Wywiady
Czy pieniądze ze sprzedaży ropy pomogą odbudować Syrię? Oczy inwestorów skupione są właśnie tam
Mimo niskiej jakości syryjskiej ropy, stanowiła ona fundament budżetu Syryjskich Sił Demokratycznych opozycyjnych wobec reżimu al-Asada. Obecnie przyszłość tych terenów pozostaje niepewna, a sytuacja w regionie nadal pozostaje bardzo napięta. Wielu widzi w obaleniu dyktatora szansę na odbudowę Syrii, choć nie wszyscy podzielają te nadzieje. Inwestorzy, w tym Unia Europejska, czekają na stabilizację, dostrzegając potencjał zysków z odbudowy kraju. O możliwych scenariuszach na Bliskim Wschodzie rozmawialiśmy z Pawłem Wójcikiem, analitykiem z The Opportunity Institute for Foreign Affairs.
Karol Byzdra, Energetyka24: Syria nie ma udziałów w globalnym rynku naftowym, a mimo to oczy inwestorów są obecni skupione właśnie tam. Dlaczego?
Paweł Wójcik, Opportunity Foundation: Przede wszystkim ze względu na zagrożenia, które mogą wpłynąć na Irak oraz na przepływ energetyczny w regionie. Uważam jednak, że nie osiągną one takiej skali, jaką obserwowaliśmy podczas wojny w Iraku sprzed dekady.
Zasoby gazu i ropy w kraju są niewielkie i słabej jakości w porównaniu do standardów z Bliskiego Wschodu. Dodatkowo, większość infrastruktury naftowej Syrii znalazła się w rękach Kurdów po zakończeniu wojny z tzw. Państwem Islamskim. W tamtym czasie międzynarodowa koalicja bombardowała infrastrukturę energetyczną, co umożliwiło siłom kurdyjskim, wspieranym przez lokalne społeczności arabskie, przejęcie kontroli nad kluczowymi terenami. To właśnie te tereny, gdzie zlokalizowane są złoża i infrastruktura, stały się fundamentem finansowym dla powstałej później administracji kurdyjskiej. Ropa naftowa odgrywała kluczową rolę w jej budżecie, generując około 95% jej dochodów. Surowiec był nielegalnie sprzedawany głównie do Turcji, gdzie zawsze działało wielu nielegalnych traderów, ale trafiał również do Iraku czy nawet do reżimu Asada. Skala tych operacji pokazuje, jak strategiczne znaczenie miała ta ropa dla regionu, choć dla innych podmiotów pozostawała niedostępna.
Mówimy tutaj o złożach kontrolowanych przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), które znajdują się głównie na północy i północnym wschodzie kraju, czyli na terenach pozostających pod ich kontrolą. Czy istnieje możliwość, że po ostatnim przewrocie te kontrolę nad tymi złożami przejmie ktoś inny?
Sytuacja jest poważna. Po obaleniu Asada wiele miast zostało całkowicie opuszczonych, w tym tw kluczowe, które pełniły funkcję pewnego rodzaju bufora. Byli tam również Rosjanie, którzy we współpracy z Amerykanami starali się utrzymać równowagę, a negocjacje w tej sprawie toczyły się kilka lat wcześniej. Tak chcieli zapobiec wkroczeniu Turków wraz z ich rebeliantami. Teraz jednak sytuacja na północy uległa zmianie i Turcy wydają się ignorować wcześniejsze ustalenia i prawdopodobnie będą dążyć do poszerzenia swoich wpływów na południe, w stronę złóż i infrastruktury energetycznej.
Co więcej, na tych terenach już teraz zaczyna się rewolta plemion arabskich, co może doprowadzić do szybkiego utracenia kontroli nad tym obszarem. Jeśli Amerykanie nie zainterweniują, co na razie wydaje się mało prawdopodobne, sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Pojawiają się jedynie słabe sygnały świadczące o próbach negocjacji z Turcją, aby powstrzymać eskalację, dopóki sytuacja się nie ustabilizuje, jednak Turcy znów wydają się ignorować te próby. Istnieje realne ryzyko, że zmiany w kontroli nad tym regionem nastąpią jeszcze w tym miesiącu.
A czemu Amerykanie mieliby jeszcze tam interweniować? Jaki mają w tym interes?
Jest takie powiedzenie, że Amerykanie są wszędzie tam, gdzie jest ropa. Wielokrotnie angażowali się w odbudowę zniszczonej infrastruktury, która ucierpiała na skutek tureckich nalotów, a ta jest dość przestarzała, co znacząco utrudnia i ogranicza wydobycie ropy. Zdjęcia satelitarne dokumentują, jak zmieniała się ona na przestrzeni lat i wskazują, że najlepsze warunki występowały pod kontrolą HTS. Niemniej jednak, także pod rządami Kurdów sytuacja nie była zła, a mogłaby być znacznie lepsza, gdyby nie tureckie bombardowania, które poważnie zdegradowały potencjał techniczny regionu.
