Analizy i komentarze
„Moja Elektrownia Wiatrowa" nie powtórzy sukcesu „Mojego Prądu". Program to raczej eksperyment
Wystartował program „Moja Elektrownia Wiatrowa”, w ramach którego można starać się o dofinansowanie dla małych wiatraków (od 1 do 20 kW mocy). Jednak zanim ktoś postanowi – wiedziony wizją samowystarczalności energetycznej – zdecydować się na postawienie niewielkiej turbiny, niech przemyśli to dwa razy. Nie bez powodu mikroinstalacji wiatrowych w Polsce jest niewiele.
„Moja Elektrownia Wiatrowa” to nowa odsłona innych programów dotacyjnych, skierowanych do przyszłych prosumentów. Różnica jest taka, że ten skupia się na dofinansowaniu mikroinstalacji wiatrowych. Z programu mogą skorzystać właściciele budynków, a z dotacji mogą sfinansować zakup przydomowej elektrowni wiatrowej i magazynu energii. Zarówno na turbinę, jak i magazyn, można otrzymać bezzwrotną dotację w wysokości do 50 proc. kosztów kwalifikowanych (ale nie więcej niż 30 tys. zł dla turbin i nie więcej niż 17 tys. na magazyn).
Co ważne, montaż magazynu energii nie jest obowiązkowy, a współfinansowane urządzenia muszą być nowe, wyprodukowane w ciągu maksymalnie 24 miesięcy przed montażem. Wysokość wiatraka nie może przekroczyć 30 metrów.
Dofinansowanie otrzymają zarówno instalacje on-grid (czyli przyłączone do sieci), jak i off-grid (poza siecią). Całkowity budżet programu to 400 mln zł, ale w pierwszej puli, do której nabór rozpoczął się 17 czerwca, do rozdysponowania jest 50 mln zł. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej tego etapu nie nazywa pilotażem, ale nie da się ukryć – pierwsza faza będzie testowa, a decydujący się na inwestycje we własną elektrownię wiatrową będą pionierami.
NFOŚiGW do spółki z Ministerstwem Klimatu i Środowiska przygotowały informator w formie pytań i odpowiedzi, zawierający informacje m.in. na temat różnic między wiatrakami a fotowoltaiką pod względem potencjału itd. I chyba każdy, komu przez chwilę przemknęła myśl zainwestowania we własną wiatrową mikroinstalację, powinien to dokładnie przeczytać. Bo w przeciwieństwie do fotowoltaiki, sprawa z wiatrakami jest o wiele bardziej skomplikowana. Przynajmniej na ten moment.
Dlaczego małe wiatraki nie muszą okazać się hitem
Przyszli czy obecni prosumenci, którzy rozważają zainwestować w małą turbinę wiatrową, powinni dosyć sceptycznie podejść do tematu. Powodów jest kilka. Wielkoskalowych farm jest w Polsce mnóstwo, a więc projektów referencyjnych, położonych w podobnych lokalizacjach, nie brakuje. W przypadku małych wiatraków takich informacji porównawczych jest zdecydowanie mniej. Możliwe, że dopiero projekty z pierwszej puli programu „Moja Elektrownia Wiatrowa” dostarczą więcej danych i pomogą w planowaniu i ustalaniu, czy postawienie turbiny w danym miejscu będzie opłacalne.
Na razie mikroinstalacji wiatrowych w Polsce jest jak na lekarstwo. W comiesięcznym raporcie Agencji Rynku Energii wskazano, że pod koniec kwietnia 2024 roku w Polsce były zaledwie 64 mikroinstalacje wiatrowe o łącznej mocy 0,39 MW. W kraju jest nawet więcej małych elektrowni wodnych (doliczono się 77). Tymczasem przydomowych instalacji fotowoltaicznych jest ponad 1,4 mln.
Fotowoltaiczny boom z ostatnich lat sprawił też, że więcej jest wyspecjalizowanych firm, które lepiej dobiorą moc paneli, kąt, umiejscowienie. W przypadku małych wiatraków tego doświadczenia wśród przedsiębiorstw jest zdecydowanie mniej. Na pewno jakieś nadzieje można wiązać z posiadaniem zarówno wiatraka, jak i paneli PV. Bardzo uogólniając: w Polsce nasłonecznienie jest mniejsze jesienią i zimą, ale jest bardziej wietrznie. Latem i wiosną jest na odwrót – wieje rzadziej, za to wzrasta nasłonecznienie. Jeżeli dwie instalacje rzeczywiście wydajnie by ze sobą współpracowały, można liczyć na korzystny bilans.
Ile za małą turbinę? Fotowoltaika wygrywa tę konkurencję
Inny problem – samo umiejscowienie wiatraka. Dach nie zawsze będzie najlepszą lokalizacją, a wtedy na uwadze trzeba też mieć wielkość turbiny. Znalezienie odpowiedniego miejsca na działce również może sprawiać trudności, choćby jej położenie itd. Porad i prognoz można szukać m.in. za pośrednictwem serwisu Global Wind Atlas, gdzie podawane są dane o wietrzności i można przeprowadzić symulacje potencjalnej pracy turbiny w danym miejscu.
Na tej liście możliwych przeszkód nie może zabraknąć ostatniej – kosztów. NFOŚiGW w swoim informatorze szacuje, że wykonanie mikroinstalacji wiatrowej to koszt rzędu:
- o mocy 3 kW to ok. 20 000 – 30 000 zł,
- o mocy 5 kW to ok. 40 000 – 50 000 zł,
- o mocy 10 kW to ok. 80 000 – 100 000 zł.
W tym kosztorysie mowa tylko o turbinie, na którą można dostać dotację w wysokości do 50 proc. kosztów kwalifikowanych, ale nie wyższej niż 30 tys. zł. Czyli dofinansowanie wyniesie, w zależności od wybranego wiatraka (według rozpiski Funduszu) od 10 do maks. 30 tys. zł.
Inne kwoty pojawiają się przy wycenach fotowoltaiki, gdzie za instalacje o mocy 10 MWp trzeba zapłacić około 35 tys. zł (wiele zależy od wybranego modelu, umiejscowienia itd.). W przypadku fotowoltaiki dofinansowanie w ramach ostatniej edycji programu „Mój prąd” sięgało 7 tys. zł.
Nie najlepiej wypadają też małe turbiny pod względem wykorzystania mocy zainstalowanej (capacity factor). W sieci można natrafić na bazy danych z cominutowymi odczytami z pracy małego wiatraka i wahają się od zaledwie 1,9 do 36 proc. Wynik jest jednak zależny od warunków wietrznych etc. Turbina zainstalowana na budynku jednego z instytutów Universidade de São Paulo, a więc pracująca w terenie zabudowanym, osiągnęła capacity factor na poziomie 2 proc. – takie wyliczenia przedstawiono w pracy poświęconej temu projektowi z 2022 roku.
Jeszcze zanim wystartował program, pojawiły się głosy krytyczne na jego temat. Jak wykazywała Fundacja Instrat, nawet wysokie dofinansowanie nie zachęci gospodarstw domowych, ponieważ cena wiatraków jest zbyt wygórowana. „Wg danych Duńskiej Agencji Energii (DAE) mogą one wynosić nawet ok. 24 tys. zł za kW dla turbiny 10 kW, około 5 razy więcej niż średnia dla typowej prosumenckiej instalacji PV (8 kW) – 4,6 tys. zł za kW” – pisał Instrat.