Reklama


Część rosyjskich ekspertów nazywa te działania pierwszym etapem cybernetycznego wyścigu zbrojeń.

Tymczasem także Rosję wymienia się wśród krajów takich jak USA, Francja i Chiny jako czołowego “producenta” zaawansowanych narzędzi do cyberataku. Nie tylko profesjonalne raporty potwierdzają taki stan rzeczy, istotne w tym przypadku są także fakty obrazujące wykorzystanie narzędzi cyfrowych i ich wprzęgnięcie w politykę zagraniczną Kremla.

W kwietniu 2007 roku w Estonii postanowiono usunąć z centrum Talinna pomnik upamiętniający żołnierzy radzieckich i ich udział w II Wojnie Światowej. Wybuchły zamieszki wywołane przez sporą mniejszość rosyjską w tym kraju, “dyskretnego” poparcia udzieliła im także ojczyzna. Z terytorium Rosji dokonano ogromnego ataku cyfrowego, który rychło ochrzczono “trzecią światową cyberwojną”. To m.in. w jej wyniku powstał NATO-wski ośrodek bezpieczeństwa cyfrowego w Tallinie. Warto zaznaczyć że w tym samym przedziale czasowym dochodziło do rosyjskich ataków cyfrowych na strony litewskie i ukraińskie.

Podczas wojny pięciodniowej i ataku sił rosyjskich, w wyniku którego pogwałcono integralność terytorialną Gruzji i do dnia dzisiejszego okupuje się część jej terytorium, doszło do otwartej cyberwojny powielającej klasyczne działania wojenne. W nocy z 19 na 20 lipca ofiarą ataków DDoS padła  strona prezydenta Saakaszwilego– jedna z wysłanych na nią wiadomości zawierała komunikat „win+love+in+Russia”. Konsekwencje takiego stanu rzeczy były poważne m.in. awaria systemu telefonicznego, który pogłębił chaos w kraju.

Cyberwojny to nie tylko problem internetowy, odpowiednio przeprowadzone ataki hakerskie są w stanie paraliżować elektrownie, linie metra i banki.

Piotr A. Maciążek
Reklama

Komentarze

    Reklama