Analizy i komentarze
Wiatrakowy skandal. Zmiana ustawy odległościowej – tak, ale nie tą drogą [ANALIZA]
Polskie prawo dotyczące budowy turbin wiatrowych wymaga zmian. Ale propozycje przedstawione w tym zakresie przez parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi to bardzo zły sposób na wprowadzenie tychże zmian.
We wtorek 28 listopada do laski marszałkowskiej wpłynął projekt ustawy o zmianie ustaw w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła oraz niektórych innych ustaw. Szybko okazało się, że kluczowym jego komponentem jest dość niespodziewany fragment dotyczący liberalizacji przepisów tzw. ustawy wiatrakowej – sprawa wywołała szerokie kontrowersje, gdyż okazało się, że propozycje nowych przepisów mogą doprowadzić np. do wywłaszczania ludzi pod budowę farm wiatrowych.
Nie ulega wątpliwości, że przyjęta w 2016 roku ustawa wiatrakowa wymaga zmiany - inaczej dojdzie do paraliżu polskiej transformacji energetycznej. Dokument ten, wprowadzający tzw. regułę 10H, zamroził na lata rozwój energetyki wiatrowej nad Wisłą, a skąpa liberalizacja przepisów z początku 2023 roku nie wystarczyła, by sytuację tę zmienić. Jednakże zmiana prowadzona w taki sposób, jaki wynika z przedstawionego we wtorek projektu ustawy, to najlepsza droga do… paraliżu polskiej transformacji energetycznej. Zasadza się to na trzech głównych powodach.
Po pierwsze: polskie społeczeństwo podchodzi do transformacji energetycznej z dużą rezerwą, bo jest stosunkowo konserwatywne. Co więcej, przez ostatnie lata komunikacja ze strony rządu w kwestii zmian, jakie przyniesie np. unijna polityka klimatyczna była bardzo myląca i często sprowadzała się do zapowiedzi, że zmiany te są częścią agresywnej agendy Unii Europejskiej względem Polski lub że… żadnych zmian nie będzie, bo np. Polska ustawą zawiesi system handlu emisjami. Abstrahując od odpowiedzialności za wprowadzanie wyborców w błąd należy zauważyć, że wiele osób spośród Polek i Polaków widzi zupełnie mylny obraz nadchodzącej transformacji energetycznej. Tymczasem wrzucanie do złożonego 28 listopada projektu ustawy zmiany przepisów dot. gospodarki nieruchomościami (a konkretnie art. 6 ustawy o gospodarce nieruchomościami, który z kolei jest kluczowy dla art. 112 umożliwiającego wywłaszczanie na cele publiczne), to gra na najbardziej wrażliwej społecznie strunie: oto okazuje się, że pojawia się możliwość wywłaszczenia kogoś na potrzeby inwestycji transformacyjnych. Co więcej, nie ma tu większego znaczenia, czy tak ukształtowane prawo faktycznie miałoby zastosowanie (art. 112 ustawy o gospodarce nieruchomościami stawia bowiem pewne warunki dotyczące wywłaszczenia w postaci niemożliwości zrealizowania celów publicznych w inny sposób). Samo pojawienie się tej możliwości daje paliwo do wywołania szoku społecznego i publicznego podważania całej transformacji, która przecież ma się toczyć w sposób sprawiedliwy. Już teraz pojawiają się teorie spiskowe, że taki kształt przepisów powstał na zlecenie firmy Siemens, która ostatnio wpadła w tarapaty związane ze stawianymi przez siebie turbinami wiatrowymi. Osoby szerzące taką narrację chcą dowodzić, że polskie prawo jest realizowane bardzo szeroko po to, by niemiecka firma mogła sobie „odbić” straty – podczas gdy kłopoty Siemensa nie wynikają z braków zamówień, tylko z wadliwych komponentów instalowanych w niektórych urządzeniach, które teraz wymagają serwisowania.
Czytaj też
Po drugie, proponowana projekt ustawy jest także najlepszą drogą do zantagonizowania względem nowych przepisów środowisk proklimatycznych oraz prośrodowiskowych. Jak się bowiem okazuje, zmiana z art. 5 ust. 7 pkt. a projektu ustawy dotycząca ograniczenia minimalnej odległości turbin wiatrowych od parku narodowego lub rezerwatu do zaledwie 300 metrów jest rażącym naruszeniem standardów w zakresie ochrony przyrody. Tego typu obszary powinny być objęte znacznie bardziej rygorystycznymi przepisami odległościowymi niż inne tereny z prostego powodu: trzeba dołożyć wszelkich starań, by minimalizować zagrożenie wynikające z pracy turbin wiatrowych dla rzadkich lub zagrożonych gatunków ptaków oraz ssaków. O ile turbiny wiatrowe są dla zwierząt mniej śmiercionośne niż np. ekrany akustyczne stawiane przy drogach, to jednak lokowanie ich w bezpośredniej bliskości siedlisk gatunków zagrożonych, w których strata każdego pojedynczego osobnika może doprowadzić do wymarcia całej populacji, to rażąca pogwałcenie zasad opieki nad takimi zwierzętami. Trudno sobie wyobrazić jakiegokolwiek aktywistę klimatycznego czy środowiskowego podpisującego się pod tym projektem. Ponownie: ryzykuje się tu szerokim sprzeciwem wobec takiej drogi transformacji.
Po trzecie, wrzucenie propozycji ustawodawczych dot. wyhamowania wzrostu cen energii do jednego worka z tak skonstruowanymi przepisami dot. liberalizacji budowy wiatraków to dość niskie zagranie polityczne, nie pasujące do zapowiedzi podwyższenia standardów legislacyjnych składanych przed wyborami. Sprawa cen energii w przyszłym roku należy do najbardziej pilnych kwestii solidarnościowych i społecznych, gdyż jej nieuregulowanie może doprowadzić do rozszerzenia się grupy osób dotkniętych tzw. ubóstwem energetycznym. Tymczasem taki kształt przepisów wprowadzających zmianę w tym zakresie sprawia wrażenie pewnego handlu – ustawodawca zdaje się mówić społeczeństwu: wy dostaniecie mniejsze rachunki, ale musicie zgodzić się na moje warunki dotyczące stawiania turbin wiatrowych. Ponownie brakło tu wrażliwości społecznej, co może odbić się negatywnie na nastrojach związanych z transformacją energetyczną.
Tak więc lepiej dla wszystkich by było, gdyby te propozycje zostały gruntownie zmienione.