Analizy i komentarze
Nowy Czarnobyl Rosji? Katastrofa ekologiczna z grudnia wymyka się spod kontroli
Katastrofa ekologiczna, którą spowodowały rosyjskie tankowce na Morzu Azowskim, wydaje się wymykać spod kontroli. Ruchy Rosjan są coraz bardziej nerwowe, słyszy się także o dziwnych przypadkach śmiertelnych.
Rosja walczy obecnie z katastrofą ekologiczną, którą spowodowała - a styl jej działania nieodzownie przywodzi na myśl rok 1986, Czarnobyl i reakcję ZSRS na wybuch w tamtejszym reaktorze jądrowym.
Każde kłamstwo, które opowiadamy, to dług względem prawdy…
Wszystko zaczęło się 15 grudnia 2024 r. na Morzu Azowskim, części Morza Czarnego, które opływa brzegi Ukrainy i Rosji. Doszło tam do katastrofy dwóch wysłużonych, 50-letnich rosyjskich tankowców, które znajdowały sie w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej. Statki te były zdezelowane, wysłużone i praktycznie nie nadawały się do użytku - ale jednak wypłynęły na morze.
Niestety, ze względu na sztorm oba tankowce doznały poważnych uszkodzeń; jeden nawet zatonął. Efekt? Do morza dostało się kilka tysięcy ton ropy i mazutu, czyli paliwa. Dokładna skala wycieku nie jest znana. Wtedy też Rosja włączyła tryb Czarnobyla - i zaczęła się zachowywać tak, jak swój prawny przodek, czyli Związek Sowiecki.
Przede wszystkim, trudno od rosyjskich władz uzyskać jakiekolwiek rzetelne informacje na temat skutków katastrofy. Narzekają na to zarówno dziennikarze, jak i rządy krajów trzecich. Najbardziej wiarygodne w szacowaniu skali tego wydarzenia są zdjęcia satelitarne, na rzetelne relacje strony rosyjskiej trudno liczyć - te skupiają się głównie na sukcesach w usuwaniu skutków.
Nie wiadomo też, ile osób z załogi statków zginęło - wstępne doniesienia mówią o jednym marynarzu. Nieznane są jednak szerzej ani okoliczności jego śmierci, ani to, czy jest on jedyną ofiarą morskiej katastrofy.
Co więcej, rosyjska odpowiedź na to wydarzenie była stanowczo zbyt wolna - przede wszystkim dlatego, że Rosjanom - przez wojnę toczoną przez nich na Ukrainie - brakuje sprzętu do radzenia sobie z katastrofą. I choć sytuacja miała miejsce w połowie grudnia ubiegłego roku, rosyjskie ministerstwo sytuacji nadzwyczajnych dopiero 3 dni temu sformowało grupę specjalną do zaradzenia problemowi.
…prędzej czy później dług trzeba spłacić
Sytuacja na Morzu Azowskim jest o tyle zła, że specyfika tej katastrofy opisywana jest przez zewnętrznych analityków jako wyjątkowa, gdyż dotyczy wycieku mazutu M100, bardzo problematycznej substancji. Paliwo to nie unosi się bowiem na powierzchni wody i można je z niej usunąć dopiero wtedy, gdy osiądzie na brzegu. To zaś wymaga bardzo szeroko zakrojonych prac - tymczasem pozbawiona odpowiednich środków Rosja, chcąc zaradzić skali katastrofy (o której sam Władimir Putin powiedział, że jest jedną z najpoważniejszych w najnowszej historii), skorzystała przy sprzątaniu plaż z pracy wolontariuszy.
Tu odnotowano się kolejne, ogromne patologie. Jeszcze w grudniu 2024 roku w internecie pojawiły się doniesienia, że worki z zanieczyszczonym piaskiem zebranym przez wolontariuszy zostały po prostu… zakopane na plażach. Nikt ich nie wywiózł do miejsca bezpiecznego składowania, tylko złożył na tych samych plażach, które były czyszczone z chemikaliów. Co więcej, niektórzy rosyjscy internauci twierdzą, że spółki usuwające zanieczyszczony piasek kradły przy okazji ten czysty.
Co więcej, wśród wolontariuszy odnotowano już pierwszy przypadek śmiertelny - chodzi o 17-letniego studenta, który zmarł z „niewyjaśnionych przyczyn”.