Ropa pcha Rosję w przepaść? Konflikty w OPEC+ a przyszłość Moskwy

Pewnie każdy z nas słyszał kiedyś złowrogo brzmiące słowa, że historia lubi się powtarzać. Tak się złożyło (a może tacy po prostu jesteśmy), że na ogół mają one charakter przestrogi, nawiązują do wydarzeń, których powtórki zdecydowanie byśmy sobie nie życzyli.
Obawiamy się tego co zrobi Putin, snujemy różnego rodzaju „monachijskie” analogie i zastanawiamy się: „CZY TO JUŻ?”. Przyznam szczerze, że czasami mam tego dość, dlatego dziś chciałbym pokazać Państwu drugą stronę medalu. Możliwe bowiem, że historia zatoczy koło w zupełnie inny sposób.
Konflikt interesów
Słuchałem niedawno wykładu poświęconego przyczynom upadku Związku Sowieckiego – największego ongiś państwa świata, które (w porównaniu z innymi imperiami) zniknęło dość spektakularnie, przynajmniej jeśli chodzi o czas rozpadu. Już na jego wstępie padają słowa, którymi chciałbym się z Państwem podzielić, bo stanowią znakomity punkt wyjścia dla naszych dalszych rozważań.
Mówca, profesor Dariusz Stola, był łaskaw stwierdzić, że o upadku ZSRS zdecydowały działania „dwóch aktorów, córki sklepikarza, grupy muzułmańskich radykałów i pierwszego sekretarza chińskiej partii komunistycznej”. Mowa oczywiście odpowiednio o: Janie Pawle II, Ronaldzie Reaganie, Margaret Thatcher oraz niektórych członkach OPEC. Dziś możemy dostrzec pewne analogie do tej sytuacji – ponownie przyszłość Rosji (tym razem zaledwie marzącej o tym by znowu stać się imperium) wisi (wisiała?) na cienkim włosku. I znowu w przepaść może pchnąć ją to, co latami pozwalało snuć marzenia o powrocie do dawnej potęgi – ropa naftowa.
Kluczowym elementem w tej układance jest OPEC+, który stoi dziś w obliczu poważnych wewnętrznych napięć, które mogą zaważyć nie tylko na jego roli w świecie, ale także, pośrednio, na kondycji rosyjskiej gospodarki oraz możliwościach budżetu wojennego. Z jednej strony mamy wyraźne dążenia Arabii Saudyjskiej, aby przyspieszyć podnoszenie produkcji – już trzy razy z rzędu grupa podejmowała decyzje o istotnym luzowaniu ograniczeń produkcyjnych. Z drugiej strony Rosja (ale także takie kraje jak choćby Algieria) obawiają się, że zbyt szybki wzrost podaży spowoduje taką presję na ceny surowca, która będzie dla nich nie do udźwignięcia.
Co jest grane, a co widzą media?
W co grają Saudyjczycy, którzy są nieformalnym liderem organizacji? Z jednej strony nie ulega wątpliwości, że stracili cierpliwość do niektórych członków OPEC+ (np. Kazachstanu), którzy regularnie i z premedytacją przekraczają limity produkcyjne przyjęte w celu ustabilizowania notowań surowca.
Celem jest zatem ich zdyscyplinowanie poprzez obniżenie cen. I choć jest to bolesny proces także dla KSA, to analitycy wskazują, że zrekompensuje go sobie poprzez zwiększenie udziałów w rynku oraz osłabienie czołowych konkurentów. Powody do obaw mają tutaj m.in. amerykańscy producenci ropy z łupków, którzy alarmują, że spadek notowań do poziomu ok. 50 dolarów za baryłkę może doprowadzić do cięć wydobycia sięgających 300 000 b/d. Ewentualna radość mogłaby być jednak nieco przedwczesna, ponieważ zdaniem Bloomberga redukcja produkcji ropy łupkowej może zostać dość szybko zrównoważona zwiększeniem intensywności wydobycia w Zatoce Meksykańskiej.
