Niektóre z nich znacznie wykraczają poza standardowy obszar „dialogu” i oprócz międzypaństwowych konsultacji zwieńczonych prezentowaniem wspólnej postawy na szczytach Unii Europejskiej oraz NATO, pozwala na realizację ambitnych projektów takich jak choćby integracja systemów gazowych krajów Grupy Wyszehradzkiej. Jest i druga strona medalu, gdy pewne konstrukcje pojawiają się dość nagle, ich znaczenie nie wykracza poza marketing a ich żywot jest krótki. Tak właśnie rozumiem ideę „Trójkąta Weimarskiego Plus” z nadwiślańskiej perspektywy. Warto jednak przypatrzeć się również motywacjom innych uczestników tego projektu.
Nazwa Weimar Plus jest związana ze spotkaniem ministrów spraw zagranicznych i obrony narodowej Trójkąta Weimarskiego -struktury zasłużonej, która pomogła Polsce wstąpić do UE- z ich odpowiednikami z Hiszpanii i Włoch. Już sam opis tego wydarzenia w ujęciu rodzimych mediów to właściwie (zaledwie) historia współpracy osi Paryż-Berlin-Warszawa, na czele z wspólną grupą bojową. Słowo „Plus” natomiast rozwinięto lapidarnie w kontekście konieczności poszukiwania partnerów wraz, z którymi można byłoby przekuć na konkrety unijną politykę obronną w obliczu m.in. brytyjskiej niechęci do tego pomysłu. Tyle dowiadujemy się o strukturze politycznej, która przynajmniej w założeniu jest traktowana przez Rzeczpospolitą „serio” (angażuje jej dwa czołowe ministerstwa). Przyznam, że to dość niewiele, ale moje negatywne odczucia co do tego pomysłu potęguje proste przeanalizowanie podstaw Weimaru Plus.
Już w kontekście „podtrzymywania przy życiu” takiej struktury - co nie jest łatwe nawet w odniesieniu do jej pierwowzoru - trzeba uświadomić sobie, że Rzym i Madryt to tykające bomby. Hiszpania znajduję się w tak głębokiej zapaści, że szczerze wątpię by była pomysłem Weimaru Plus naprawdę zainteresowana, w dodatku grozi jej dezintegracja- choćby ze strony coraz gorętszej Katalonii. Włochy choć mają potężny przemysł zbrojeniowy (Finmeccanica) również czekają niebawem wstrząsy polityczne, drastycznie spada bowiem poparcie dla Mario Montiego, który miał być panaceum na finansową czarną dziurę w jakiej pogrąża się Italia. W jakim celu zatem oba południowe kraje dołączyły do paryskiego spotkania?
Pewnie z takiego samego jak Polska. Minister Radosław Sikorski pytany przez dziennikarzy o Weimar Plus stwierdził, że dla obronności Europy konieczny jest ambitny budżet UE... Rozumiem te słowa dość jednoznacznie, ponieważ właśnie w kontekście rozgrywek budżetowych mogę ideę poszerzonej osi Paryż- Berlin- Warszawa zrozumieć. Jest to zresztą jeden z podstawowych powodów krótkiego żywotu jaki jej wieszczę. Mogę zrozumieć, ale nie poprzeć, w istocie może się bowiem okazać szkodliwy dla polskich interesów. A to z powodu innych od pozostałych uczestników paryskiego szczytu celów Berlina.
Budowa unijnej polityki obronności - mimo zapewnień, że tak się nie stanie - prędzej czy później będzie bowiem stanowić konkurencję dla NATO. W tym sensie stanowi element rugowania Sojuszu z przestrzeni europejskiej. Coraz głośniej podnoszona jest kwestia nie tylko wspólnej polityki obronnej UE, ale i nowego systemu bezpieczeństwa w Europie. Obie idee mogą zostać w niedalekiej przyszłości sprzęgnięte w całość a byłoby to groźne dla Polski, bowiem w takich realiach komponent amerykański zostałby wymieniony rosyjskim (casus szczytu w Deauville).
W Weimarze Plus odczytuję również inne znamię czasów. To najlepszy przykład na Europę dwóch prędkości, na którą wielu polskich polityków już przystało. To już nie tylko Euroland et consortes, ale i nowe wcielenie zamysłów pokroju przedwojennego Paktu Czterech, gdzie wielcy gracze dogadywali się ponad głowami maluczkich. Niestety w takim układzie Hiszpania, Polska i Włochy walczą o dobry budżet, Niemcy realizację własnych projektów na przyszłość... a Francja? Paryż pewnie chce z pomocą tak szerokiego grona rozmiękczyć nieco zapędy Bundesrepubliki. Warto o tym pamiętać.
Piotr A. Maciążek