-how oraz koncepcjami politycznymi. Jedna z nich zakłada walkę z Izraelem nie poprzez frontalny militarny atak, ale przez osłabianie całego państwa – m.in. dzięki podkopywaniu siły i tak stojącej na słabych podstawach izraelskiej gospodarki. To dotyczy nie tylko uderzenia w handel morski, ale też np. odstraszania turystów czy potencjalnych emigrantów lub inwestorów.
Czytaj też
Ktoś wyciągnął lekcje z wojny sześciodniowej i Jom Kipur?
Zdecydowanie tak. Druga strona wyciągnęła wnioski z całej serii porażek. Ale trzeba też zaznaczyć, że ostatnia – nazwijmy to – prawdziwa wojna świata arabskiego przeciwko Izraelowi, czyli właśnie wojna Jom Kippur, dla państwa żydowskiego zakończyła się raczej niespodziewanym zwycięstwem; dużą rolę odegrało tu szczęście.
Czy Huti mogą liczyć na jakieś wsparcie jakichś innych podmiotów w regionie?
Mogą liczyć na co najmniej życzliwą neutralność Kataru. Katarska polityka opiera się m.in. na balansowaniu wpływów regionalnych Arabii Saudyjskiej. Katar nie chce, żeby Arabia Saudyjska go wchłonęła, stłamsiła, wzięła pod buta – dlatego wspiera tych, z którymi Saudom jest nie po drodze. Dlatego np. w Syrii, Katar pogłębił relacje z Hamasem.
I tu pojawia się wątek Polski, bo kupujemy surowce energetyczne i od Kataru, i od Arabii Saudyjskiej. Czy dalsza eskalacja może zagrozić tym dostawom?
Nie sądzę, żeby do aż takiej eskalacji doszło. Natomiast każde zakłócenie transportu przez Morze Czerwone, czy dalej przez Kanał Sueski, może przyczynić się do wzrostu cen. Jeśli wzrosną koszyu polis ubezpieczeniowych dla statków, czy jeśli pojawi się konieczność podwyżek dla załóg za służbę w niebezpiecznym, to ceny frachtu wzrosną, co odczujemy, płacąc na stacjach paliw czy za ogrzewanie.
Ale do ataków Huti na jednostki arabskie nie dochodzi?
Nie, jak na razie Huti atakują statki – jak twierdzą – powiązane z Izraelem. Prawdopodobnie nie ulegnie to zmianie, co ma jeszcze ten walor, że – póki co – jest tolerowane przez państwa regionu. Natomiast Huti potrafią zaatakować infrastrukturę arabską. Warto wspomnieć incydent z 2019 roku, kiedy Ruch wystrzelił kilka pocisków w saudyjskie instalacje naftowe. Skromne uderzenie wystarczyło, by na kilka dni ograniczyć tamtejszą produkcję ropy o 45%. A to był tylko atak ostrzegawczy, prewencyjny.
A co z sabotażem kraju trzeciego? Jakieś inne państwo, niekoniecznie z regionu, może przecież wykorzystać sytuację, zaatakować metanowiec czy tankowiec i zrzucić winę na Huti.
Tak. Coś takiego jest możliwe, ale jednocześnie dość trudne do przeprowadzenia. Huti mają dość prosty arsenał, operują w sposób łatwy do wyśledzenia, są na nich zwrócone oczy wszystkich liczących się wywiadów świata. Więc choć taka możliwość istnieje, to raczej nie jest prawdopodobna. Przynajmniej na razie.
Czego można się zatem spodziewać? Koalicja opanuje sytuację?
Co do tego jestem bardzo sceptyczny. Wojna domowa toczy się w Jemenie już od już 2015 roku, chociaż konflikt sięga źródłami lat 90., a w zasadzie to i lat 60. Co mogłaby zrobić z tym międzynarodowa koalicja? Najbardziej popularny modus operandi jest taki, że bogate, silne państwa udzielają wsparcia lotniczego, wywiadowczego i specjalnego, a lokalne siły zajmują terytorium, przejmują władzę na zdobytych obszarach. Ale w Jemenie to nie zdało egzaminu, czego dowodem jest nieudana interwencja koalicji państw arabskich podczas wojny domowej. Pozostaje zatem pytanie: co mogłaby zrobić zachodnia koalicja, jeśli nie dokładnie to samo – tylko bardziej?
Dziękuję za rozmowę!