Reklama

Przesunięcie w czasie do 2015 roku wdrożenia strefy wolnego handlu pomiędzy UE i Ukrainą jest odczytywane w kategoriach istotnego ustępstwa wobec Rosji. Ustępstwa, które wygenerowała niemiecka polityka zagraniczna zmierzająca do zamrożenia konfliktu w Donbasie za wszelką cenę (porównaj - „Niemcy wesprą rosyjski plan dla Ukrainy”). Na domiar złego coraz więcej przesłanek zaczyna przemawiać za tym, że pojednawczy kurs obliczony na normalizację relacji z Moskwą zostanie obrany również przez nowy skład Komisji Europejskiej. Taką możliwość zasygnalizował bowiem w tym tygodniu dobrze zorientowany w kulisach europejskiej polityki Jerzy Buzek apelując o to, by Europy nie podzielił ponownie mur – tym razem gazowy. Chodzi o możliwość uczynienia wyjątku od europejskiego prawa energetycznego na rzecz Gazpromu w kontekście South Streamu i OPAL-u a więc lądowej odnogi Nord Streamu. Oba gazociągi objęłyby swoimi „ramionami” Europę Środkową i „odcięły” ją od zachodu. Ustępstwa legislacyjne ze strony KE skutkowałyby natomiast umocnieniem monopolu gazowego Rosji na starym kontynencie.

Powyższy trend polityczny jest starannie wzmacniany przez działania Kremla. Na razie „wstrzymał” on prowadzoną przez siebie ofensywę w Donbasie ograniczając poważniejsze walki do prób zdobycia lotniska w Doniecku i węzła komunikacyjnego Debalczewo. Oba cele muszą zostać odbite w najbliższym czasie z rąk ukraińskich, by „republiki ludowe” mogły być efektywnie zaopatrywane przez Rosję. W tej aprowizacyjnej układance niebagatelną rolę pełni jeszcze port w Mariupolu, którego Kreml z pewnością również nie odpuści.

Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy rosyjskie wojska ostatecznie wstrzymają działania prowadzące do zaboru nowych ukraińskich terytoriów - mam tu na myśli szczególnie uzyskanie lądowego połączenia Rosji z Krymem, czy zdobycie Odessy (Porównaj - „Rosyjskie natarcie na Odessę”). Niemniej rozpoczęcie procesu „zamrażania” konfliktu w Donbasie wydaje się na dzień dzisiejszy prawdopodobne z dwóch powodów:

  • Pierwszą przyczyną jest „kapitulacja Kijowa” – jak w europejskich mediach określono nadanie specjalnego statusu Donbasowi. Przyjęte przez Radę Najwyższą Ukrainy założenia legislacyjne pokrywają się w zasadzie z postulatami wysuwanymi w ostatnim czasie na łamach rosyjskiej prasy przez osoby powiązane z Kremlem i wyraźnie wzmacniają wpływ Moskwy na sytuację nad Dnieprem (porównaj - „Separatyści chcą Unii Celnej z Rosją. Zablokują integrację Ukrainy z UE?”).

Jak widać Kreml uzyskał nabytki terytorialne i wypracował narzędzia pozwalające kontrolować sytuację na Ukrainie, tymczasem UE zdaje się akceptować ten fakt i wysyła pod adresem Rosji pojednawcze sygnały. Stawia jednak warunek - zamrożenie konfliktu. Czy Władimir Putin zadowoli się swoimi dotychczasowymi osiągnięciami i postanowi je usankcjonować? Konstrukcja nowego budżetu, czy ograniczenie ofensywy „separatystów” mogą świadczyć o tym, że tak. Mogą – bowiem w obecnej sytuacji nikt nie jest w stanie przewidzieć dalszego scenariusza wydarzeń. Tym bardziej, że w Rosja równolegle do pojednawczych gestów wysyła również sygnały prowadzące do wzrostu napięcia politycznego. Mam tu na myśli festiwal manewrów wojskowych (porównaj - „Rosjanie ćwiczą strzelania rakietowe i artyleryjskie”), deklaracje o zwiększeniu wydatków na armię (porównaj - „Rosja zwiększa budżet obronny o ponad 20 %”), dalsze zbrojenie separatystów (porównaj - „Rosyjskie systemy Pancyr-S1 w rękach separatystów”) oraz wzmacnianie wojsk na okupowanym Krymie (porównaj - „Rosja wzmacnia wojska na Krymie”).

Osobiście uważam jednak na chwilę obecną opcję zamrożenia konfliktu za bardziej prawdopodobną od kontynuacji zakrojonej na szeroką skalę ofensywy separatystów. Jej wdrożenie wymusi bowiem na Zachodzie kolejne sankcje co w aspekcie surowcowym może mieć dla Rosji niebagatelne znaczenie. Już dziś musi ona sięgać do rezerw emerytalnych, by stabilizować działalność swoich potentatów energetycznych. Pod znakiem zapytania stoją wielkie projekty wydobywcze na Syberii Wschodniej i w Arktyce, bez których rosyjski poziom wydobycia (a więc i wpływy budżetowe) nie zostanie utrzymany. Jakby tego było mało są coraz większe problemy z ceną ropy naftowej co uwzględnia nowy projekt budżetu federalnego szacując, że baryłka Brent będzie kosztować w przyszłym roku około 100 $. To niewiele jak na potrzeby Moskwy zaangażowanej militarnie na Ukrainie, ale i wydającej nieprawdopodobne kwoty na niwelowanie skutków restrykcji zachodnich i długotrwałe utrzymywanie w pełnej gotowości ogromnych mas wojska. W tym kontekście wydaje się, że czynniki ekonomiczne powoli „doganiają” Władimira Putina. Jednocześnie sytuacja polityczna pozwala mu na wycofanie się z całej operacji ukraińskiej z twarzą a więc zachowanie wpływu na Ukrainę, utrzymanie pośredniej kontroli nad Donbasem i utrzymanie Krymu.

Reklama

Komentarze

    Reklama