Do tego dochodzi problem z Państwem Islamskim, które regularnie publikuje zdjęcia swoich ataków na cysterny przewożące ropę. Chociaż te ataki są pojedynczymi incydentami, ich kumulacja co tydzień prowadzi do ogromnych strat w skali roku. Terroryści wykorzystują pustynne drogi, pojawiając się i znikając, zanim ktokolwiek zdąży skutecznie zareagować.
Na razie sytuacja na Bliskim Wschodzie jest napięta. Jak pan sądzi, do kogo ostatecznie mogą należeć te lukratywne tereny?
Syria znajduje się w tak trudnej sytuacji, że nawet jeśli tamtejsze złoża ropy są dalekie od ideału, to każdy chce na nich położyć rękę, a trwające obecnie walki prawdopodobnie jeszcze długo będą się toczyć. Podejrzewam, że HTS jako nowa władza, będzie próbować przekonać arabskie plemiona, które właśnie powstają na tych terenach, do przyłączenia się do administracji kierowanej teraz z Damaszku. Jednocześnie istnieje duże prawdopodobieństwo, że Turcja spróbuje przejąć inicjatywę. W takim scenariuszu turecka SNA sponsorowana przez tureckie służby, mogłaby przejąć kontrolę nad całą infrastrukturą.Działania HTS dodatkowo komplikuje zaangażowanie Izraela, który w ogóle nie wiadomo, co tam robi.
To znaczy, że Izrael angażuje się w kolejny konflikt i nikt nie ma nad nim kontroli?
Wszystko wskazuje na to, że tak. Izrael zdaje się tworzyć kolejną strefę buforową, przypominającą tę znaną z Wzgórz Golan. Patrząc na to, co się dzieje, można przypuszczać, że za 30 lat ta nowa strefa również znajdzie się pod kontrolą Izraela. Wydaje się działać pod wpływem strachu, szczególnie w środowiskach politycznych, gdzie dominuje niemal paranoidalna nieufność wobec sąsiadów. Zamiast podjąć próbę negocjacji z nową administracją, która obecnie sygnalizuje otwartość poprzez niedawne porozumienia międzynarodowe, Izrael wybiera przemoc. Zamiast dyplomacji decyduje się na bombardowania, celując w składy amunicji i porty, gdzie zniszczono jednostki przejęte wcześniej przez HTS po armii Baszara al-Asada. Wiele wskazuje na próbę ukrycia czegoś przez Izrael. Ujawnione w Damaszku dokumenty sprzed dwóch lat wskazują, że syryjskie służby przekazywały Izraelowi dane o lokalizacji wojsk irańskich i Hezbollahu, co pozwalało na precyzyjne ataki.
Nawet jeśli Damaszek chciałby szybko przejąć władzę i ustabilizować sytuację, nie jest w stanie tego zrobić, bo Izrael skutecznie ogranicza jego ruchy. W obecnych warunkach trudno być optymistycznym w odniesieniu do przyszłości wschodniej części Syrii. Istnieje ryzyko, że konflikt przekształci się w długotrwałą wojnę pozycyjną, zwłaszcza jeśli Kurdowie zdecydują się na umocnienie swoich pozycji. W najbliższym czasie możliwe jest, że niektóre tereny przejmą najpierw lokalne arabskie plemiona, a dopiero potem zaczną się negocjacje i pakty, które określą, do kogo ostatecznie będą należeć te obszary.
Czy nowa władza w Damaszku ma szansę na zniesienie sankcji na eksport ropy? Kto teraz będzie głównym rynkiem zbytu dla tego surowca?
4 lata temu wprowadzono tzw. Ustawę Cezara, która ustanowiła bardzo surowy poziom sankcji, skutecznie blokując wszelki handel. W ostatnich miesiącach pojawiły się jednak próby zmiany tej sytuacji.
Co pan ma na myśli?
Mamy sygnały wskazujące na to, że Europejczycy stopniowo chcą wracać do Syrii. Włosi, na przykład, dwa tygodnie przed zaostrzeniem się konfliktu otworzyli swoją ambasadę. Niemniej, uważam, że sankcje nadal pozostaną w mocy i nie zostaną zniesione aż do momentu, gdy Trump nie przejmie władzy na początku przyszłego roku.