Część analityków uważa, że powyższe wyjaśnienie motywów Arabii Saudyjskiej (a za jej sprawą OPEC+) to raczej strawa dla mediów i rynków niż wierny opis rzeczywistości. Pojawiają się głosy, że być może działania są wymierzone nie tylko w nielojalnych członków kartelu, ale także w Rosję. Presję w tym obszarze sugerował wielokrotnie Donald Trump, a gdy w pierwszej dekadzie czerwca notowania „czarnego złota” zaczęły rosnąć stwierdził nawet: „Nie podoba mi się to”. Nie podoba mu się, choć to przecież, w zasadzie, dobra informacja dla amerykańskiego sektora naftowego. To rzecz jasna spekulacje, natomiast warto zwrócić uwagę, że nawet jeśli bezpośrednim celem nie jest „dociskanie” Rosjan, to dzieje się to niejako przy okazji.
Czynników, które ciągną (a właściwie ciągnęły, ponieważ piszę ten tekst tuż po izraelskim ataku na Iran) ceny ropy w dół jest więcej. Bardzo istotną rolę odgrywa tutaj kwestia popytowa, w tym także wojna celna pomiędzy USA i resztą świata, która wpływa na prognozy gospodarcze. Z rosyjskiej perspektywy problemem są także międzynarodowe sankcje wprowadzone po inwazji z 2022 roku. Państwa Zachodu wprowadziły skoordynowane obostrzenia wymierzone m.in. w eksport ropy naftowej. Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania oraz państwa G7 przyjęły szereg ograniczeń, obejmujących embargo, limity cenowe oraz zakazy świadczenia usług transportowych i finansowych związanych z handlem rosyjską ropą.
Niedawno uszczelniono także system w zakresie walki z tzw. flotą cieni, a w planach jest także obniżenie price cap z obecnych 60 dol. do 45 dol. za baryłkę, o czym informowała Ursula von der Leyen. Plan ten zdaje się jednak napotykać na przeszkody ze strony Donalda Trumpa. Obecnie cena głównego gatunku eksportowego rosyjskiej ropy oscyluje wokół 58 dol., czyli znacznie mniej niż jeszcze na początku roku, gdy było to ok. 70-75 dolarów.
Chmury nad Kremlem
Na początku czerwca Reuters informował, że rosyjskie przychody z ropy i gazu spadły w maju o 35% r/r. To fatalna informacja dla Kremla, ponieważ 25-30% budżetu FR opiera się właśnie na tym źródle wpływów. Widać to bardzo wyraźnie w danych makro – deficyt budżetowy za okres I-IV 2025 wyniósł 1,5% PKB. Pozornie – niewiele, w rzeczywistości – bardzo dużo. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że pierwotne założenia budżetowe mówiły o rocznym deficycie na poziomie 0,5% PKB. Niedawno prognoza ta została zrewidowana do 1,7%, a więc uległa potrojeniu. Przewidywania dotyczące dochodów z tytułu sprzedaży zostały zredukowane o 24%.
Przez lata rosyjska gospodarka wykorzystywała koniunkturę na rynku surowcowym – szczególnie wysokie ceny ropy – do budowania rezerw finansowych. Dziś te same zasoby umożliwiają prowadzenie wojny mimo presji sankcyjnej. Problem, dla Putina, w tym, że źródło dochodów zaczyna przysychać. Spadek cen ropy przy jednoczesnym wzroście kosztów wojny i rosnącym deficycie może podważyć stabilność systemu finansowego kraju znacznie szybciej, niż przewidywano. Historia może się więc powtórzyć, ale tym razem nie jako triumf dzięki ropie, lecz jako geopolityczna przegrana spowodowana obniżką jej notowań i głupotą przywódców.
Pewnym zaskoczeniem – i chwilowym oddechem dla rosyjskiego budżetu – okazały się niestety wydarzenia na Bliskim Wschodzie. Po ataku Izraela na Iran i odpowiedzi Teheranu notowania ropy wzrosły powyżej 13-14%, a później ustabilizowały się w okolicach 7% na zakończenie piątkowej sesji. To rzecz jasna sytuacja, którą Moskwa przyjęła z ulgą, ale może nie potrwać ona długo, bo nie ma żadnych gwarancji, że przyniesie długofalowe efekty.
Czytaj też
Analitycy mają sporo wątpliwości m.in. ze względu na strukturę podażowo-popytową globalnego rynku ropy – nie tylko obecnie, ale i w średnio oraz długoterminowych horyzontach. Oczywiście rynek surowców potrafi zaskoczyć, ale nie rozwiąże problemów strukturalnych – a te w Rosji zaczynają się nawarstwiać.