Na wczorajszym (29 stycznia) nadzwyczajnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw UE, które zwołano w związku z ostrzałem ukraińskiego Mariupola przez wspieranych przez Rosję separatystów, zdecydowano o zleceniu Komisji Europejskiej przygotowania do 9 lutego nowej listy osób, które zostaną objęte sankcjami wizowymi i zamrożeniem aktywów (poza tym przedłużono do września br. obowiązywanie już funkcjonujących, analogicznych restrykcji). Według szefa polskiej dyplomacji, Grzegorza Schetyny, od razu po sporządzeniu wspomnianego wykazu powinien on zostać zaakceptowany przez kraje członkowskie. Oprócz tego KE i Służba Działań Zewnętrznych (unijna dyplomacja) otrzymała zgodę na podjęcie "prac nad przygotowaniem odpowiednich działań" wobec Rosji. Chodzi najprawdopodobniej o nowe sankcje gospodarcze (słowo to nie pada w oficjalnym dokumencie ze spotkania). Decyzja w sprawie ich ewentualnego przyjęcia zapadnie jednak dopiero na marcowym szczycie UE.
Media oceniają powyższe ustalenia jako sukces podkreślając, że udało się utrzymać solidarność krajów Wspólnoty. Tuż przed nadzwyczajnym spotkaniem ministrów spraw zagranicznych krajów unijnych głośno dyskutowano bowiem o możliwości zablokowania nałożenia nowych sankcji na Rosję przez Grecję (wymagana jest jednomyślność w tej sprawie), w której do władzy doszła eurosceptyczna i prorosyjska Syriza. Ostatecznie osiągnięto jednak kompromis. Należy jednak podkreślić, że nie gwarantuje on wcale zgody Aten na wdrożenie w marcu nowych restrykcji gospodarczych wobec Moskwy, tymczasem to one zdefiniują ciężar odpowiedzi Brukseli na agresywne poczynania Kremla na Ukrainie.
Tymczasem kolejny pakiet sankcji gospodarczych wymierzonych w Rosję to nie tylko kwestia wiarygodności UE w kontekście postępującego demontażu europejskiego systemu bezpieczeństwa jaki ma obecnie miejsce w Donbasie. To także test funkcjonowania Wspólnoty w realiach coraz większej popularności skrajnych środowisk politycznych finansowanych przez Kreml. Bynajmniej lewacka Syriza nie jest tu zjawiskiem reprezentatywnym. Emanacja wpływów Moskwy ma bowiem miejsce głównie wśród ugrupowań skrajnie prawicowych takich jak: francuski Front Narodowy, brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, węgierski Jobbik etc. W tym kontekście trzeba mieć świadomość tego, że nałożenie nowych obostrzeń na gospodarkę rosyjską to nie tylko obrona funkcjonującego w Europie systemu bezpieczeństwa, ale także samych podstaw funkcjonowania Unii Europejskiej, którą mogą w przyszłości rozsadzić skrajne światopoglądowo partie powołane do życia dzięki strumieniowi rubli. Strumieniowi, który można jednak osuszyć...
Rosja już przeżywa drastyczne problemy gospodarcze, które są kosztem prowadzonej przez nią imperialistycznej polityki. Jamie Schea, asystent zastępcy sekretarza generalnego NATO ds. bezpieczeństwa, twierdzi że w wyniku spadków cen ropy naftowej i już obowiązujących restrykcji ekonomicznych, Moskwa straci w tym roku około 150 mld $. Kwota ta może być jeszcze większa jeżeli UE stanie podczas marcowego szczytu na wysokości zadania. Jak spekulują rosyjskie media nowy pakiet sankcji ze strony Wspólnoty może bowiem dotyczyć kolejnych ograniczeń finansowych, w tym zakazu nabywania obligacji rządowych czy zmniejszenia maksymalnego okresu zapadalności kredytów pozyskiwanych przez rosyjskich inwestorów na Zachodzie. Możliwe są także dalsze obostrzenia w zakresie dostępu Rosjan do technologii wydobywczych w sektorze naftowym i -to novum- gazowym, w tym szczególnie w Arktyce.