Projekt wydaje się bardzo kuszący, ale... region w którym planowane jest wydobycie to jedno z kluczowych zagłębi turystycznych Hiszpanii. Stąd liczne obawy. FT pisze, że decyzja o rozpoczęciu poszukiwań będzie częścią strategicznego zwrotu w polityce energetycznej Hiszpanii. Madryt zdał sobie sprawę, że droga do niezależności energetycznej na pewno nie wiedzie przez OZE. Już teraz znacznie obcięto dopłaty do odnawialnych źródeł energii. Przyszłością ma być krajowe wydobycie węglowodorów. Jest to zarówno efekt kryzysu gospodarczego w Europie jak i rosnącej świadomości na temat konieczności dywersyfikacji dostaw energii.
"Przez wiele lat pod rządami socjalistów Hiszpania była bardzo mocno nakierowana na rozwój odnawialnych źródeł energii, szczególnie elektrowni słonecznych i wiatrowych. Teraz to się skończyło. (...) Chodzi o ograniczenie znacznego uzależnienia kraju od zagranicznych dostaw ropy, poprzez wiercenia w poszukiwaniu surowca i technologię szczelinowania hydraulicznego".
Hiszpania obecnie importuje ponad 99 proc. ropy, co bardzo uderza w jej bilans handlowy. Rząd hiszpański liczy, że rozpoczęcie wierceń na Atlantyku pozwoli znaleźć nowe źródła przychodu i przyciągnie inwestycje, a w rezultacie obniży rachunek za import energii, który dziś wynosi ok. 40 mld dolarów rocznie.
Projekt ma jednak swoich sceptyków, którzy ostrzegają, że rozpoczęcie wierceń w pobliżu archipelagu uderzy w turystykę - jedną z gałęzi gospodarki, które hiszpańskiemu budżetowi przynoszą największe wpływy. Przeciwko projektowi opowiedzieli się m.in. znani celebryci.
"Lokalny parlament, lokalny rząd, gminy i ludzie na ulicach-wszyscy są przeciwni temu projektowi. To jest antydemokratyczne".
Maciej Sankowski