W tym tygodniu obserwowaliśmy, jak Wielka Brytania oraz inne kraje europejskie zaczęły rozważać zmiany w polityce sankcyjnej. Możemy się spodziewać, że Parlament Europejski również przeprowadzi analizę dotyczącą zasadności tych działań. Sądzę, że jest na to szansa, biorąc pod uwagę obecne działania HTS-u. Wiele będzie zależało od tego, czy Abu Muhamad al-Dżaulani, lider HTS-u, oraz sama organizacja przestaną być uznawane za organizację terrorystyczną. Ich usunięcie z listy mogłoby otworzyć drogę do zniesienia sankcji na całe państwo.
Choć z drugiej strony wydawać się może, że nawet wtedy ich zniesienie byłoby mało prawdopodobne, głównie z powodu tego, co działo się wokół handlu kaptagonem - potężnym narkotykiem, którego produkcja i dystrybucja były kontrolowane przez Baszara Al-Asada i jego służby. Narkotyki te trafiały do Jordanii, Turcji, Kataru, a także do Europy, przynosząc ogromne zyski do państwa. Nie wiadomo jednak, gdzie obecnie znajdują się te pieniądze. Podejrzewam, że w Moskwie.
Wydaje się, że to właśnie Moskwa obecnie poniosła największe straty w tej sytuacji. Rosjanie wycofali się, pozostawiając na tych terenach cały swój sprzęt. Pojawia się więc pytanie co dalej z Rosją i jej niegdyś potężnymi wpływami w regionie?
Obecna sytuacja wskazuje, że Rosja ma poważne problemy, choć na razie zdjęcia satelitarne z bazy w Tartusie nie wskazują na chaosu. Rosjanie nie wycofują się w sposób zdezorganizowany, co sugerowały niektóre doniesienia. Wygląda na to, że czekają na rozwój wydarzeń, przynajmniej jeszcze przez kilka najbliższych dni. Jednak w Libii sytuacja wygląda inaczej – tam działania Wagnerowców i rosyjskich sił najemniczych mogą eskalować. W regionie Tobruku i Benghazi Wagner prawdopodobnie planował ponowne działania w Trypolisie przy wsparciu zakamuflowanych rosyjskich wojsk.
Zwycięstwo HTS-u w Syrii ma destabilizujący wpływ na rosyjskie interesy, zarówno w regionie, jak i w Afryce. Rosja nie była w stanie pomóc Baszarowi al-Asadowi w kluczowym momencie, co prawdopodobnie osłabiło jej pozycję w oczach dyktatorów z Afryki Środkowej i Zachodniej, którzy liczyli na rosyjskie wsparcie w roli „prywatnej gwardii”.
Tymczasem Turcja, jako członek NATO, korzysta na osłabieniu Rosji, a w przyszłości politycy, którzy do tej pory szukali wsparcia w Moskwie, mogą zwrócić się w stronę Ankary. To wszystko może mieć pozytywny wpływ na NATO, ponieważ Turcja umacnia swoje znaczenie w regionie. Ostatecznie Rosja poniosła poważne straty, zarówno w Syrii, jak i w Afryce. Przyszłe analizy pokażą, jak poważne są te straty, ale już teraz widzimy, że globalna polityka Rosji, szczególnie w Afryce, została dotkliwie osłabiona.
Pozostaje zapytać, jak zareagują inne państwa Zachodu? Obserwując rozwój wydarzeń w Syrii, można zauważyć, że mimo zainteresowania stabilizacją regionu, ich obecna postawa wydaje się wyraźnie bierna.
Zachód całkowicie się wycofał, co uważam za poważny błąd. Trzeba podejść do sytuacji pragmatycznie i osiągnąć porozumienie z Dżulanim, co mogłoby otworzyć nowe możliwości. Warto również zwrócić uwagę na kwestię uchodźców, która odgrywa kluczową rolę, zwłaszcza w takich krajach jak Niemcy. Wspominając kryzys uchodźczy sprzed ponad dekady widzimy, że wiele osób pragnie powrotu do swoich domów i ziem, z których zostali wypędzeni. Obecnie mają na to szansę, co potwierdzają masowe powroty uchodźców w Turcji i Jordanii.
Europa jednak popełnia poważne błędy, działając zbyt pochopnie. Ostatnio widzieliśmy, jak niektóre państwa europejskie zablokowały wnioski azylowe Syryjczyków, zmuszając ich w praktyce do powrotu. Taka niekonsekwencja w podejściu do tego problemu rodzi wiele pytań i obaw. Mimo to uważam, że jeśli Unia Europejska zdecyduje się na bardziej skoordynowane działania dyplomatyczne i w najbliższych miesiącach możemy być świadkami pozytywnych rezultatów. Odbudowa Syrii bez wsparcia finansowego ze strony Europy będzie praktycznie niemożliwa, co z kolei stwarza szansę na realizację wielu kontraktów budowlanych.
Dziękuję za rozmowę.