Rezygnacja prezesa EuRoPol Gazu to dość zaskakujące wydarzenie. Od czasu wybuchu afery jamalskiej, która pogrążyła byłego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego i byłą prezes PGNiG Grażynę Piotrowską- Oliwę, główny winowajca pozostawał na stanowisku. Pozycję Dobruta zabezpieczało stanowisko Gazpromu (do jego odwołania konieczna była jednomyślność udziałowców operatora Gazociągu Jamalskiego). W jaki sposób nakłoniono go zatem do rezygnacji i to wbrew interesom dotychczasowego protektora?
Według nieoficjalnych informacji prezesurą w PGNiG jest mocno zainteresowany Waldemar Pawlak, który sonduje swoje szanse poprzez licznych popleczników pozostających w strukturach gazowego potentata. Były szef Ludowców próbuje uzyskać poparcie PSL i z ramienia tej partii wziąć udział w nowym rozdaniu stanowisk w spółkach skarbu państwa (będzie ono pochodną niedawnych lokalnych wyborów w PO). W swoich planach liczy na coraz większe kłopoty partii rządzącej (a więc wzrost znaczenia jej koalicjanta) oraz przychylność Janusza Piechocińskiego, który pozbył by się politycznego konkurenta.
Powyższe zamiary spotkały się jednak z potężną kontrakcją. Nie bez powodu do odwołania Dobruta – człowieka Pawlaka- dochodzi tuż po nagłośnieniu informacji na temat raportu NIK odsłaniającego nieprawidłowości w relacjach PGNiG i Gazpromu. Dodajmy- częściowo utajnionego właśnie z polecenia byłego ministra gospodarki.
Mirosław Dobrut stał się więc prawdopodobnie ofiarą aspiracji Waldemara Pawlaka. Naciski jakim poddano prezesa Europol Gazu wykraczają natomiast zdecydowanie poza możliwości szefostwa PGNiG.
Obecna sytuacja wpisuje się w prowadzoną od kilku miesięcy niezwykle asertywną politykę gospodarczą Platformy Obywatelskiej wobec Rosjan (Pieremyczka, Grupa Azoty, import energii z obwodu kaliningradzkiego). Nieprzypadkowo jest ona związana z próbami -w ramach koalicyjnych możliwości- ograniczania wpływów PSL na energetykę. W przypadku Europol Gazu może ona oznaczać wielomiesięczny impas.