Reklama

Wiadomości

Zielone certyfikaty ostro w górę. MKiŚ chce zmian, przemysł nie będzie zadowolony

Autor. perutskyy / Envato Elements

Obowiązek dotyczący tzw. zielonych certyfikatów ulegnie korekcie – wynika z projektu Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Poprzednie kierownictwo resortu zmniejszało go, teraz ma on wzrosnąć z aktualnych 5 proc. do 12,5 proc. W kolejnych latach ten współczynnik ma maleć o 0,5 punktu procentowego.

„Zielone certyfikaty”, nazywane też świadectwami pochodzenia, otrzymują wytwórcy energii elektrycznej, którzy produkują ją z odnawialnych źródeł. Świadectwa potwierdzają, jak została wytworzona energia elektryczna, wydaje je prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Później można nimi handlować za pośrednictwem Towarowej Giełdy Energii.

To dodatkowy system wsparcia dla OZE w Polsce, korzystają z niego głównie farmy wiatrowe, raczej te starsze – bo od 1 lipca 2016 roku przestano kwalifikować nowe instalacje do tego systemu. Certyfikaty kupowane są później np. przez spółki obrotu energią elektryczną, zobowiązane do osiągnięcia odpowiedniego poziomu „zielonej energii”. Osiągają to m.in. poprzez kupowanie certyfikatów. Podsumowując: „certyfikat” jest to rodzaj bonusu dla wytwórców, którzy oprócz niego i tak otrzymają zapłatę za wyprodukowaną energię elektryczną.

Obecnie poziom umorzenia „zielonego obowiązku” wynosi 5 proc. Oznacza to, że 5 proc. obracanej przez spółki energii elektrycznej musi mieć pokrycie w „zielonych certyfikatach”. Podobnie w przypadku przemysłu energochłonnego i innych podmiotów (o zużyciu powyżej 100 GWh rocznie) - takie przedsiębiorstwa też muszą „zazieleniać” swoje zużycie.

Reklama

Jest to najniższy w historii współczynnik, decyzje w tej sprawie podejmowano jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy. W 2021 r. poziom umorzenia wynosił 19,5 proc., a w 2023 r. – 12 proc., rok później – wspomniane 5 proc. Obniżka miała doprowadzić do obniżenia cen energii, ponieważ zielone certyfikaty były wtedy wysoko wyceniane. W 2023 roku płacono nawet ponad 200 zł/MWh z takim świadectwem. Rok temu średnia cena wyniosła blisko 158 zł/MWh, a w latach 2021-2022 ponad 190 zł/MWh.

Zielone certyfikaty w górę. Projekt MKiŚ zmienia decyzję poprzedników

Minęło kilka lat i po rekordowych wycenach nie ma śladu. Aktualnie za certyfikat płaci się ok. 70 zł/MWh. Być może dlatego Ministerstwo Klimatu i Środowiska chce podnieść obowiązek od następnego roku. Zgodnie z projektem rozporządzenia, w 2025 r. udział zielonych świadectw ma wynieść 12,5 proc., a w kolejnych latach maleć o 0,5 punktu procentowego. W 2026 r. będzie to 12 proc., a w 2027 - 11,5 proc. Nie zmieni się natomiast poziom dla „błękitnych certyfikatów” (takie same świadectwa pochodzenia, ale wydawane wytwórcom energii elektrycznej z biogazu) – nadal będzie to 0,5 proc.

Reklama

Jak uzasadnia MKiŚ, nadal jest ogromna nadpodaż certyfikatów… więc też interweniuje w tej sprawie, jak poprzednicy, ale zamiast obniżać, to podniesie obowiązek. „Trzyletnia perspektywa regulacyjna ma na celu zwiększenie przewidywalności popytu, a co za tym idzie także cen na rynku zielonych certyfikatów. Stan takiej równowagi jest zasadny ze względu na wciąż znaczącą liczbą aktywnych świadectw pochodzenia zapisanych na kontach użytkowników systemu, który wynosi ok. 15 TWh. Gwarantuje to płynność rynku” – przekonuje resort.

Ministerstwo chce więc – dzięki wyższemu obowiązkowi – upłynnić więcej świadectw. Najpewniej spowoduje to, że ich ceny wzrosną, ale jeśli do tego dojdzie, to skorzystają na tym wytwórcy OZE w tym systemie. „Regulacja ma za cel zapewnienie wsparcia wytwórcom energii w instalacji OZE, a podmiotom zobowiązanym możliwości realizacji nałożonego na nich obowiązku” – zapisano w uzasadnieniu.

Projekt dopiero trafił do konsultacji, ale zwykle, gdy wzrasta obowiązek umarzania świadectw, głos – krytyczny – zabierają przedstawiciele przemysłu i biznesu. Wzrost obowiązku i wizja drożejących „zielonych certyfikatów” zapewne spotka się z oporami, bo brakuje chętnych do dopłacania do większej liczby MWh za świadectwa, których cena może wzrosnąć. Dość powiedzieć, że gdy za czasów Anny Moskwy w MKiŚ „cięto” obowiązek do 5 proc. Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii apelowała, by resort poszedł jeszcze dalej i obniżył go do 2 proc.

Z Oceny Skutków Regulacji wynika jednak, że zdaniem MKiŚ odbiorcy energii nie powinni aż tak bardzo odczuć tej zmiany. „Biorąc zaś pod uwagę, że ceny energii elektrycznej na rynkach hurtowych powróciły do poziomu z 2021 r., należy podkreślić, że możliwy wzrost cen świadectw pochodzenia nie doprowadzi do nadmiernego obciążenia odbiorców końcowych ani nadmiernego wsparcia wytwórców OZE” – stwierdza resort.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama