Ołeksandr Laktionow, dyrektor projektów strategicznych Naftogazu, stwierdził podczas odbywającego się w Warszawie Kongresu Przemysłowego Obronność i Energetyka, że strona ukraińska przeprowadziła 19 kwietnia br. rozmowy z ministrem Piotrem Naimskim na temat możliwości wykorzystania ropociągu Odessa-Brody. Menadżer podkreślał determinację strony ukraińskiej by dywersyfikować dostawy ropy w oparciu o wspomnianą infrastrukturę. Wspomniał w tym kontekście o imporcie surowca azerskiego. Podkreślił także, że szlak przesyłowy przez Ukrainę jest dużo krótszy z geograficznego punktu widzenia od dostaw jakie Polska realizuje drogą morską do Gdańska z Bliskiego Wschodu (tyle tylko, że wymaga dwukrotnego przeładowywania ładunku w Poti i Odessie, co drastycznie podnosi koszty, nie mówiąc o zagrożeniach geopolitycznych dla rurociągów ze strony sił stacjonujących w separatystycznej Osetii Południowej czy na okupowanym Krymie).
W samym wystąpieniu Laktionowa nie byłoby nic zaskakującego (ot, typowy lobbing), gdyby nie towarzyszące mu komentarze ukraińskich menadżerów pod koniec panelu dyskusyjnego. W emocjonalnym tonie wskazywali oni na największy polski koncern paliwowy jako główny czynnik blokujący zwiększenie wykorzystania ropociągu Odessa-Brody. Nie brakowało sugestii, że czeka nas niebawem „kolejna afera Orlenu”, a w szeregach spółki z pewnością zasiada powiązany z Rosjanami „polski Schroeder”. Atmosferę potęgował brak głównego zainteresowanego, na co Ukraińcy zwracali uwagę za pomocą niewybrednych komentarzy (choć nie sądzę by absencja była celowa – w panelu naftowym nie było bowiem żadnego przedstawiciela „wielkiej trójki”, a więc nie tylko Orlenu, ale również Lotosu i PERNu).
Obraz sytuacyjny należy uzupełnić o jeszcze jeden, kuluarowy, element. Spiesząc na konferencję odbywającą się w hotelu Marriott spotkałem jednego z czołowych menadżerów spółki Sarmatia realizującej projekt Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, na który ma składać się m.in. ropociąg Odessa-Brody poszerzony o odcinek do polskiego Adamowa. Wspomniana inwestycja ma umożliwić przesył kaspijskiej ropy nad Bałtyk. Ów menadżer właśnie opuszczał konferencję, co było tym ciekawsze, że miał być jednym z dyskutantów panelu naftowego…
Jak w kontekście powyższych wydarzeń odczytywać rozmowę Ołeksandra Laktionowa, dyrektora projektów strategicznych Naftogazu, oraz pozostałych członków ukraińskiej delegacji, z ministrem Piotrem Naimskim? Czyżby okazała się ona niezbyt konstruktywna dla Ukraińców?
Zobacz także: Czeskie szachy Orlenu. "Konsolidacja aktywów, inwestycje, dywersyfikacja dostaw" [ANALIZA]
Oficjalnie kwestia wykorzystania ropociągu Odessa-Brody pozostaje „na stole” i to w aż trzech opcjach. Mówi się już nie tylko o imporcie kaspijskiej ropy do Polski, ale również wariancie rewersowym tj. eksporcie surowca z gdańskiego naftoportu na Ukrainę. W grę wchodzi także scenariusz najmniej inwazyjny i najbardziej realistyczny. Chodzi o tłoczenie wspomnianą rurą ropy dostarczanej do Odessy i jej przesył przez system Przyjaźń w kierunku Czech, gdzie swoje rafinerie posiada PKN Orlen. Tyle, że najwyraźniej ukraińscy partnerzy nie za bardzo wierzą i w taką opcję wylewając żale pod adresem polskiego koncernu.
Osobiście nie byłbym aż tak sceptyczny wobec możliwości osiągnięcia polsko-ukraińskiego konsensusu. Tyle tylko, że nie oznacza on spełnienia ukraińskich postulatów, które mocno wybrzmiały na Kongresie Przemysłowym za pomocą wojennej retoryki: „powinniśmy wspólnie porzucić rosyjską ropę (…) tymczasem Orlen to jej główny beneficjent”.
Dywersyfikacja nie polega na tym żeby odcinać się a priori od dostaw z Rosji (pamiętajmy, że dysponujemy naftoportem!), ale by stwarzać sobie swobodę wyboru dostawcy i szlaków dostaw oraz plan awaryjny na wypadek ponadstandardowego kryzysu (choć rynek ropy różni się znacznie w tym zakresie od gazowego, innymi słowy ryzyko jest tu znacznie mniejsze). Na kontrakty takie jak zawarte niedawno przez Orlen umowy z Rosnieftem i Tatnieftem (atrakcyjne cenowo i zawierające opcję „widełek” wolumenowych co pozwala stymulować dywersyfikację np. poprzez spoty) zawsze powinno być miejsce. Nie ma bowiem sensu „wymuszać” na wspomnianych firmach większych inwestycji w rosyjski sektor rafineryjny, co mogłoby wywołać poważne zmiany na rynkach paliwowych i odbić się na kondycji polskich zakładów petrochemicznych.
W takiej optyce z pewnością znajdzie się również miejsce na dodatkowe dostawy poprzez Odessę-Brody. Jednak czy będą to wolumeny odpowiadające ukraińskim aspiracjom (czytaj – zapewniające rentowność ropociągu)? Mam wątpliwości. Choć kolejny element do tej intrygującej układanki dołoży z pewnością przygotowywana wizyta prezydenta Azerbejdżanu w Polsce (ma mieć miejsce w czerwcu).