Reklama

Kwestia zamkniętych rafinerii pojawia się w czeskich mediach bardzo często i ma związek z dość niechętnym podejściem części lokalnych elit do konsolidacji aktywów petrochemicznych przez PKN Orlen. Już rząd Petra Nečasa podejmował próby ograniczenia polskiej ekspansji w Czechach i próbował konsolidować aktywa w sektorze paliwowym jakimi dysponowało państwo właśnie wokół spółki Mero (chodzi o jej połączenie z firmą Čepro). Taka postawa skutkowała również agresywnymi poczynaniami wobec kontrolowanego przez Polaków Unipetrolu, któremu zawyżano taryfy na przesył ropy naftowej po to by nakłonić Orlen do jego sprzedaży. Plan ten jednak nie powiódł się. 

Orlen kontynuował swoją ekspansję nad Wełtawą mimo, że po zmianie rządu w Pradze, w gabinecie Bohuslava Sobotki ważną pozycję zajął Andrej Babiš skonfliktowany z płockim koncernem od czasu prywatyzacji Unipetrolu. Pierwsze efekty działań strony polskiej są już widoczne. Oczekuje ona na uprawomocnienie się pozytywnej decyzji urzędu antymonopolowego w sprawie przejęcia udziałów Eni w Česká Rafinérská. Pozwoli to Orlenowi stać się jedynym udziałowcem czeskich rafinerii, ale na tym apetyt Polaków się nie kończy. Coraz częściej mówi się bowiem o tym, że PKN Orlen chciałby zostać właścicielem Mero. Dzięki temu kontrolowałby nie tylko sektor petrochemiczny (wytwarzanie i dystrybucję) nad Wełtawą, ale także sieć przesyłową. 

Plany te nie podobają się wielu środowiskom w Pradze twierdzącym, że dominacja płockiej grupy jest szkodliwa dla czeskiej racji stanu. To dlatego tak często w czeskich mediach pojawia się kwestia „kolonizowania czeskich spółek polskimi menadżerami” (w styczniu br. pisały o tym Lidové Noviny) czy chęci „podziału i sprzedania przez Orlen swoich aktywów nad Wełtawą” m.in. Babišowi zainteresowanemu spółkami Chemopetrol i Paramo z grupy Unipetrol (w styczniu br. pisał o tym tygodnik Echo). Te same motywacje stoją zapewne za rewelacjami o „zamykaniu rafinerii” dziennika Hospodářské Noviny posiłkującego się wypowiedzią szefa Mero tj. spółki przyjmującej przecież wobec Orlenu wielokrotnie postawę konfrontacyjną (zarówno w zakresie równoległej konsolidacji sektora petrochemicznego realizowanej przez rząd kosztem strony polskiej jak i nacisków związanych z wysokością taryf przesyłowych).

Jak w każdej informacji tak i w tej o „zamykaniu rafinerii” jest jednak ziarno prawdy. W ubiegłym roku Unipetrol musiał dementować doniesienia o „chęci sprzedaży rafinerii w Kralupach” czeskiemu skarbowi państwa (Reuters, lipiec 2014 r.). Już wtedy klimat inwestycyjny w Czechach musiał zatem nie być sprzyjający dla Polaków. Najwidoczniej dawne plany koncentracji własności państwowej wokół Mero były nadal żywe. Dziś sytuacja Orlenu musi być jeszcze gorsza. W październiku ubiegłego roku partia Ano 2011 Andreja Babiša odniosła drugie z rzędu (po wyborach do PE) zwycięstwo, wyprzedzając koalicyjną Czeską Partię Socjaldemokratyczną premiera Buhuslava Sobotki. Wzrastająca pozycja skonfliktowanego z płockim koncernem polityka – potentata przemysłowego nie wróży niczego dobrego...

Reklama

Komentarze

    Reklama