„Spotkanie ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego z jego ukraińskim odpowiednikiem Eduardem Stawickim zaplanowane na czerwiec nie odbyło się, ponieważ odwołali je Polacy. Pozostałe rządy zaangażowane w projekt czekają na Warszawę, bez obopólnej zgody Sarmatia nie ruszy”- stwierdził Serhij Skrypka, dyrektor generalny spółki odpowiedzialnej za realizację Euro- Azjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej. Tym samym wprost zasugerował, że to strona polska odpowiada za opóźnienie inicjatywy.
Harmonogram spółki Sarmatia zawarty w jej studium wykonalności wyraźnie mówi o tym, że podpisanie umowy międzyrządowej jest przewidziane jako pierwszy krok ku realizacji tej inwestycji, a dopiero później możliwe są negocjacje w sprawie dostaw ropy naftowej i podpisanie wstępnych umów transportowych. Tymczasem ministerstwo gospodarki RP w osobie Naczelnika Wydziału Ropy Naftowej, Paliw Ciekłych i MAE Miłosza Karpińskiego oświadczyło na początku czerwca br. , że potrzebuje od Azerbejdżanu pisemnej deklaracji dotyczącej gotowości dostarczenia przez ten kraj co najmniej 10 mln ton ropy, aby projekt mógł ruszyć. Odpowiednia kolejność nie została zatem zachowana.
W tym sensie ma rację Serhij Skrybka określając obecną sytuację wokół inwestycji mianem patowej, tyle tylko że wbrew jego tezie nie doszukiwałbym się przyczyn takiego stanu rzeczy wyłącznie po stronie polskiej. Nie można przecież zapominać o dotychczasowej determinacji Warszawy by Euro- Azjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej okazał się sukcesem. Była ona doskonale widoczna w ostatnich miesiącach o czym świadczy m.in. dynamika polsko- azerskich spotkań międzyrządowych na szczeblu ministerialnym poświęconym Sarmatii, czy intensywny polsko- ukraiński lobbing za wspomnianym projektem w Brukseli. W tym kontekście należy więc zadać sobie pytanie czy „rządy zaangażowane w Euro- Azjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej rzeczywiście czekają jedynie na Warszawę” i są gotowe do natychmiastowego podpisania umowy międzyrządowej? Moim zdaniem nie.
Zobacz również: Rosyjski prąd i gaz dla Gruzji. Iwaniszwili stawia na Moskwę
Nowe władze gruzińskie prowadzą coraz intensywniejszą politykę dywersyfikacji dostaw gazu i energii elektrycznej, co z jednej strony uderza w Baku, z drugiej przybliża je do Moskwy. W ostatnim czasie jest to widoczne m.in. w próbach zawierania przez Gruzję umów z RusHydro, budowie nowej linii elektroenergetycznej z Rosją, czy planach importu błękitnego paliwa z powiązanego z rosyjskim kapitałem Kazachstanu. Proces ten może rzutować niebawem także na rynek ropy naftowej. Jakąś formę samookreślenia się zawieszonego pomiędzy wschodem i zachodem Tiblisi przyniesie prawdopodobnie dopierozapowiedziana przez ministra energetyki Kakha Kaladze kompleksowa strategia energetyczna kraju, która ma zostać upubliczniona w 2015 roku. Do tego czasu Gruzja będziegrała na czas próbując z niejasnej sytuacji wyciągnąć dla siebie maksimum korzyści. Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby Sarmatia stała się przedmiotem politycznych targów dotyczących normalizacji stosunków gruzińsko- rosyjskich.Z drugiej strony zapowiedź realizacji wspólnych projektów przez azerskiego potentata SOCAR i rosyjskiego giganta Rosnieft również może stawiać pod znakiem zapytanie chęć konkurowania obu koncernów o rynki, które obsługiwałby ropociąg Odessa- Brody- Płock.
Czytaj także: Rosja i Azerbejdżan podzielą Europę na energetyczne strefy wpływów?
Opóźnień realizacji Sarmatii doszukiwałbym się w tym kontekście w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości jej kaukaskich partnerów. Niepewność i gra sprzecznych interesów może wprost przekładać się natrudności z podpisaniem umowy międzyrządowej bądź asekuracyjne zachowanie Warszawy, które Skrybka określił po prostu zbyt powierzchownie tworząc na cele własnej narracji wygodnego kozła ofiarnego.
Piotr A. Maciążek