Reklama


W zeszłym tygodniu po raz pierwszy władze rosyjskie przyznały, że eksport energii z obwodu kaliningradzkiego do krajów bałtyckich nie będzie łatwy. Jeszcze ciekawszy był kontekst tego oświadczenia. Media w Rosji poinformowały o nagłych zmianach dotyczących projektu bałtyckiej siłowni jądrowej powstającej w sąsiadującej z Polską i Litwą eksklawie. Niektóre z nich stwierdziły, że inwestycja będzie zawieszona na dwa lata, inne że zmniejszy się jej moc z 2300 MW (2 x 1150 MW) do 680 MW. Oznaczałoby to trzykrotnie mniejszą moc elektrowni, która miała produkować energię na eksport. Dlaczego dotychczasowe plany miałyby ulec nagłej zmianie?


Do tej pory importowi rosyjskiej energii sprzeciwiała się jedynie Litwa a strona polska prowadziła na ten temat rozmowy nie prezentując oficjalnego stanowiska. Jednak kilka dni temu pojawiły się doniesienia mówiące, że oba kraje graniczące z obwodem kaliningradzkim odmówiły gwarancji zakupu energii z bałtyckiej elektrowni atomowej oraz zapewnienia dostępu do swoich sieci energetycznych. Przed Rosjanami stanął więc problem braku importerów energii, ale i -co wykazały przecieki prasowe- inwestorów z Europy oraz banków, które chciałyby na ten cel udzielić pożyczki. W rosyjskich kuluarach energetycznych zaczęto mówić o "kaliningradzkim problemie".


Zobacz także: Finalizacja rosyjskich planów dotyczących eksportu energii z obwodu kaliningradzkiego do Polski


Na jego spektrum składa się ostateczne "niet" strony polskiej. Jak bowiem inaczej tłumaczyć nietypową reakcję rosyjskiego rządu, przecieki prasowe i brak dementi Rosatomu w stosunku, do niektórych z nich? Wygląda na to, że różnica zdań odnośnie importu rosyjskiej energii w obrębie gabinetu Donalda Tuska jest już przeszłością. Przyjęto twardy kurs wobec Moskwy (mogło do tego dojść na wczorajszym spotkaniu Międzyresortowego Zespołu ds. Realizacji Polityki Energetycznej Polski, któremu przewodzi wicepremier Piechociński). Czy wpływ na tą decyzję miało nagłośnienie wspomnianej tematyki w nadwiślańskim mainstreamie? Być może...


Przeczytaj: Międzyresortowy zespół ds. energetyki nie sprawdził się. Czas na ministerstwo


Po drugie kaliningradzki problem to nieuchronności synchronizacji litewskiej sieci energetycznej z Polską. Innymi słowy stanie się ona niekompatybilna z rosyjską. Kaliningrad będzie musiał się dostosować do tych zmian lub funkcjonować w izolacji. Ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna z przyczyn politycznych- Litwa od zawsze niechętna bałtyckiej elektrowni atomowej także teraz będzie torpedować rosyjski projekt w zmodyfikowanej formie.


Wygląda więc na to, że jednolity polsko- litewski front pogrzebie ostatecznie plany ekspansji energetycznej Rosatomu w regionie bałtyckim. Na oficjalne potwierdzenie tych informacji przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.


Piotr A. Maciążek

Reklama

Komentarze

    Reklama