Dzięki prowadzonym badaniom Polska niedługo stanie się liderem bezpiecznych form spalania węgla. Dotyczą one m.in. gazyfikacji węgla pod ziemią. W obszarze energetycznym mieszczą się także łupki, ale i inne innowacyjne metody pozyskiwania energii. Co najważniejsze, premier podkreślił, że energia odnawialna może być jedynie uzupełnieniem polskiego miksu energetycznego, zaś jego podstawą pozostaną krajowe nośniki.
Donald Tusk podkreślił także, że "nie damy się wprowadzić w błąd wielkim przemysłowym lobby, tak jak się dali wprowadzić poprzednicy, nie będziemy wmawiali Polakom, że baterie słoneczne i wiatraki to jest energetyczna przyszłość Polski".
Czy to zapowiedź zupełnie nowego podejścia rządu do kwestii OZE? Na to wygląda. Choć nie jest ono zaskoczeniem. Polski premier od dawna obserwuje "zieloną rewolucję" w Niemczech. Kraj ten w ostatnim czasie zdecydował się na ostre cięcia w finansowaniu OZE ponieważ energetyczne nożyce zaczęły zbyt mocno dawać się we znaki zarówno zwykłym odbiorcom energii jak i przedsiębiorstwom energochłonnym. Efekt rozszerzających się nożyc polega na zestawieniu z jednej strony spadających cen energii a z drugiej na wzrastających dotacjach do OZE.
Czytaj także: Energiewende- energetyczna pułapka za bilion Euro
Warto zauważyć, że to pierwsze, tak zdecydowane, wystąpienie szefa rządu w sprawie kształtu polskiego mixu energetycznego. Wystąpienie, które niewątpliwie wzbudzi wiele emocji przede wszystkim wśród przedstawicieli lobby wiatrowego, ale i fotowoltaicznego.
A jeszcze kilka lat temu słowo: „węgiel” było niemalże zakazane w Brukseli. Dziś wszystko się diametralnie zmienia, nie tylko za sprawą skutecznego lobbingu polskiego przemysłu, ale i kryzysu ekonomicznego. Okazuje się bowiem, że na dłuższą metę OZE to luksus dla bogaczy (energia najdroższa spośród dostępnych źródeł) lubiących ryzyko (brak stabilności i pewności dostaw).
Maciej Sankowski