Reklama

Ropa

Nad światem wisi druga wojna cenowa. Arabia Saudyjska rozgrzewa wiertła [KOMENTARZ]

Mohammed bin Salman. Fot. Flickr/Palacio de Planalto
Mohammed bin Salman. Fot. Flickr/Palacio de Planalto

Ostatnie dwie naftowe wojny cenowe, które prowadzili Saudyjczycy, jedna w latach 2014-2016 a druga od marca do końca kwietnia, przyniosły Rijadowi katastrofę. Można by przypuszczać, że wyciągnęli wnioski z efektów tamtych działań, choć ostatnie wypowiedzi szefa Saudi Aramco sugerują coś odwrotnego. 

Wybitny grecki filozof mawiał, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Arabia Saudyjska zamierza wejść do niej po raz trzeci, pomimo tego, że dwa ostatnie razy skończyły się co najmniej podtopieniami. Mowa rzecz jasna o naftowych wojnach cenowych, jakie ten kraj prowadził w latach 2014-2016 oraz niedawno, w marcu i kwietniu bieżącego roku.

Jądro problemu Arabii Saudyjskiej zdaje się leżeć w nazbyt optymistycznym podejściu władz, z księciem Mohammedem bin Salmanem (MbS) na czele,  tego kraju do liczb związanych z różnymi wskaźnikami dotyczącymi ropy na jego terenie. Najwyraźniej ten optymizm nie jest studzony przez żadnego z zagranicznych doradców bankowych, którzy zarabiają olbrzymie prowizje i zyski z różnych szaleństw Arabii Saudyjskiej, w szczególności z wojen cenowych.

Zaskakujące oświadczenie

Trzecia osoba w sektorze naftowym, prezes koncernu Saudi Aramco Amin Nasser, flagowego producenta węglowodorów, powiedział w zeszłym tygodniu - ku zaskoczeniu wszystkich, którzy wiedzą choćby odrobinę o światowych rynkach ropy naftowej - że Aramco planuje zwiększyć swoją maksymalną ciągłą zdolność produkcyjną do 13 mln baryłek dziennie z 12,1 mln baryłek dziennie. 

Pomijając absurdalność tej zapowiedzi w świecie już zalanym ropą w wyniku załamania popytu z powodu pandemii COVID-19 i towaru z wydobycia zalegającego w magazynach z ostatniej wojny cenowej, ten komentarz trzeciej osoby w saudyjskim sektorze naftowym (za MbS, i ministrem energii Abdulaziz bin Salman al Saud) jest niezwykle mylący.  

Wpisuje się zresztą w coś, do czego świat zdążył się przyzwyczaić co najmniej od lat 2014-2016. Cokolwiek Rijad powie o mocach produkcyjnych, zasobach czy maksymalnej zdolności produkcyjnej, trzeba 10 razy zweryfikować.

Problem z liczbami

Przed wojną cenową 2014-2016 Arabia Saudyjska od dziesięcioleci twierdziła, że ​​ma wolne moce produkcyjne wynoszące od 2 do 2,5 mln baryłek dziennie. Sugerowało to - biorąc pod uwagę powszechnie akceptowane (ale także wedle wielu szacunków błędne) przekonanie, że Arabia Saudyjska przez wiele lat pompowała średnio około 10 milionów baryłek dziennie (wedle oilprice.com, w rzeczywistości ta liczba wynosi średnio 8,126 mln b/d od 1973 do 2020 roku) – że istnieje możliwość zwiększenia produkcji do około 12,5 miliona baryłek dziennie w razie potrzeby. 

Jednak nawet gdy naftowa wojna cenowa w latach 2014-2016 ciągnęła się i siała nowe szczyty dewastacji ekonomicznej Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników z OPEC, Królestwo mogło produkować średnio nie więcej niż około 10 milionów baryłek dziennie. Administracja Informacji Energetycznej (EIA) definiuje wolne moce produkcyjne konkretnie jako produkcję, którą można wprowadzić do sieci w ciągu 30 dni i utrzymać przez co najmniej 90 dni. 

Ile ropy ma Arabia?

Powodem, dla którego Arabia Saudyjska stara się zaciemnić swoją rzeczywistą produkcję, a także dane dotyczące wolnych mocy produkcyjnych, jest fakt, że ropa naftowa jest jedynym prawdziwym kamieniem węgielnym geopolitycznej potęgi Królestwa od czasu jej odkrycia pod koniec lat trzydziestych XX wieku.

