Reklama

Portal o energetyce

Ministerstwo Gospodarki przyjęło Program Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ). Co to oznacza w praktyce?

  • Ilustracja: ESA/ATG medialab
    Ilustracja: ESA/ATG medialab

Dokument, który jest swego rodzaju mapą drogową dla polskiego programu jądrowego trafi teraz do uzgodnień międzyresortowych. Należy oczekiwać, że na tym etapie padnie wiele uwag i pytań ze strony pozostałych ministerstw. 

Ostatnim, ale jednocześnie najważniejszym etapem prac nad PPEJ będzie przyjęcie go (lub nie) przez Radę Ministrów. Pierwotne założenie jest takie, że rząd miałby się w tej sprawie wypowiedzieć do końca roku. Jest to jednak mało realny termin, choćby ze względu na spodziewane zainteresowanie projektem w trakcie konsultacji międzyresortowych.

Ostateczna decyzja rządu w sprawie realizacji PPEJ będzie bardzo ważnym sygnałem politycznym. Wielu obserwatorów rynku energetycznego spekuluje bowiem, że Premier Donald Tusk będzie raczej szukał opcji wyjścia z projektu jądrowego, co sugerował w kilku wypowiedziach medialnych Jan Krzysztof Bielecki – szef rady Gospodarczej przy Premierze. Zgoda rządu w sprawie PPEJ na pewno zdecydowanie przybliży możliwość budowy polskiej elektrowni jądrowej choć jeszcze jej nie przesądza. Nie określa także sposobu realizacji tego ambitnego zadania. To akurat dobrze, bo rząd może zostawić sobie w ten sposób kilka opcji – ze sprzedażą projektu parterowi zagranicznemu włącznie.

Jednak już sam fakt dyskusji w gronie konstytucyjnych ministrów będzie istotnym sygnałem, także z komunikacyjnego punktu widzenia, którego dziś trochę brakuje – projekt jądrowy jest konsekwentnie realizowany, nic się nie zmienia.

Przy okazji dyskusji o pierwszej polskiej elektrowni atomowej warto rozważyć scenariusze, które dziś realizowane są choćby w Wielkiej Brytanii. Tam rząd, decydując się na długoterminową współpracę z francuskim EdF, zagwarantował nie tylko odbiór określonego wolumenu energii, ale także zaakceptował minimalną cenę po jakiej energia będzie odbierana od wytwórcy przez kolejne 20 lat. Analizując sytuację na rynku energii z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że kimkolwiek będzie inwestor czy późniejszy operator elektrowni, nie unikniemy podobnych rozwiązań.   

Maciej Sankowski 

Reklama

Komentarze

    Reklama