Reklama

„Chce Pan powrotu do przeszłości, panie Tusk?”

Tak sformułowane pytanie padło w czerwcu na antenie TVP Info z ust Wiaczesława Kantora w nawiązaniu do zablokowania przejęcia tarnowskich azotów przez Akron. Dziś brzmią one niezwykle donośnie. Rosyjska służba nadzoru fitosanitarnego kwestionuje jakość polskiego mięsa a ambasador Federacji Rosyjskiej przy UE Władimir Czyżow ostrzega przed upolitycznieniem rosyjskiego zakazu importu produktów mlecznych z Litwy twierdząc, że: 

„Podobny skandal z polskim mięsem doprowadził do zmiany rządu w Polsce”.

Dla bacznego obserwatora powyższe wydarzenia są bardzo czytelne. Oto bowiem symboliczna klamra zaczęła spinać próbę prowadzenia przez Platformę Obywatelską „pragmatycznej” polityki wobec Rosji. Jej początkiem było przecież sławne rosyjskie embargo na polskie mięso za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości. Powodem takiego stanu rzeczy jest wzrastająca asertywność partii rządzącej w obszarach gospodarczych, którymi interesują się Rosjanie.

Sprawa Azotów to oczywiście zaledwie drobny wycinek rzeczywistej przyczyny „powrotu do przeszłości”, którego początki możemy właśnie obserwować. Jego sednem jest sprzeciw na głębokie wejście rosyjskiego kapitału nad Wisłę. Zbiegł się on w czasie z powolnym wychodzeniem z cienia Bartłomieja Sienkiewicza, a w końcu objęciem przez niego teki ministerialnej i roli koordynatora służb specjalnych.

To właśnie wtedy nastąpiło apogeum sporu o Grupę Azoty. Rząd Donalda Tuska zmienił jej statut uprzywilejowując pozycję skarbu państwa i ograniczając prawa innych dużych akcjonariuszy spółki de facto uniemożliwiając jej przejęcie przez rosyjski Akron.

Przypuszczalnie pod wpływem Sienkiewicza Donald Tusk kategorycznie wykluczył możliwość budowy tzw. Pieremyczki na terytorium Polski (to gazociąg, który miałby dostarczać przez nasz kraj rosyjski gaz na Słowację i Węgry). Stało się tak pomimo pokus związanych z finansowymi wpływami tranzytowymi oraz silnego trendu publicystycznego, który można streścić w haśle „nie popełniajmy błędów w wyniku, których powstał Nord Stream” (powstał z powodu braku zgody Polski na budowę Pieremyczki).

Prawdopodobnie dzięki biznesowym i analitycznym doświadczeniom Sienkiewicza oraz przesuwaniu się w jego stronę (kosztem PSL-u) energetycznego ośrodka decyzyjnego rząd Platformy Obywatelskiej nie zgodził się na import energii elektrycznej z obwodu kaliningradzkiego. Budowana tam elektrownia atomowa (w czerwcu inwestycję tą nagle zamrożono), miała produkować prąd na eksport do Polski i Litwy. Sukces tej inwestycji mógł uzależnić dodatkowo nasz kraj od energii rosyjskiej a także storpedować projekt budowy własnej elektrowni atomowej. Polskie „nie” było dla Rosjan zaskakujące i nagłe, jeszcze pod koniec 2012 roku wielu polityków PO twierdziło, że rząd jest otwarty na rosyjską koncepcję sprzedaży energii elektrycznej i prowadzone są pod tym kątem rozmowy. Prace budowlane w obwodzie kaliningradzkim szły wtedy pełną parą i to mimo braku chęci na import rosyjskiego prądu ze strony Litwy.

Są to zaledwie pierwsze z brzegu przykłady obrazujące nie dla wszystkich Polaków dostrzegalny fakt, że ani w „pisowskiej” ani w „peowskiej” Warszawie nie ma dziś miejsca dla Sbierbanku (od przynajmniej trzech lat Rosjanie aktywnie sondują możliwość wejścia na polski rynek tego podmiotu. Pozwoliłoby im to na obsługę swoich przedsięwzięć nad Wisłą przez własny bank i zwiększenie penetracji naszej gospodarki). To właśnie z tej przyczyny postulowana przez Platformę Obywatelską „pragmatyczna polityka” na kierunku rosyjskim zawiodła. Dano Rosjanom palec a oni zażądali całej ręki. Gabinet Tuska musiał więc wejść w buty Prawa i Sprawiedliwości. I zrobił to.

Oczywiście gwoli sprawiedliwości należy dodać, iż to aktualny stan, do którego chcąca odróżniać się wizerunkowo od opozycji Platforma musiała dorosnąć. Stąd lekkie zdezorientowanie Rosjan, którzy wiązali z obecnym rządem Polski wielkie nadzieje. Zawiedli się jednak a dziś rozwścieczeni rzucają ustami Kantora i jemu podobnych pogróżki pod adresem najwyższych władz Rzeczpospolitej.

W kontekście powyższych wydarzeń pozostaje mieć nadzieję, że polskie elity polityczne wyciągną wreszcie odpowiednie wnioski z całej sytuacji, przestaną dawać się rozgrywać i ukują sensowny konsensus wobec polityki zagranicznej w odniesieniu do Rosji. Jest on dziś bardziej potrzebny od tego, który wiele lat temu wyłożyła Paryska Kultura w odniesieniu do Ukrainy.

Reklama

Komentarze

    Reklama