A szczególnie ważne w tym kontekście są jej rezerwy. Na początku 1989 roku Arabia Saudyjska zgłosiła udokumentowane rezerwy ropy w wysokości 170 miliardów baryłek, ale zaledwie rok później i bez odkrycia jakichkolwiek nowych dużych złóż ropy, oficjalne rezerwy wzrosły o 51,2%, do 257 miliardów baryłek.  

Wkrótce potem wzrosły one ponownie do nieco ponad 266 miliardów baryłek, poziomu, który utrzymywał się aż do niewielkiego wzrostu w 2017 roku do nieco ponad 268 miliardów baryłek, przy czym znowu nie znaleziono żadnych większych nowych złóż ropy naftowej. 

W tym samym czasie, wedle niezależnych szacunków, Arabia Saudyjska wydobyła średnio 8,162 mln baryłek dziennie od początku 1973 r. do początku 2020 r., co daje łącznie ponad 2,979 mld baryłek ropy naftowej rocznie, czyli łącznie 137,04 mld baryłek ropy wydobytej z ziemi w tym okresie. 

Biorąc pod uwagę tę namacalną i sprawdzoną produkcję, bez większych odkryć nowych pól (i malejącej produkcji również na wielu głównych polach naftowych, w tym w Ghawar), matematycznie bardzo trudno jest zrozumieć, jak to możliwe, że zasoby ropy naftowej Arabii Saudyjskiej nie wynoszą w rzeczywistości około 120 miliardów baryłek (i to przy użyciu wysoce wątpliwej wartości bazowej 257 miliardów baryłek), tylko ponad 268 miliardów baryłek. US Geological Survey w 2000 roku szacował, że te rezerwy wynoszą jedynie 90 mld baryłek.

Znany szerokiej opinii publicznej brak podstaw, na których dane o zasobach ropy mogłyby się oprzeć sprawiają, że pod znakiem zapytania staje cała pozycja geopolityczna Arabii Saudyjskiej a wraz z nią siła i kapitalizacja Saudi Aramco, które w 2019 roku weszło na giełdę.

Pełna mobilizacja 

Nie dziwi więc, że aby nawet sprzedać ostatecznie zaoferowany 1,5-procentowy pakiet (spadek z początkowych 5 procent), banki saudyjskie "zachęcano" do oferowania pożyczek klientom detalicznych w stosunku 2:1 za każdy rial, który zainwestowaliby w Saudi Aramco (średni limit wskaźnika dźwigni dla takich pożyczek wynosi 1: 1).  

Dodatkowo, doradcy ds. IPO międzynarodowych banków byli tam, aby nie dopuścić do jakichkolwiek zastojów w ofercie. Powstały one po tym, jak państwowe fundusze majątkowe państw ościennych wycofały się częściowo z inwestycji wraz z wieloma zamożnymi Saudyjczykami.  Ci drudzy, jak podawał we wrześniu 2019 roku Bloomberg, byli niemal zmuszani do zakupu akcji Aramco przez Rijad. 

Teraz, oprócz tych dźwigni, Aramco zapewniło również tę niewielką grupę inwestorów, że osiągnie minimalną wypłatę dywidendy w wysokości 75 miliardów dolarów, którą musiało obiecać, aby zapewnić sprzedaż tylko 1,5 procent spółki. Ponieważ cena akcji Aramco jest teraz ściśle związana z sytuacją MbS w kraju, Aramco ma niewielki wybór w tej sprawie, pomimo ogłoszenia w zeszłym tygodniu, że jego zysk netto spadł o 73,4% w drugim kwartale tego roku. 

Jak na ironię, wynikało to całkowicie z rozpoczęcia przez Arabię ​​Saudyjską kolejnej wojny cenowej, najprawdopodobniej w celu zniszczenia amerykańskiego sektora łupkowego. Te katastrofalne wyniki nie odstraszają jednak domu Saudów – zapowiedź zwiększenia produkcji z 12,1 do 13 mln baryłek zwiastuje kolejną wojnę. Czy Arabia ją przetrwa? Wydaje się, że to krok wprost w przepaść, no chyba że MbS ma spektakularnego asa w rękawie, albo zwyczajnie blefuje próbując rozegrać konkurentów.

Reklama
Reklama

Komentarze